![Ceny pszenicy spadają, mocno drożeją świnie i cielaki. A co z nawozami? [Raport rynkowy 28.03.2025]](/templates/site/images/jpgs/h_no-image_640.jpg)
Psychiczny wpływ na mieszkańców miast
Mniej więcej pięć lat temu weszliśmy wszyscy w pandemię, której nikt już dziś nie pamięta. Na całym świecie koronawirusem zaraziło się 676 mln ludzi, a zmarł mniej więcej jeden chory na stu. Wiele osób zamkniętych w miejskich blokach, miesiącami nie opuszczających swoich mieszkań, do dziś odczuwa psychiczne następstwa skutków tej izolacji. Przekonaliśmy się wówczas, jak wspaniałym miejscem do życia jest wieś, gdzie „rolnik na zagrodzie równy wojewodzie”. Bez Covidu nie wiedzielibyśmy, że możliwość spaceru po obejściu, bez ryzyka zarażenia lub policyjnej interwencji może być przywilejem.
Dziś znów do drzwi Europy puka epidemia
Nie jest to koronawirus, lecz pryszczyca. I ona oprócz rolników i lekarzy weterynarii mało kogo interesuje. W styczniu była pod Berlinem, na początku marca pojawiła się na Węgrzech. Podobno serotyp wirusa jest nieco inny niż ten w Niemczech. Coś tutaj jednak nie pasuje. Sięgnijmy pamięcią do 2015 roku, kiedy przez Bałkany i środkową część Europy wędrował milion uchodźców z Syrii, Iraku, Afganistanu, czyli krajów, w których pryszczyca jest zadomowiona. Na dworcu w Budapeszcie ładowano ich do pociągów jadących w stronę Niemiec. Czy wtedy gdzieś, coś wyskoczyło? Z tego powodu trudno mi uwierzyć w przypadek, choć stronię od teorii spiskowych. Ale fakt, że mamy do czynienia z dwoma ogniskami choroby, w miejscach odległych od siebie o ponad 700 km, w tak krótkim czasie zmusza do zastanowienia się nad przyczynami. Poprzednie ognisko pryszczycy na terenie UE znaleziono w Bułgarii w 2011 roku, 10 lat po epidemii w Wielkiej Brytanii. Minęło 14 lat i mamy dwa ogniska w ciągu dwóch miesięcy.
Pryszczyca jest szczególnie niebezpieczna z dwóch powodów. Powoduje ogromne bezpośrednie straty gospodarcze u rolników, bo zwierzęta z ogniska i gospodarstw wokół niego trzeba zlikwidować. Dla niektórych branż przetwórstwa, szczególnie mleczarstwa, może być zabójcza. Jedno ognisko wystarczy, aby cały kraj utracił status wolnego od pryszczycy na co najmniej trzy miesiące. W tym czasie nie można eksportować nabiału poza Unię Europejską, a bez eksportu grozi nam załamanie rynku mleka, bo sporej części z naszej 30-procentowej nadwyżki produkcyjnej nie będziemy mogli wywieźć z kraju. Wówczas grozi nam kryzys, znaczący spadek cen skupu mleka i kłopoty zakładów mleczarskich. Na razie pryszczycy u nas nie ma i oby nie było.
Nowe, ciekawe badania
Na fali odchodzenia od Zielonego Ładu pojawiają się wyniki nowych, interesujących badań. Niedawno okazało się, że rolnictwo regeneratywne nie niesie ze sobą takich korzyści dla klimatu, jakie wynikają z różnych przepisów. Dowiedli tego naukowcy z sieci Agri Benchmark – ekonomiści rolni dr Yelto Zimmer, dr Joachim Lammel, prof. Ludwig Theuvsen i Barry Ward. Przeanalizowali oni funkcjonowanie różnych systemów uprawowych w funkcjonujących gospodarstwach rolnych. I cóż się okazało? Nie ma przekonujących dowodów na to, że rolnictwo regeneratywne przyczynia się do wiązania znaczących ilości węgla. Różnice w zawartości węgla w glebie wynikają głównie z różnych głębokości pobierania próbek, a nie ze sposobu uprawy ziemi. Owszem, ten sposób uprawy daje korzyści środowiskowe, choć i one mogą być pozorne, ponieważ uprawa uproszczona wiąże się z koniecznością zużycia większej ilości pestycydów.
Naukowcy zwrócili uwagę na to, że rolnictwo regeneratywne ma także inne skutki. Chodzi o to, że rolnicy stosują uproszczone metody, aby zyskać więcej pieniędzy z dopłat. To jednak pociąga za sobą niższe plony i sprawia, że w innym miejscu na świecie, gdzie urzędnicy mają więcej zdrowego rozsądku albo mniej do powiedzenia (np. w Ameryce Południowej), farmerzy zwiększają uprawę na areałach odebranych naturze. Efekt jest taki, że zamiast ulżyć klimatowi, szkodzimy mu.
Nieudane próby promowania biopaliw po wejściu Polski do UE
I w tym miejscu przypomina mi się propaganda, jaką ćwiczono na nas niedługo po wejściu do Unii Europejskiej. Mieliśmy jeździć na bioetanolu i biodieslu produkowanym z surowców rolnych. Wyznaczono ambitne cele wskaźnikowe, a czysty biodiesel był ze 60 gr na litrze tańszy niż paliwo z szybu naftowego. Niektórzy, co bardziej przedsiębiorczy taksówkarze kupowali w sklepach po cztery 5-litrowe bańki z olejem rzepakowym i lali do baków starych mercedesów. Mieli do tego pełne prawo, bo połowa z nich była ubezpieczona w KRUS.
Jednak na dłuższą metę nic z tego nie wyszło. Olej podrożał a biopaliwa obarczono odpowiedzialnością za wzrost cen żywności i karczowanie dżungli w Amazonii i Indonezji, bo tam głównie przybywało pól, na których uprawiano surowce do produkcji biopaliw. Dlaczego Unia forsując dziś kolejne chore pomysły, popełnia stare błędy? To prowadzi do patologii, w której rolnicy uprawiają dopłaty zamiast uprawiać zboża, ziemniaki i rzepak.
Paweł Kuroczycki
fot. envato elements