Zespół pod pani kierunkiem bada obszary wiejskie już od 2010 r. Od 2012 robicie to we współpracy z EFRWP. Skąd ten pomysł?
– Kiedy Marek Zagórski, ówczesny prezes Fundacji ERRWP, w 2012 r. zwrócił się do naszego Instytutu o przygotowanie takiego monitoringu, w Instytucie też już wtedy myśleliśmy nad podobnym opracowaniem. Przygotowywałam wówczas książkę habilitacyjną, w której wypracowałam metodologię podobnego badania. Podjęliśmy decyzję, że przygotujemy wspólnie monitoring, nie myśląc jeszcze o tym, że będzie on cykliczny. Pierwszy sfinalizowaliśmy w 2014 r. i wtedy okazało się, że warto sprawdzić, czy trendy, które wówczas się wyklarowały, sie utrzymują. W 2016 r. opublikowaliśmy następny monitoring, po 2 latach kolejny. Ten wydany w 2018 r. był o tyle ciekawy, że, jak się później okazało, podsumował pięciolatkę Platformy Obywatelskiej i jednocześnie otworzył okres rządów PiS, które trwają do dzisiaj.
Im dłużej badamy obszary wiejskie, tym ciekawsze są wyniki. Tak jak w pierwszych opracowaniach koncentrowaliśmy się na analizie poziomu rozwoju społeczno-gospodarczego obszarów wiejskich, tak w kolejnych zwracamy uwagę na dynamikę i przyczyny tych zmian. Najnowszy monitoring, ze względu na pojawienie się pandemii koronawirusa, która mogłoby zakłócić wyniki, obejmuje okres do 2019 r. włącznie.
Jesteście więc takim trochę pasem transmisyjnym do społeczeństwa, żeby mówić o tym, jak i dlaczego jest zróżnicowana wieś oraz jak stymulować jej rozwój. Musimy wiedzieć, jakie są potrzeby tych obszarów…
– Oczywiście, są potrzeby globalne, technologiczne, klimatyczne itd. My o nich nie zapominamy, ale koncentrujemy się na tym, co dzieje się w gminach, czyli w 2175 małych ojczyznach. Okazuje się, że w zależności od tego, jak skierujemy strumień światła, ukazują się nam inne kolory i odcienie wsi. Wieś jest bowiem zróżnicowana przestrzennie. Cechują ją rozproszone osadnictwo, a zatem i działalność społeczna i gospodarcza, mniejsza dostępność do dóbr i usług, a zatem i mniejsza konkurencyjność. Ponadto każdy z 16 regionów w Polsce ma takie centrum, wokół którego ta wieś jest specyficzna, gdzie struktury społeczne, a zaraz po nich i gospodarcze są o wiele korzystniejsze. Nieustannie jeszcze na zróżnicowanie obszarów wiejskich wpływają zaszłości historyczne z czasów zaborów. Ciągle ciąży nam nie tylko specyfika zaboru rosyjskiego, ale także austriackiego. Zachód, gdzie był zabór pruski, który cechował się wyższym stopniem rozwoju i edukacji, ciągle zbiera dodatkowe punkty. Zróżnicowanie naszych obszarów wynika nie tylko z zaborów, ale i też przesunięć granic po drugiej wojnie światowej.
Te zaszłości do dzisiaj determinują nie tylko rozwój obszarów wiejskich, ale także relację pomiędzy sektorem rolniczym i pozarolniczym.
– Najlepsza ta relacja jest w Wielkopolsce, co przekłada się na wysoki poziom jej rozwoju. Tam właśnie już od czasów zaboru pruskiego oprócz rolnictwa, rozwijał się też sektor pozarolniczy, w tym obsługa rolnictwa. Im większy w strukturze lokalnej gospodarki jest udział funkcji pozarolniczych, tym lepiej. Zaawansowana dezagraryzacja gospodarki obszarów wiejskich występuje także na obszarze województw: dolnośląskiego, lubuskiego, opolskiego, pomorskiego i zachodniopomorskiego.
Mówiąc o procesie dezagraryzacji, nie ma pani jednak na myśli likwidacji gospodarstw ani zaniku funkcji rolniczych, prawda?
– Absolutnie nie, chodzi mi raczej o odchodzenie w gospodarce lokalnej od monofunkcjonalności rolniczej. Dezagraryzacja gospodarcza obszarów wiejskich w żaden sposób nie stoi w sprzeczności z możliwością rozwoju na nich nowoczesnej gospodarki rolnej. Co więcej, w pewnych warunkach sprzyja modernizacji rolnictwa, polepszając strukturę agrarną, zmniejszając zapotrzebowanie na pracę, zastępując ją wprowadzaniem maszyn rolniczych, a także nowoczesnych rozwiązań biznesowych w wyniku przekształcania tradycyjnych gospodarstw w firmy kierujące się rachunkiem ekonomicznym.
