Na początku ub. roku w Zamościu odbyło się spotkanie kontraktacyjne rolników z przedstawicielem zakładu przetwórczego z Milejowa, nalężącego do firmy Kampol-Fruit. Ryszard Szwed, specjalista ds. zakupu surowca, przekonywał wtedy plantatorów do podpisywania umów kontraktacyjnych na dostawę buraka ćwikłowego. – Niektórzy się wahali, zastanawiali, czy decydować się na odmianę wczesną, bo termin wykopków może się pokryć ze żniwami. „Chociaż dwa auta” – prosił pan Szwed jednego z rolników – pamięta Anna Wrona z Werbkowic. – Zalecili konkretne odmiany buraka – dodaje Andrzej Piłat z Werbkowic, narzeczony pani Anny.
– Nalegał na wczesne dostawy, a teraz buraki leżą na polu i gniją. Zasialiśmy polecane przez zakład odmiany, wyprodukowaliśmy surowiec, a firma nie jest zainteresowana odbiorem. Po co namawiali nas do uprawy? – pytają rolnicy.
Kiedy odbiór?
– Wczesną odmianę mieli odebrać do połowy września. Resztę do połowy grudnia – mówi Arkadiusz Pytel z Wakijowa. – W sumie miałem zakontraktowane 750 ton, jest koniec lutego, a oni odebrali ode mnie 100 ton… To, co mam na polu, już przemarzło. Jestem w plecy ok. 150 tys. zł.
Problem nie dotyczy tylko naszych rozmówców. – Chcę wyraźnie zaznaczyć, że nie jest prawdą, jak twierdzi Kampol-Fruit, że do odbioru pozostało ledwie 2–3 tys. ton buraków – deklaruje Anna Wrona. – Z naszych szacunków wynika, że firma z Milejowa nie odebrała przynajmniej 10 tys. ton, a kłopot ma co najmniej 30 plantatorów z naszej okolicy. A przecież nie o wszystkich poszkodowanych wiemy, nie ze wszystkimi mamy kontakt. Uśredniając cenę wczesnego i późnego buraka na 23 gr za kg i biorąc pod uwagę tylko tych, o których wiemy, to wychodzi ponad 2 mln zł.
Plantatorzy twierdzą, że informacja o terminach odbioru (czyli odmiana wczesna do połowy września, późna do połowy grudnia) została przekazana ustnie podczas spotkania w Zamościu i że w poprzednich latach w takich właśnie terminach buraki ćwikłowe były przez zakład z Milejowa odbierane.
W umowie kontraktacyjnej, którą nam pokazano, terminów próżno szukać. W punkcie czwartym dotyczącym harmonogramu jest zapis, że w czasie trwania kampanii skupowej w 2016 roku odbiór będzie się odbywał według następujących zasad: „Szczegółowe ilości oraz terminy dostaw określone będą w harmonogramie dostaw ustalonym przed rozpoczęciem skupu w formie pisemnej, bądź telefonicznej. W przypadku odstępstw od realizacji harmonogramu przez Dostawcę, następne dostawy będą każdorazowo ustalane pomiędzy stronami umowy, najpóźniej w dniu dostawy. W przypadku zdarzeń losowych (siła wyższa, awaria), Kontraktujący może ograniczyć bądź odmówić przyjęcia ustalonej wcześniej ilości ziół/warzyw.” – Umowa jest tak skonstruowana, że obowiązki mają tylko plantatorzy – komentuje Arkadiusz Pytel.
Na dodatek, w nagłówku dokumentu jest napisane, że to umowa kontraktacyjna na dostawę warzyw ze zbioru… 2015 r. Niżej jest już z kolei, że to umowa zawarta 27.01.2016 r. i że obowiązuje do 31.05.2017 r. – Nikt nie wie, o co tu chodzi. Chyba ktoś w zakładzie je na kolanie przygotowywał – uważa Andrzej Piłat.
Jak to było
– Nie było żadnego pisemnego harmonogramu. Trzeba było wisieć na telefonie, żeby się do dyrektora Szweda dodzwonić – mówi Anna Pytel. – A jak już się udało, to człowiek słyszał: „nie”. Np. „nie”, bo właśnie robią marchewkę.
– Miałem buraki wykopane i gotowe do dostarczenia. Ale nie można się było z firmą skontaktować. A jeśli jakimś cudem się udało, to zbywali: „Zadzwoni pan jutro, pojutrze”. W końcu: „Przywiezie pan za tydzień”. Dzwonię za tydzień, znowu nic z tego, bo „przerabiają jabłko”. Kilka razy byłem osobiście w Milejowie. I po tych wszystkich staraniach sprzedałem raptem sześć samochodów buraków – opowiada Piotr Krajewski. Według naszych rozmówców nie wszyscy mieli kłopoty z realizacją kontaktu. – Z niektórymi pan Szwed rozmawiał i od niektórych buraki odbierał bez problemu. W tym samym czasie nie interesował się tym, co z innymi, zakontraktowanymi burakami – kontynuuje rolnik z Sahrynia Kolonii.
