I na co nam ten Zielony Ład?
Donald Trump, po wygraniu za oceanem wyborów prezydenckich zapowiedział, że Ameryka skończy z zielonym szaleństwem. W ślad za tym zarówno polscy, jak i europejscy politycy zaczęli powątpiewać w sens kontynuowania Zielonego Ładu. Jednak w Unii Europejskiej najpotężniejszą siłą jest siła bezwładu. Jeżeli Bruksela już wprawi w ruch jakiś mechanizm, to bardzo trudno go zatrzymać. Przykładem niech będzie przyjęcie przez parlament Danii ustawy o tzw. podatku od wzdęć, czyli od emisji metanu i innych gazów przez krowy i świnie. Duńczycy nie zauważyli, że sytuacja się zmienia. Tamtejszy minister ds. zielonych (mają takie stanowisko w rządzie) zapowiedział też, że zalesią 15% swoich gruntów rolnych. Pogratulować zapału. Henryk Sienkiewicz pisał w „Potopie” o Tatarach z oddziału Andrzeja Kmicica, którym ten kazał wzajemnie się powywieszać za spustoszenie kilku wiosek. Tatarzy poganiali się na szubienicy, aby Kmicic się nie gniewał. Dzisiejsi duńscy politycy jako żywo przypominają Tatarów z „Potopu”. Poganiają się nawzajem, aby czym prędzej spustoszyć własne rolnictwo, gospodarkę, a następnie wykończyć także siebie.
Unia ma także inną niezwykłą zdolność
To prowokowanie protestów. Wiosną rolnicze protesty w całej Europie wywołał Zielony Ład. Jesienią przyszła kolej na porozumienie z krajami Mercosur (chodzi przede wszystkim o Brazylię, Argentynę i Urugwaj). Na dodatek, Komisja Europejska chce użyć fortelu i doprowadzić do sytuacji, w której porozumień nie będą ratyfikowały poszczególne państwa członkowskie, lecz Parlament Europejski. To bardzo niebezpieczny precedens, bo pozbawia państwa członkowskie prawa głosu w sprawie strategicznej decyzji. To w przyszłości zemści się na Unii.
Umowa z Mercosur przyspieszy likwidację rolnictwa w Europie. I nie wynika to tylko z prostego matematycznego faktu, że my produkujemy droższą żywność, więc nie jesteśmy w stanie konkurować z brazylijskim i argentyńskim mięsem wołowym, wieprzowiną, drobiem czy cukrem. Ta różnica wynika z tego, że rządy krajów Ameryki Południowej nie narzucają w swoim rolnictwie takich wymagań jak Unia Europejska. Tam z listy środków ochrony roślin nie znikają 3–4 substancje na kwartał. Nikt się nie musi martwić planami nawozowymi. A wyrąb puszczy amazońskiej to zmartwienie przede wszystkim Europejczyków a nie Brazylijczyków. Sami sobie narzuciliśmy takie wymagania. Nikt tego od nas nie oczekiwał.
A jakie ma skutki lekceważenie własnego rolnictwa?
Doskonałym przykładem jest jeden z krajów Ameryki Południowej – Wenezuela. Połowa jej powierzchni (a jest trzy razy większa od Polski) to tereny porośnięte trawą. Ma ona więc doskonałe warunki do produkcji wołowiny i te warunki wykorzystywała. Miała też ropę, którą eksportowała (posiada największe udokumentowane złoża ropy na świecie) i nieźle na tym zarabiała. W pewnym momencie rząd Wenezueli przestał dbać o rolnictwo, bo przecież za pieniądze z ropy wszystko da się kupić. Efekt był taki, że produkcja wołowiny znacznie spadła i Wenezuela musiała ją importować, choć mogłaby nią zarzucić świat. Gdy, z różnych względów, spadły dochody z eksportu ropy, okazało się, że Wenezuelczykom grozi głód. Tak będzie i z nami, jeśli o rolników nie będziemy dbać.
Tanie ziarno ma być orężem w walce z inflacją
Wróćmy jednak do spraw bardziej przyziemnych. Na świecie słychać coraz więcej głosów, które mówią, że ceny zbóż są nierealnie niskie. Tanie ziarno ma być orężem w walce z inflacją. Kolejne zaostrzenie sytuacji w Ukrainie sprzyja wzrostowi cen zbóż. Nie należy jednak przeceniać tego zjawiska, to nie 2022 rok, wojna toczy się już ponad 1000 dni. Nie zmieniło tego nawet uderzenie rosyjskim międzykontynentalnym pociskiem balistycznym. Znacznie większy wpływ na rynek zbóż ma sytuacja w Rosji. Perspektywy na kolejny sezon są bardzo złe. Większość pszenicy ozimej w Rosji wchodzi w zimę w fazie szpilkowania. To jeszcze niczego nie przesądza, ale też Rosjanom nie daje powodów do optymizmu.
Co słychać na rynku mleka?
Na światowym rynku mleka obserwujemy niespotykane od 2022 r. ożywienie. Nie jest to niestety zasługa Europy. A dlaczego? Bo w UE produkcja mleka jest najdroższa. Nie dlatego, że nie potrafimy go produkować, a nasze krowy są mniej wydajne. Tu wracamy do dyskusji o narzucanych rolnictwu obostrzeniach, braku siły roboczej wymuszającym inwestycje, np. w roboty itd. Na dodatek, Europa Zachodnia a ostatnio i Polska, zmagają się z chorobą niebieskiego języka. Na GDT, czyli nowozelandzkiej Światowej Giełdzie Mleczarskiej znów podrożały proszki mleczne i tłuszcz. Ich ceny sięgają rekordowych poziomów z 2022 r. W efekcie średnia cena skupu mleka zbliża się w Nowej Zelandii do historycznego rekordu – 1,8 zł/l. I jak konkurować z taką produkcją?
Paweł Kuroczycki
fot. arch. TPR