Z drugiej strony, jeżeli na poziomie lokalnym będą miejsca pracy poza rolnictwem, to taki region będzie miał wpływy z podatków i tym samym będzie się lepiej rozwijał, co będzie miało przełożenie, na przykład, na edukację, rozwój infrastruktury. Znajdzie się w nim miejsce zarówno dla tych, którzy utrzymują się z rolnictwa, jak i dla tych, którzy chcą oprócz prowadzenia działalności rolniczej prowadzić firmy, oraz dla tych, którzy utrzymują się tylko z pracy poza rolnictwem.
Tworzenie miejsc pracy poza rolnictwem jest szczególnie ważne na obszarach, gdzie coraz trudniej utrzymać się z rolnictwa….
– Oczywiście. Obecnie w Polsce mamy obszary, w których nie rozwinęły się funkcje pozarolnicze, a rolnicze zanikają. Tracą żywotność, starzeją się, bo młodzi ludzie wyjeżdżają z nich za edukacją, za pracą – i już nie wracają. Jak wynika z naszych badań, w minionej dekadzie to zjawisko było szczególnie wyraźne w województwach opolskim i świętokrzyskim, w północnych gminach województw mazowieckiego i warmińsko-mazurskiego, a w mniejszym stopniu także we wschodniej części województw kujawsko-pomorskiego i zachodniopomorskiego
Są też obszary, które nie wyludniają się, ponieważ mieszkańcy dojeżdżają do pracy w mieście. Na tych obszarach tworzy się gęsta sieć osadnicza. To zjawisko jest szczególnie widoczne w województwach podkarpackim i małopolskim.
Mamy też jeszcze specyficzne obszary, tzw. peryferyjne, czyli w strefach wokół dużych miast, z których jedni wyprowadzają się do miasta, a inni osadzają się, korzystając z tańszych warunków mieszkaniowych i ciszy wiejskiej. W krajobrazie przestrzennym tworzy się tutaj miks, a rolnictwo jest wypychane przez deweloperów, na czym w konsekwencji traci też krajobraz wiejski.
Warto też zwrócić uwagę na regiony popegeerowskie północnej Polski. Tam jest bardzo duża szansa na wzmocnienie towarowego rolnictwa. Jeśli jednak na tych obszarach nie rozwiną się funkcje pozarolnicze, a ponadto gospodarstwa nie zostaną odpowiednio wzmocnione, ludzie będą z nich też wyjeżdżać. Polityka rolna nie do końca wspiera bowiem to, co powinna.
Co ma pani konkretnie na myśli?
– Wspólna Polityka Rolna daje możliwość krajom członkowskim wybierania, w jaki sposób wesprą rozwój obszarów wiejskich, pod warunkiem zachowania jej głównych celów. Polska koncentruje się głównie na dopłatach z I filaru WPR, których celem nie są inwestycje. Tymczasem nasze obszary wiejskie ciągle ich potrzebują. Przesuwając pieniądze z II filaru do I, nadajemy dopłatom bezpośrednim po części charakter socjalny, a nie na tym powinno nam zależeć. W ten sposób nie zbudujemy konkurencyjnego rolnictwa opartego na silnych gospodarstwach towarowych, przetwórstwie oraz sektorze usług rolniczych. Nasza klasa polityczna ciągle, niestety, traktuje wieś głównie jak wyborczy elektorat. Tymczasem zbudowanie silnego konkurencyjnego rolnictwa w obliczu wojny w Ukrainie nabiera nowego wymiaru.
Na obszarach popegeerowskich, gdzie były największe gospodarstwa, zmniejsza się średnia wielkość gospodarstw rolnych. Dopasowują się one bowiem do polityki wsparcia. Ciągle dzielimy działki na mniejsze, zamiast stwarzać zachęty do koncentracji ziemi. Co więcej, ubywa nam też młodych rolników, którzy chcą przejmować gospodarstwa.
Z państwa monitoringu wynika, że w ostatnich 10 latach utrwalało się istniejące zróżnicowanie przestrzenne sektora rolniczego. Co należy zrobić, żeby to zmienić?
– Rolnictwo nie jest w stanie dzisiaj dać miejsca pracy mieszkańcom obszarów wiejskich i ta sytuacja będzie się pogłębiać. W dłuższym okresie warunkiem rozwoju sektora rolniczego jest rozwój funkcji nierolniczych na wsi. Ponadto, planując programy pomocowe, musimy ciągle mieć na uwadze, że polskie rolnictwo jest bardzo zróżnicowane przestrzennie, a potrzeby naszych obszarów wiejskich są ciągle inne niż tożsamych obszarów w krajach Europy Zachodniej.
Rozmawiała Magdalena Szymańska