List do redakcji Tygodnika Poradnika Rolniczego
Szanowny Panie Redaktorze,
pozwalam sobie napisać do Pana, bo właśnie w mojej poczcie znalazłam fakturę za następny rok prenumeraty i po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, czy… przedłużyć ją na kolejny rok. Powodem mojego wahania nie są bynajmniej względy finansowe. Chodzi bardziej o zawartość… Bardzo dużo dzieje się w rolnictwie, bardzo dużo dzieje się u nas, rolników, bardzo dużo dzieje się na świecie. Ostatnie wiele miesięcy było dla nas bardzo trudne. Może porównywalne z latami 70. czy 80., ale te znam tylko z opowiadań.
Bardzo brakuje mi analiz czy chociażby uwzględnienia takich zjawisk, jak susza, brak wody retencyjnej – i nie chodzi tu o dodatki suszowe z ustawy czy rozporządzeń, bo te „ogarniamy” sami, ale o powody, zakres zjawiska, porównania historyczne, informacje, czy mamy się spodziewać ograniczeń w zużyciu wody, czy mamy zmieniać zabiegi na polach, żeby zwiększyć retencję wody, czy ktoś tym tematem się zajmuje czy nie, czy inni gdzieś w Europie sobie z tym radzą i jak.
Bardzo brakuje mi wiedzy i zrozumienia, co stało się z polską wieprzowiną, która dla mnie była przez całe moje życie bezkonkurencyjna w smaku. Dlaczego jest teraz niedobra, jałowa i sucha? Dlaczego, o zgrozo, wolę kupić niemiecką czy hiszpańską w Kauflandzie, jeśli się pojawi? Dlaczego sprzedajemy tuczniki, zamiast pięknie podzielone mięso, które mogłoby zachęcać do kupna (mówię tu o produkcie surowym, a nie przetworzonym). Dlaczego we Francji, Belgii, Niderlandach, Hiszpanii, Włoszech czy w Niemczech, w całej Europie w zasadzie, istnieją sklepy rzeźnickie w każdej aglomeracji, a u nas nie? Dlaczego mamy głównie ochłapy w supermarketach, które wyrzucane jak przysłowiowe „mięso” nie zachęcają do kupna? Co się stało, że polski hodowca dostarcza swoje produkty na tony, a nie jako wyrób, z którego może być dumny? Jak możemy to zmienić? Jak możemy być konkurencyjni? Naszej pracy jako hodowców konsument nie widzi i nie ma na to szans. Ale ranga naszych wysiłków, jak i problemów zyskałaby, gdyby nasz produkt był apetyczniejszy i smaczniejszy. Gdyby tusza dzielona była na 26 części, jak w większości Europy, a nie na nasze 9 kawałków czy coś koło tego, i była pięknie zaprezentowana zamiast „rzucana” na wagę w torbie plastikowej. Gdyby we Francji zabrakło nagle jednego sera z prawie 500 chronionych z nazwy i geograficznie, byłaby wojna domowa. Dlaczego u nas nie możemy tworzyć systemu, w którym konsument rozpoznawałby coś poza karkówką? Jednym słowem: „Rzeźniku, wróć!” Dlaczego kupić u nas można tylko „kurczaka”, a już jakiej rasy czy czym karmionego nigdy się nie dowiemy? Wyjątkiem będzie tu gęś owsiana. Czy to jakieś światło w tunelu? Jeśli my się do tego nie przymierzymy, to my na tym stracimy. A mięsożernym narodem jesteśmy:-)))
Brakuje mi artykułów o tym, jakie powinny być nasze najważniejsze postulaty do nowego rządu, w którym jesteśmy teraz reprezentowani przez AgroUnię. Co z oddłużeniem gospodarstw, co z emeryturami KRUS, co z brakiem dostępu do służby zdrowia na wysokim poziomie w naszych odległych wsiach? Co z cenami, produkcją, nawałem administracji itp., itd. Trzeba zacząć rozmawiać…
Jednym słowem, musimy sami się zmierzyć ze sobą, bo może się okazać, że to nie wszyscy nam robią koło pióra, tylko my sami sobie w części to robimy. Jakaś retrospekcja jest pilnie potrzebna zamiast czekania na wolę Bożą.
