Powódź się kończy, fala na Odrze dotarła do Szczecina
Jej ofiary liczą straty i mozolnie starają się odbudować swój byt. Politycy nadal obrzucają się popowodziowym błotem, wskazując winnych zaniedbań podczas samej powodzi i zaniechań przed jej nadejściem. Tak naprawdę winni są wszyscy, bo ostatnia wielka powódź w tej części Polski przeszła 27 lat temu. W tym czasie krajem rządziły niemal wszystkie ugrupowania, które mają swoich przedstawicieli w sejmie. W 2010 r. fali sunącej Wisłą zabrakło kilku centymetrów, aby przelać się przez wały w Warszawie. To jednak nie nauczyło naszych polityków zawierania porozumień ponad politycznymi podziałami w sprawach choćby bezpieczeństwa własnych obywateli, tak aby budowa np. zbiorników retencyjnych w Kotlinie Kłodzkiej nie padła ofiarą politycznej rozgrywki. A przecież jest znacznie więcej kwestii, które wymagają takiego traktowania, choćby bezpieczeństwo żywnościowe wspominane w tej rubryce wiele razy.
Po tej powodzi zwraca uwagę jeszcze jeden problem – w mediach w zasadzie nie było widać wsi i rolników
Dominowały obrazy ze Stronia Śląskiego, Lądka-Zdroju i Kłodzka. Oczywiście, że mieszkańcy tych miast przeżyli ogromną tragedię. Ale zapytam prowokacyjnie: czyja tragedia jest większa, tego, który stracił wyposażenie trzypokojowego mieszkania (i otrzyma do 200 tys. zł na jego remont), czy rolnika, któremu woda zalała całą zebraną w tym roku pszenicę i który nie będzie miał z czego spłacić swoich zobowiązań? Albo rolnika, który stracił cały zapas kiszonki oraz siana dla krów i nie ma ich czym karmić?
Rząd oferuje wsparcie dla dzieci, osób z niepełnosprawnościami, studentów, kredytobiorców i przedsiębiorców. Rolnik może liczyć na ulgi w podatku rolnym, składkach KRUS i dzierżawach w KOWR oraz pomoc psychologiczną. Mówiąc przekornie, może należałoby zaoferować rolnikom poszkodowanym w powodzi ulgi w opłatach egzekucyjnych pobieranych przez komorników, którzy będą windykować ich należności za środki produkcji?
Stąd gorący apel do ministerstwa rolnictwa, aby poszukało pieniędzy na pokrycie strat w płodach rolnych zniszczonych przez wodę. To wszystko jest w zasięgu ręki. W każdej gminie jest przecież odpowiednia komisja. Są także przygotowane mechanizmy pozwalające zgłaszać straty (aplikacja do zgłaszania szkód rolniczych). Przecież nie chodzi o milion gospodarstw, w powodzi ucierpiała tylko część województwa dolnośląskiego i opolskiego, to łącznie ok. 120 tys. ha. Oczywiście pomysł 5000 zł do hektara jest dobry, ale rolnikom, którzy dzierżawią ziemię nieformalnie, wiele nie pomoże. Są także kwestie związane z programami rolnośrodowiskowo-klimatycznymi, w których 20% łąk trzeba pozostawić niekoszone. Potrzebna jest zgoda na wykoszenie tych obszarów, aby sianokiszonka mogła trafić do powodzian. Państwa to nic nie będzie kosztowało.
My koncentrujemy się na pomocy powodzianom, a świat idzie do przodu
Chiny, które są największym na świecie importerem mleka, zalewa fala tego surowca. I to budzi nadzieję na przyszłość. Chińczycy w ciągu siedmiu lat zwiększyli produkcję mleka o niemal 12 mld l (do 42 mld l). W tym czasie spadła jednak znacząco liczba urodzeń i popyt na mleko dla dzieci. Chińskiego mleka nie da się eksportować, ze względu na aferę z jego fałszowaniem sprzed lat (zmarło sześcioro dzieci, a tysiące trafiły do szpitali). Efekt jest taki, że cena skupu mleka spadła tam (w przeliczeniu) do około 1,7 zł/l, przy kosztach na poziomie 2,05 zł/l. Chińczycy zaczęli więc redukcję pogłowia. Jeden z największych dostawców mleka w Chinach – spółka Modern Dairy – pozbędzie się połowy z ponad 450 tys. krów. Co ciekawe, komunistyczne państwo nie zadbało choćby o to, aby połączyć dostawców i przetwórców w spółdzielnie. Może to oznaczać, że w możliwej do przewidzenia przyszłości Chiny zwiększą import mleka i zdejmą nadwyżkę, która zalega na światowym rynku.
Sporo dzieje się w sprawie europejskiej integracji Ukrainy
Jaki to może mieć dla nas skutek – wiadomo. Ukraińcy nie zamierzają wchodzić do UE na kolanach, bo mają bardzo konkurencyjne rolnictwo. Widać to po niedawnej konferencji poświęconej m.in. drodze ukraińskiego rolnictwa do UE. Jak na razie z ust reprezentantów Ukraińskiego rolnictwa padają takie deklaracje: Europejska polityka rolna po wojnie miała na celu zapewnienie rolniczych dochodów. Na pewnym etapie do dotacji wprowadzono inne narzędzia wsparcia. W efekcie mamy ogromną ilość zakłóceń, zwłaszcza w Polsce, gdzie przeciętne gospodarstwo rolne posiadające 11 ha nie jest w stanie zapewnić sobie przyzwoitych warunków nawet przy dopłatach. Z takim wprowadzaniem w błąd musimy walczyć.
Paweł Kuroczycki
fot. Szl. Śliwiński