Kiedy to po raz ostatni przedstawiciele rolników okupowali budynek ministerstwa rolnictwa?
Po bardzo burzliwej pierwszej połowie lat 90. ubiegłego wieku, kiedy byli tam częstymi gośćmi, doszło do tego chyba dopiero w maju 2002 roku. Władza dała się zaskoczyć śp. Andrzejowi Lepperowi i kilkuset członkom Samoobrony. Od tamtej pory gmach przy Wspólnej 30 uchodził za dość spokojny, choć stołek ministra bywał gorący. Czesław Siekierski, obecny szef resortu, jest 16. od czasu okupacji prowadzonej 22 lata temu przez Samoobronę.
Dlaczego przez 22 lata czas w budynku na Wspólnej 30 płynął w miarę spokojnie?
Bo dwa lata po tamtej okupacji weszliśmy do Unii Europejskiej i na wieś szerokim strumieniem popłynęły unijne pieniądze. Nawet jeśli zdarzały się kryzysy czy to na rynku zboża, czy wieprzowiny albo mleka, to ludzie mogli mieć nadzieję, że inwestując w gospodarstwa wyjdą z kryzysów i będą odporniejsi na wahania koniunktury. Ileż to po 2004 r. powstało nowych obór, chlewni, silosów? Ile w gospodarstwach pojawiło się nowoczesnych agregatów uprawowych, ciągników i ładowarek? To nie przypadek, że nie ma już problemu z wynajęciem kombajnu podczas żniw.
Dziś jednak nadzieja się kończy
Rolnicy zauważyli, że doszli do ściany. Inwestycje nic już nie dają. Park maszynowy nie może już być dużo nowocześniejszy, rolnictwo precyzyjne, owszem, sprawdzi się, ale w kilku województwach, gdzie funkcjonują duże dzierżawy po dawno zlikwidowanych PGR-ach. Nawet gdyby rolnik chciał wybudować kolejną oborę lub chlewnię, to skutecznie uniemożliwiają to lokalne władze. Na dodatek zasypało nas ukraińskie zboże, a co gorsza, Wspólna Polityka Rolna stała się Wspólną Polityką Antyrolną. Wobec tego, tak liczna reprezentacja młodego pokolenia na blokadach nikogo nie powinna dziwić i dać wiele do myślenia zarówno ministrom rolnictwa, jak i premierowi.
Znaleźliśmy się w momencie przełomowym, tak jak na początku lat 90. ubiegłego wieku czy na początku XXI stulecia
Po pierwsze, jeśli nic się nie zmieni, rosnąć będzie rola Ukrainy i jej rolnictwa w Europie, bo nasz sąsiad dążył będzie do wejścia do UE, a Unia chętnie go przyjmie. Ukraina wyczerpana wojną nie będzie się specjalnie targować, choć jej pozycja jest znacznie lepsza niż nasza, gdy 31 marca 1998 roku rozpoczynaliśmy negocjacje akcesyjne. Po drugie, Europa rozpoczęła planową likwidację swojego rolnictwa. Jeśli teraz rolnicy twardo nie zawalczą o swoje interesy i swoją przyszłość, to potem będzie za późno, aby cokolwiek odkręcić. Niestety, z twardą walką różnie bywa. Niedawno rolniczy liderzy okupujący ministerstwo rolnictwa nie popisali się wytrwałością. Widać, że między nimi a tymi, którzy stoją na blokadach, rośnie przepaść.
Czy ten fatalny trend można odwrócić?
Oczywiście, ale nie poprzez kosmetyczne poprawki w ekoschematach wprowadzane na jeden rok. Kierunek polityki rolnej w Unii powinien zostać odwrócony o 180 stopni. Potrzebna jest ustawa, która będzie chronić rolnicze inwestycje na terenach wiejskich. Postulowane w tej rubryce setki razy uregulowanie problemu przewagi wielkich sieci handlowych pozwoli poprawić opłacalność produkcji i to nie tylko mleka i wieprzowiny. Ale do tego wszystkiego potrzeba woli politycznej. Na razie, jeśli popatrzeć na efekty rozmów przedstawicieli protestujących z rządem, to niespecjalnie ją widać. Premier Tusk potraktował spotkania z rolnikami jak przedwyborcze wiece, na których można wszystko obiecać. Gra na zwłokę, przeciąganie rozmów, składanie obietnic, które następnie nie są spełniane to strategia, która nie zaszkodziłaby krajowi w sytuacji, gdyby chodziło o sprawy o niewielkim znaczeniu. Teraz jednak chodzi o przyszłość polskiego rolnictwa przez najbliższe dziesięciolecia, bo przecież Zielony Ład ma doprowadzić do neutralności klimatycznej w 2050 roku. Niestety, z Warszawy żadnych twardych postulatów dotyczących kierunku, w którym zmierza Unia Europejska, nie słychać.
Paradoksalnie, protesty są na rękę także ministerstwu rolnictwa
Przecież po wdrożeniu wszystkich rozwiązań Zielonego Ładu i pozostałych strategii, resort rolnictwa nikomu już nie będzie potrzebny, bo czym niby miałby się zajmować? Hodowli zwierząt nie będzie, chyba że ekologiczny chów przyzagrodowy kilku kur, a pola pozarastają chwastami, których nie będzie czym tępić. Idę o zakład, że za kilka lat nawet mechaniczne pielniki przestaną być ekologiczne, bo przecież mogą zaszkodzić gryzoniom, owadom i dżdżownicom. I nie jest to żadna przesada. Bo czy 15 lat temu komuś śniło się, że będzie musiał robić zdjęcia pola z rozrzuconym obornikiem? Rolnictwo przejdzie pod nadzór ministerstwa klimatu i środowiska. Inspekcje odpowiadające za jakość żywności będzie można przesunąć pod kontrolę ministerstwa zdrowia. Będą z tego spore oszczędności.
Paweł Kuroczycki
fot. arch. tpr