Cwani abstynenci chcą minimalnej ceny na alkohol. Dlaczego?
Mazowiecki Związek Stowarzyszeń Abstynenckich skierował do polskiego senatu petycję w sprawie minimalnych cen alkoholu. Zdaniem działaczy antyalkoholowych, piwo, wino i wódka są w Polsce zbyt tanie. Powoduje to wzrost konsumpcji alkoholu i przyczynia się do narastania wynikających z tego problemów. Komisja Petycji Senatu Rzeczypospolitej Polskiej rozpoczęła prace nad wnioskiem abstynentów.
Moim zdaniem, ta postulowana zmiana przepisów w Polsce ma nikłe szanse powodzenia. Choćby dlatego, że znaczny wzrost cen alkoholu w sklepach sprowadziłby sporą część tego biznesu do szarej strefy. Jak Polska długa i szeroka, rozkwitłyby meliny oferujące tani alkohol. Efekt mógłby być odwrotny od oczekiwanego. Prócz tego, zarówno producenci alkoholu, jak i sieci handlowe będą przeciw takiej zmianie. A to potężne lobby. Spadłyby też wpływy z VAT i akcyzy.
Dlaczego wciąż nie ma petycji w sprawie minimalnych cen zbytu żywności?
Ale nie nad losem producentów alkoholu wypada się pochylać w tej rubryce. Gdy czyta się o wniosku MZSA od razu nasuwa się pytanie: czy ktoś kiedyś złożył w senackiej Komisji Petycji wniosek w sprawie minimalnych cen zbytu żywności. Chodzi o ceny, w których kupują je sieci handlowe od dostawców mleka spożywczego, jabłek, twarogu, wieprzowiny, drobiu, wiśni, jaj, kapusty, sera żółtego, masła, ziemniaków czy buraków ćwikłowych i wielu innych produktów?
Owszem, wiele organizacji rolniczych miało takie postulaty, ale nikt nigdy ich nie spisał na papierze i nie wysłał jako wniosku do senatu. A przecież w przypadku większości produktów rolniczych można taki wniosek złożyć uzasadniając go zaletami odżywczymi i zdrowotnymi polskiej żywności, a więc i troską o zdrowie społeczeństwa.
Nie warto mieć złudzeń co do tego, że taki wniosek byłby przez senat i sejm rozpatrzony i nasz parlament uchwaliłby ustawę wprowadzającą minimalne ceny na żywność. Jednak sygnał o bardzo hipotetycznej możliwości podniesienia ceny piwa do minimum 5 zł za butelkę spowodował, że media zaczęły o tym pisać. Cwani abstynenci uzyskali już to, czego, jak się można domyślić, chcieli – zainteresowanie problemem rosnącej sprzedaży alkoholu. Wnioski dotyczące minimalnych cen zbytu żywności skłoniłyby media do zauważenia problemu i zastanowienia się, nad tym skąd się on bierze. Może wówczas obecny rząd zainteresowałby się przewagą sieci handlowych nad dostawcami.
Jak na razie najwięcej na Zielonym Ładzie skorzystali Chińczycy
Wróćmy do spraw bieżących. 10 maja odbył się w Warszawie protest przeciw Zielonemu Ładowi, czyli ZŁu. Szkoda tylko, że niewielu rolników brało w nim udział. Politycy opozycji próbują podłączyć się pod protesty, a tworzące rządzącą koalicję partie przyjęły stanowisko radykalnie anty ZŁo.
A tak na marginesie tych dyskusji i protestów, to dziś widać, że na wprowadzenie ZŁa w Europie najlepiej przygotowali się Chińczycy. Najpierw wyposażyli całą Europę w panele fotowoltaiczne zabijając ich produkcję w Unii, a teraz zalewają ją samochodami elektrycznymi, bo nie potrafi ona ich wyprodukować w odpowiedniej liczbie i cenie. Ciekawe, co będzie dalej? Co do jednego możemy być pewni. Chińczycy nie zasypią naszego rynku swoją żywnością, bo są jej największym importerem na świecie.
Susza rolnicza już dotyka rolników. Kiedy wreszcie powstanie powszechny system ubezpieczeń upraw?
Za oknami słońce i wiatr, pogoda idealnie sprzyjająca produkcji prądu ze wspomnianych paneli, ale i przez farmy wiatrowe. Ale przede wszystkim sprzyja ona suszy rolniczej. Producenci mleka i bydła mięsnego zebrali pierwszy pokos traw. Ale czy będą kolejne? Jak majowa susza wpłynie na plony zbóż? W takiej sytuacji zawsze pojawia się pytanie o system zmniejszający ryzyko ponoszone przez rolników. W czasach słusznie minionego ustroju, przy znacznie bardziej rozdrobnionym rolnictwie, funkcjonował dość skuteczny system ubezpieczeń. Pod koniec PRL-u, w 1987 r. rolnicy zawarli 2,9 mln umów ubezpieczenia upraw. W 2001 r. takich umów było 45 tys. Oczywiście na przełomie wieków inna była sytuacja dochodowa gospodarstw. Choć dziś jest to nie do pomyślenia, to 20–25 lat temu dzierżawcy zwracali ziemię do ówczesnej Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, bo nie było ich stać na płacenie czynszu.
A jaki ten system jest teraz? Czy nie powinien zostać zmieniony, czy rządzący nie powinni zadbać o to, aby stał się bardziej powszechny, a może po prostu powszechny. Specjalne wsparcie dla rolników dotkniętych suszą nie jest sprawiedliwe. Cierpią zwłaszcza gospodarze zajmujący się produkcją zwierzęcą.
W przyszłym roku upływa 20. rocznica uchwalenia ustawy o ubezpieczeniach rolnych. Mając spory wkład w jej przygotowanie Wojciech Olejniczak, ówczesny minister rolnictwa, na trwałe zapisał się w jego najnowszej historii. Czy ktoś chciałby pójść jego śladem?
Paweł Kuroczycki,
redaktor naczelny Tygodnika Poradnika Rolniczego