Prezydent zawetował nowelę pod koniec lipca. Proponowane w niej zmiany dotyczyły zdjęcia nadzoru ministerstwa rolnictwa nad odrolnieniem najżyźniejszych gruntów rolnych. Obecnie przepisy nakładają na właścicieli działek ziemi w klasach bonitacyjnych I–III mierzących powyżej 0,5 ha powierzchni obowiązek zgłaszania zamiaru odrolnienia i konieczność uzyskania zgody ministerstwa rolnictwa.
Według prezydenta zdjęcie nadzoru ministerstwa może doprowadzić do degradacji krajobrazu i utraty najbardziej wartościowych rolniczo gruntów. Przedstawiciel Kancelarii Prezydenta Olgierd Dziekoński przypomniał, że ziemie orne w I–III klasy zajmują zaledwie 25% powierzchni kraju i są nieodnawialnym dobrem narodowym, które należy chronić.
Cezary Olejniczak (SLD) ubolewał, że prezydent ustawy nie podpisał, ale nie wykazał też inicjatywy i nie przedstawił własnego projektu. Optował, by większe uprawnienia przy podejmowaniu decyzji o odrolnieniu przyznać mieszkańcom wsi, np. radom sołeckim.
Prezydenckie obawy podzielił także Gabriel Janowski: „Od 1945 r. do dziś Polska straciła grunty rolne o powierzchni równiej niemal powierzchni Czech. W Wielkopolsce wielkie centra logistyczne powstają na żyznych polach uprawnych”.
Zwyciężyły jednak argumenty, iż na odrzuconą nowelizację czekają samorządy, którym obecne przepisy uniemożliwiają rozwój i pozyskanie inwestorów. Piotr Walkowski (PSL) powołał się na przykład gminy, która w całości znajduje się na gruntach I–III klasy, w związku z czym wszelki rozwój i urbanizacja stają się dla niej niemożliwe ze względu na biurokrację, która towarzyszy każdej inwestycji.
Na inny aspekt nowelizacji zwrócił uwagę Jan Krzysztof Ardanowski (PiS). Zmiany miały przede wszystkim przyspieszyć procedury i zmniejszyć biurokrację, tak dla gmin, jak i samych rolników. Działka ziemi pod budowę domu to często jedyna forma pomocy, na jaką stać rolników w stosunku do swoich dzieci. Ostatecznie zwyciężyły argumenty o korzyściach płynących z nowelizacji. W uzasadnieniu swojej rekomendacji posłowie wskazali m.in., że obecne przepisy utrudniają inwestycje, szczególnie na obszarach, na których nie ma miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.