Producenci świń załamują ręce. ASF rozprzestrzenia się po całej Polsce, szczególnie mocno atakując największe zagłębie trzodziarskie, czyli Wielkopolskę. Wirus pojawił się też w dwóch województwach (pomorskie i kujawsko-pomorskie), wolnych do tej pory od choroby. I to wszystko dzieje się w momencie, gdy trwają prace nad reformą łowiectwa bez udziału myśliwych, a wiceminister środowiska Mikołaj Dorożała daje do zrozumienia, że odstrzał dzików można zmniejszyć, bo i tak jest dwukrotnie wyższy od planowanego.
To zdaniem rolników jest kpina i absurd. Od lat zwracają uwagę, że rezerwuarem wirusa są dziki i redukcja ich populacji powinna być priorytetem w walce z chorobą. Janusz Terka, producent świń i przewodniczący piotrkowskiej Solidarności RI tłumaczy, że bez odstrzału dzików nie pozbędziemy się ASF, a sama bioasekuracja nie wystarczy.
- Jakby minister Dorożała wyjechał w teren i zobaczył, ile dzików jest na naszych polach, to by się za głowę złapał. Tylko musi wyjechać z tego swojego ministerstwa, a nie siedzieć za biurkiem. Przecież bez redukcji populacji dzika nie ma mowy o zwalczeniu ASF – podkreśla Terka.
"Dorożała niech się zajmie pracą, a nie robi happeningi"
Rolnik ma za złe Dorożale, że tak łatwo kładzie na szali polską hodowlę. Tłumaczy, że w jego gospodarstwie dosłownie kilkanaście metrów od chlewni, tuż przy ogrodzeniu, chodzi bardzo dużo dzików. I nie ma na to żadnego wpływu.
- Żeby program bioasekuracji naprawdę przyniósł pozytywne skutki, musimy zadbać to co się dzieje nie tylko na gospodarstwie, ale i wokół gospodarstwa. Wiceminister Dorożała niech się zajmie pracą, a nie robi sobie jakieś happeningi i opowiada dziwne rzeczy oderwane od rzeczywistości. Jak chce zdobyć popularność, to niech się wykaże jakimiś skutecznymi działaniami. Niech nie prowadzi wojny z myśliwymi – mówi.
Rolnik: to się dobrze się dla nas nie skończy
Zdaniem Terki działania ministerstwa środowiska niekorzystnie wpływają na rolnictwo. Ocenia, że "zmiany w prawie łowieckim czy ustawa odorowa to projekty antyrolnicze i antyhodowlane".
- To się dobrze się dla nas nie skończy – podkreśla.
Trzeba zmienić sposób walki z ASF. "Hasa sobie po Polsce"
Terka zwraca też uwagę, że obecny model walki z ASF jest nieskuteczny. Wirus nic sobie nie robi z zakazów i nakazów weterynarii, tylko w najlepsze rozlewa się na kolejne województwa. A rolnicy cierpią, bo wybijane są nie tylko chore, ale i zdrowe świnie. W efekcie gospodarstwa są likwidowane, a pogłowie zamiast rosnąć spada.
- ASF hasa sobie po Polsce. Co chwila wybijane są tysiące świń. Ale walka z wirusem według modelu wypracowanego przed laty cały czas się toczy, choć wirus zdobywa coraz to nowe tereny i coraz więcej gospodarstw jest likwidowanych. To bardzo źle, że nie zmieniamy podejścia do ASF i nie zmienia się sposób zwalczania – mówi rolnik. I dodaje, że przez opieszałość rządzących wiele gospodarstw myśli o zamknięciu hodowli. A wtedy produkcję trzody i rynek wieprzowiny w Polsce przejmą wielkie koncerny.
Kamila Szałaj