A Pan we wstępniaku tylko o mleku, mleku i mleku, i wegetarianach. Nota bene: tych ostatnich Pan nie zatrzyma… I, pozwolę sobie dodać – to wszystko okraszone dużą dozą krytykanctwa, sarkazmu i dość negatywnych podsumowań. A potrzebne nam są: zgoda, wiedza, analizy i poszerzanie horyzontów. Krytykowanie z linii bocznej jeszcze nigdy żadnej sytuacji nie uzdrowiło. TPR to najważniejszy tygodnik dla rzeszy rolników. Opiniotwórczy. Taki nasz własny „Newsweek”. I do tego standardu powinniśmy dążyć.
Prowadzę gospodarstwo ponad 40 ha, czyli średnie, niezadłużone. Nie prowadzę hodowli, tylko uprawy. Rolnikiem jestem od 24 lat. Swoje życie związaliśmy z Mazurami i z ziemią tutaj. Kokosów nie ma, ale jest głębokie przekonanie o sensie naszych działań. I wielkie podziękowania dla TPR, bo bez Was byłoby mi dużo trudniej.
Pozostaję z szacunkiem, rolniczka z Warmińsko-Mazurskiego.
Odpowiedź Redakcji na list rolniczki
Szanowna Pani,
serdecznie dziękuję za słowa krytyki, bo tylko ona pozwoli nam się poprawiać z korzyścią przede wszystkim dla Czytelników. Zgadzam się ze twierdzeniem, że za mało piszemy o tym, jak radzić sobie z suszą, i musimy to zmienić. Jeśli chodzi o wieprzowinę, to na tym rynku karty rozdają zagraniczni przetwórcy oraz zagraniczne sieci handlowe. I nikt ich nie zmusi do zmiany postępowania, które przynosi im zyski.
Chciałbym się odnieść do kilku tez postawionych w Pani liście.
Mleko – piszemy dużo o mleku zarówno we wstępniakach, jak i w dziale „Polskie mleko”, ponieważ bardzo duża część naszych Czytelników to dostawcy mleka, którego produkcja jest najbardziej wymagającą w branży rolniczej. To przede wszystkim mleko i jego przetwory decydują o sukcesie naszego eksportu żywności. Dzięki temu, że jesteśmy jego dużym producentem, nie musimy polegać na imporcie. Aby to docenić, trzeba wejść do sklepu w kraju, który mleka produkuje mało albo w ogóle, i zobaczyć ile ono tam kosztuje.
Wegetarianie – to od nas także zależy, czy moda na niejedzenie mięsa utrwali się w społeczeństwie, także wśród mieszkańców wsi i w rolniczych rodzinach. Jest to moda, napędzana trendami kreowanymi przez polityków zarówno z Brukseli, jak i Warszawy. Jako że jest to moda, ludzie rezygnujący z jedzenia mięsa i nabiału nie kierują się obiektywnymi przesłankami. Organizacje walczące o zakaz produkcji mięsa i mleka posługują się manipulacjami, przeinaczają fakty, a często po prostu kłamią. Jeśli nie będziemy obnażali tego procederu, to chwilowa moda utrwali się i przekształci w trwały trend.
Krytykanctwo i sarkazm – bardzo często spotykamy się ze zwykłym kłamstwem (jak hasło „Krowy są gorsze od węgla”), którego powtórzenie setki razy sprawia, że ludzie zaczynają w nie wierzyć. Jak inaczej przebić się z tą wiedzą w debacie społecznej nacechowanej ogromnymi, a co gorsza negatywnymi emocjami (napędzanymi przez polityków), w społeczeństwie podzielonym przez polityków na wrogie plemiona, których członkowie są gotowi skoczyć sobie do gardeł w interesie tych polityków?
Jeszcze raz dziękuję za słowa krytyki i polecam się na przyszłość. Każdy taki list to dla nas dowód, że TPR czytany jest z uwagą, a przede wszystkim, że jest potrzebny.
Paweł Kuroczycki
redaktor naczelny
„Tygodnika Poradnika Rolniczego”