Uff, jest wreszcie rozporządzenie o dopłatach do zboża
Od Europejskiego Forum Rolniczego w Jasionce, kiedy obietnica wprowadzenia takich dopłat padła z ust ministra Czesława Siekierskiego, upłynął niemal miesiąc. Biegu spraw nie przyspieszyły nawet wybory samorządowe, a przecież poprawiłoby to notowania rządzącej koalicji. Chyba że chodziło o to, aby nie wspierać jednej z partii wchodzących w skład koalicji (PSL), nawet kosztem wzmocnienia politycznych przeciwników (PiS). Wiem, że to teza karkołomna, i nie jest to miejsce na politykowanie, ale ciągle nie mogę zrozumieć dlaczego tak z tym rozporządzeniem zwlekano. Zwłaszcza że rządzący nie powoływali się przy okazji na zgodę Brukseli na uruchomienie nowych dopłat. No chyba Komisja Europejska nie ma zamiaru prześladować premiera Tuska za próby wspierania polskiego rolnictwa? Zwłaszcza że nie dotarły do nas informacje, żeby protestowała przeciw wspieraniu producentów kukurydzy przez tak nielubianych w Brukseli jego poprzedników.
Blokady mogą więc powrócić na drogi
Ale mniejsza o przyczyny braku rozporządzenia o dopłatach do zbóż. Po siewach kukurydzy, w rolnictwie nastąpi, mówiąc językiem wojskowych, „taktyczna pauza” do sianokosów. Blokady mogą więc powrócić na drogi. Następnie czeka nas wielka „bitwa”, po której dojdzie do rozstrzygnięcia. Na zachodzie szykują się bowiem do wielkiego protestu 4 czerwca przed wyborami do Parlamentu Europejskiego (zaplanowanymi na 6–9 czerwca). Nie przypominam sobie w ciągu minionych 20 lat wyborów do Parlamentu Europejskiego, które mogłyby przynieść ze sobą taki przełom. Zazwyczaj mało kogo oprócz kandydatów one interesowały. Świadczy o tym frekwencja – w 2004 r. 20%, w 2009 r. 24%, 2014 r. 23%. Dopiero 2019 r. przyniósł 45-procentową frekwencję. Nie wynikało to jednak ze wzrostu zainteresowania sprawami europejskimi, ale rosnącego napięcia politycznego w Polsce. Za sprawą naszych polityków UE była przedstawiana wyłącznie jako dawca pieniędzy. Pamiętamy choćby wyciskanie brukselki propagowane przez wicepremiera Waldemara Pawlaka w 2007 r.
Dziś jednak zaczynamy rozumieć, że nasz los w coraz większym stopniu zależy od tego, co postanowią w budynku przy ulicy Prawniczej w Brukseli, gdzie mieści się Komisja Europejska. Przez lata nie interesowaliśmy się Unią Europejską, więc UE zainteresowała się nami.
Dziś niegdysiejszy dawca funduszy postanowił wystawić rachunek. Na szczęście nie tylko nam i, co ważniejsze, to faktura sfałszowana. Stąd taki opór w całej Europie. Przy okazji wprowadzania ZŁa (Zielonego Ładu oczywiście), rządy krajów UE starają się upiec własne pieczenie przy wspólnym ogniu. Jak tłumaczył niedawno jeden z przedstawicieli rolników protestujących w Holandii, radykalna redukcja pogłowia zwierząt gospodarskich w tym kraju wynikała nie tylko z chęci ograniczenia emisji gazów cieplarnianych przez krowy. Być może ważniejszą przyczyną były problemy z gruntami pod budownictwo mieszkaniowe. Tamtejszy rząd stworzył narzędzia zmuszające rolników do sprzedaży ziemi państwowemu funduszowi. A po co rządowi ta ziemia? Oczywiście pod budowę mieszkań. Tylko, że to nie rolnicy mieli zarobić na jej przekształceniu w grunty budowlane. Jak widać, polityka klimatyczna jest często przykrywką dla różnych biznesów.
Mleko droższe o 50 gr
Weźmy na przykład opłaty kaucyjne, które wejdą od początku 2025 r. (50 gr za plastikową butelkę). W plastikowych butelkach sprzedaje się mleko. To najtańsza forma jego sprzedaży. Niestety, od przyszłego roku będzie droższa o wspomniane 50 gr. Ktoś oczywiście na tym zarobi, zajmując się odbiorem butelek i ich utylizacją. I nie będą to ani spółdzielnie mleczarskie, ani rolnicy. Wszystko będzie się działo w imię szlachetnego celu. Kaucja to kolejny czynnik, który po Funduszu Ochrony Rolnictwa i przywróceniu 5-procentowej stawki VAT pogorszy sytuację mleczarstwa nic dostawcom mleka nie przynosząc. A jeśli dodamy do tego wzrost kursu złotego i wynikające z tego pogorszenie opłacalności eksportu, to będziemy mieli najważniejsze tezy listu otwartego Dariusza Sapińskiego, prezesa SM Mlekovita w sprawie ratowania branży mleczarskiej. Trzeba tę listę uzupełnić o problem sieci handlowych, bezwzględnie wykorzystujących swoją przewagę i narzucających dostawcom żywności niekorzystne warunki współpracy.
Na pocieszenie można dodać, że holenderski Rabobank prognozuje poprawę sytuacji w branży mleczarskiej w drugiej połowie roku. Eksperci tego banku piszą, że nie będzie to „rekordowy rok, ale rolnicy na całym świecie z radością przyjmą powrót do rentowności”. Oby tak było, ale nie uwierzę, jeśli tego nie zobaczę.
Paweł Kuroczycki
fot. TPR