Polska będzie rolniczą potęgą?
To w dużej mierze od efektów ich pracy zależy czy Polska będzie nadal rolniczą potęgą: państwem, które zapewnia swoim obywatelom bezpieczeństwo żywnościowe, w którym rolnictwo i jego otoczenie mają znaczący wpływ na kondycję gospodarki.
Jednak rządzący nie dostrzegają tych dziesiątków miliardów złotych, które mogą wyparować z naszej gospodarki na skutek wprowadzenia w życie owej kontrowersyjnej ustawy. Jakby o ekonomicznej sile naszego kraju stanowiła wyłącznie Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych, w której drukuje się banknoty, a nie prawidłowo funkcjonująca gospodarka.
Rolniczy gniew jest gorszy od górniczego gniewu
Co najważniejsze, ci najbardziej prominentni politycy Zjednoczonej Prawicy nie doceniają olbrzymiej skali rolniczego gniewu. Liczą na to, że nieposłuszeństwo rolników to typowy słomiany ogień. Bo rolniczy gniew jest gorszy od górniczego gniewu. Bo organizacje zawodowe rolników są słabe, a niektórzy liderzy mają „coś za uszami”? Tylko patrzeć jak w czołowych mediach pojawią się trudne materiały na ten temat.
Dojdzie do rozmów z władzą?
Dla nas jest oczywiste, że wśród tych dziesiątków tysięcy młodych niepokornych rolników jest wielu potencjalnych liderów, którzy mogą zastąpić nawet Kołodziejczaka. Zaś jedynym dobrym rozwiązaniem są konkretne rozmowy z władzą – dodajmy rozmowy o przyszłości polskiego rolnictwa, pozbawione ideologicznych podtekstów. Pamiętajmy, że efektem najbardziej szczytnych ideologii był po prostu głód. Tak. Rolnicze strajki przysłoniła narastająca z dnia na dzień pandemia koronawirusa.
I w imię wspólnej pracy ponad podziałami, której efektem powinna być minimalizacja skutków tej zarazy, polityczne elity skoczyły sobie do gardeł. Parlament stał się miejscem totalnego obrażania, totalnych szyderstw, głupich gagów i historycznych wypominek. Panowie politycy, uczcie się od oraczy szacunku dla ziemi – dla swojej pracy. Wszak Polska to wielkie gospodarstwo.
Kto skorzysta na zakazie hodowli zwierząt futerkowych?
Przy okazji protestów warto wspomnieć o największym beneficjencie zakazu hodowli zwierząt futerkowych. To cała branża utylizacyjna, a szczególnie firma Saria, należąca do niemieckiej grupy Rethmann (jej spółka Remondis wywozi śmieci w dużych miastach), która kupiła w Polsce sześć zakładów przetwarzających odpady poubojowe oraz padłe zwierzęta. Wprowadzany właśnie zakaz spowoduje, że kilkaset tysięcy on tych odpadów z przemysłu mięsnego i rybnego, które do tej pory zjadały norki, trafi do utylizacji, za którą trzeba będzie zapłacić.
Paweł Kuroczycki i Krzysztof Wróblewski
Redaktorzy naczelni Tygodnika Poradnika Rolniczego
Fot. Pixabay