Komentarz naczelnegoEnvatoelements
StoryEditorKomentarz naczelnego

Polski rząd i Bruksela głuche na te postulaty branży. Jakby ktoś spisał mleczarstwo na straty

23.08.2023., 17:00h
Trudno przypomnieć sobie tak dziwny, a przede wszystkim trudny sezon, jak obecny 2022-23. Najpierw rekordowe ceny nawozów i zbóż napędzane wojną na Wschodzie i odcięciem dostaw rosyjskiego gazu do Europy. Następnie, ich spadek, gdy świat zrozumiał, że ziarno z Ukrainy dotrze do kupujących, a Europa poradzi sobie bez gazu ze Wschodu. Polski rolnik jednak oberwał podwójnie, bo zalało nas ukraińskie zboże i rzepak. Gdy już wydawało się, że czekają nas w miarę dobre żniwa, nadeszły ulewy, cyklony i inne dopusty. Tę listę uzupełniają problemy ze zgłaszaniem szkód przez rolników.

Spadek cen sprzyjał producentom świń

Spadek cen ziarna, a więc i pasz, sprzyjał głównie producentom trzody, którzy od wejścia do UE nie funkcjonowali w tak korzystnych warunkach, jak teraz. A przecież to oni po akcesji do Unii stracili najwięcej. Najpierw, pod wpływem Brukseli, własnymi rękami doprowadziliśmy do zamknięcia tysięcy miejscowych ubojni i masarni, które zagospodarowywały żywiec od lokalnych dostawców. Następnie, konkurencja z krajów starej Unii wykończyła większość tych małych i średnich producentów w latach 2007–2010. ASF po 2014 r. dopełnił dzieła zniszczenia.

Czy produkcja polskiego mleka upadnie?

Kto wie, jak dziś wyglądałaby w Polsce produkcja trzody, gdyby ci mali - jeśli przyszłoby im funkcjonować w sprzyjających warunkach - uczynili wysiłek stając się średnimi, a średni urośli do rozmiarów dużych producentów. Czy nie bylibyśmy trzodziarskim potentatem, tak jak staliśmy się liczącym się producentem mleka w Europie? Przecież tam rozwój właśnie tak przebiegał. Z małych obór powstawały średnie, a ze średnich duże. Kto dziś pamięta, że naszą przygodę w UE zaczynaliśmy z tzw. kwotą hurtową niewiele ponad 6 mld l, a dziś skup wynosi 12 mld l.

Niestety! Teraz ten trend może się odwrócić. Mleczarze mogą podzielić niegdysiejszy los trzodziarzy. Wyprzedaż bydła mlecznego przyspiesza. Dziś nie ma problemu z zakupem stada kilkuset krów mlecznych wraz z jałówkami. Dobrze, jeśli właściciele szukają odbiorcy wśród rolników, a nie w rzeźniach. Ale czy w obecnej sytuacji znajdą kupca? Jak w "Chłopach" pisał Władysław Reymont: "Gdzie mus pogania, tam bieda za orczyki ciągnie". Do tej pory spadek pogłowia równoważyliśmy większą wydajnością, ale tu są przecież granice. A bez mleka nie będzie przetwórstwa, dodajmy, że borykającego się już dziś z kolosalnymi trudnościami. Siła złego na jednego. Nastrojów nie poprawiają doniesienia z Nowej Zelandii, która zapowiada wzrost produkcji odtłuszczonego mleka w proszku i masła (kosztem pełnego mleka w proszku eksportowanego tradycyjnie do Chin), aby skutecznie konkurować na "naszych" rynkach Afryki Północnej.

W jaki sposób uratować polskie mleczarstwo?

O sposobach uratowania mleczarstwa w tej rubryce mowa była już wiele razy to:

  • objęcie zakładów mleczarskich ochroną taryfową cen gazu i prądu,
  • wykup mleka w proszku i masła po cenie gwarantującej opłacalność produkcji,
  • wprowadzenie mechanizmu, który pozwoli powstrzymać likwidację stad bydła mlecznego, np. poprzez dobrowolną redukcję produkcji.

UE powinna płacić rolnikom za zmniejszenie dostaw. Tak wiele i zarazem tak niewiele, żeby uratować branżę generującą eksport wart miliardy złotych i dającą źródło utrzymania setkom tysięcy rodzin dostawców i pracowników żyjących i pracujących z dala od warszawskich korporacji czy śląskich kopalń. Niestety, zarówno nasz rząd, jak i Bruksela, wciąż pozostają głuche na te postulaty. Zupełnie tak, jakby ktoś mleczarstwo spisał na straty. Sytuacja przypomina trochę tę sprzed likwidacji kwot mlecznych, kiedy kilka krajów UE, na czele z Francją, uparło się, żeby za ostatni rok obowiązywania limitów naliczyć kary. Francuzi obawiali się przede wszystkim Polski upatrując w niej bardzo poważnego konkurenta. W ich czasopismach mleczarskich można było przeczytać, że przeciętny polski rolnik produkuje mleko taniej niż duże i wydajne gospodarstwo we Francji. A okresy rynkowych wahań to bardzo dobra okazja, żeby zaszkodzić konkurencji.

Co będzie z ziarnem z Ukrainy?

Ciągle nie wiadomo, co stanie się z eksportem ukraińskiego ziarna. Na razie do opinii publicznej przebija się scenariusz, według którego na Morzu Czarnym czeka nas eskalacja konfliktu. Z jednej strony Rosjanie będą niszczyć ukraińskie porty i zniechęcać obce statki do wpływania do nich. Z drugiej strony, Ukraińcy chcą, także militarnie, przyblokować eksport ziarna z Rosji. To nie wróży dobrze przyszłości tego szlaku eksportowego i oznacza w zasadzie jedno: rosnący nacisk na transport lądowy, także przez Polskę.

Tak się składa, że zaczyna się sezon dożynek. W roku wyborczym można będzie się spodziewać licznego udziału w świętach plonów wielu polityków, którzy w magiczny sposób przypomną sobie o wyborcach. To najlepsza okazja, aby zapytać ich, co zrobili dla rolników: dostawców mleka, spółdzielni mleczarskich, producentów zbóż (import ziarna z Ukrainy), trzody chlewnej (walka z ASF). Zapytać grzecznie, ale stanowczo!

Paweł Kuroczycki

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
21. listopad 2024 18:43