Arkadiusz Pytel zapamiętał, że dostawy buraków ćwikłowych do Kampol-Fruit zamarły pod koniec grudnia. – Przestali brać tydzień przed świętami. Potem wzięli jeszcze coś na początku lutego. – Ostatnie samochody pojechały od nas – dodaje Piotr Krajewski.
Rolnicy, którzy zostali z nieodebranymi buraczkami, zaczęli szukać pomocy. – I co się dzieje? Pan Szwed zarzuca nam, że te nasze buraczki nie są okryte geowłókniną. Ale przecież on je miał we wrześniu odebrać! – denerwuje się Andrzej Piłat.
– W umowie nie ma nic na temat okrywania, czyli burak miał być odebrany wcześnie, a nie dopiero teraz, gdy przegnił – uważa Piotr Krajewski. – Firmy, które planują odbiór w styczniu i później, uwzględniają w umowie okrycie buraków – dodaje Anna Wrona.
– Milejów zarzuca nam, że we wrześniu zajmowaliśmy się wszystkim, tylko nie burakami. My zbieramy hektar w ciągu godziny. Wystarczyłby jeden telefon, żeby w nocy wykopać co trzeba i rano dostarczyć do zakładu – mówi Arkadiusz Pytel.
– 21 lutego przedstawiciel zakładu z Milejowa jeździł po okolicy i zbierał próbki buraków, nie wpisując zresztą dat w dokumentach – mówi Piotr Krajewski. – Podejrzewamy, że po to, aby udowodnić nam, że nie spełniają norm na zawartość betaniny – mówi Arkadiusz Pytel.
Nasi rozmówcy tłumaczą, że to błędne koło: firma nie odebrała buraków w deklarowanych terminach, przez co straciły one swoje właściwości narażone na silne mrozy. W efekcie firma najpewniej ich nie odbierze powołując się na wyniki badań, które będą takie a nie inne, bo buraki za długo czekały na odbiór.
Klęska urodzaju
Zdaniem pana Arkadiusza, zakład z Milejowa zakontraktował za dużo buraków ćwikłowych. – Rok wcześniej brakowało im surowca, więc teraz nakontraktowali bez pojęcia. Tym razem plony były bardzo dobre i nie byli w stanie wszystkiego przerobić – uważa.
Plantatorzy mają żal do zakładu z Milejowa. – Nie oszukujmy się, każda taka firma myśli, jak na rolniku zarobić. Ale ci pojechali po bandzie – mówi Anna Pytel. – Nikt nie ma siły i czasu, żeby miesiącami jeździć i prosić o wywiązanie się z ustaleń. Rolnik ma zadbać o produkcję. Nie ma mecenasa na etacie. Ludzie zaufali firmie, która jest na rynku nie od dziś. Gdyby odbiorca był nowy, byliby czujni – dodaje Anna Wrona. – W 2015 r. była susza. W 2016 r. rolnicy zostali oszukani na kontraktacji. Tak długo się nie da.
Tym bardziej, że ponieśli koszty. – Włożyliśmy pracę i pieniądze w uprawę i specjalistyczne maszyny – mówi Andrzej Piłat. – Niektórzy kupili siewniki (ok. 60 tys. zł), inni sprzęt do oczyszczania surowca (20–30 tys. zł), czy kombajny (ok. 100 tys. zł) – wylicza Piotr Krajewski.
– Nadchodzi czas zasiewów, a my mimo ciężkiej pracy straciliśmy pieniądze. Jesteśmy teraz zmuszeni do zaciągania kredytów. Nie tak to miało być – kwitują rozgoryczeni rolnicy.
Odbierzemy, ale tylko dobre
Według Ryszarda Szweda, problem dotyczy znacznie mniejszej ilości nieodebranych buraków. Informuje, że Kampol-Fruit ma w okolicy Hrubieszowa ok. 100 dostawców buraka ćwikłowego: – Do tej pory odebraliśmy w sumie z tego rejonu ponad 10 tys. ton. Mniej więcej tyle właśnie mieliśmy zakontraktowane. Tam została resztówka – ok. 2 tys. ton. I w marcu będziemy odbierać. Ale od tych, którzy mają buraki odpowiadające specyfikacji, z odpowiednią zawartością betaniny.
Według Ryszarda Szweda, wśród plantatorów nie brakowało takich, którzy na końcu znaleźli się na własne życzenie: – Wie pan, że dostałem naganę we wrześniu, bo nie mogłem zdobyć buraka do przerobu i linia stała? Mimo że plantatorzy deklarowali dostawy na wrzesień-październik? Obdzwoniłem połowę, ale oni mieli ważniejsze sprawy: „Bo rzepak, bo kalafiory, bo to, bo tamto”. „Burak to się później zrobi,” To są tacy ludzie, że trzeba im jeszcze samochody załatwiać, bo się dzwoni i słyszy, że nie dostarczą, bo nie mają czym. A jak już jest wywrotka, to wtedy: „Ale ja nie mam ładowarki. To ja może później”. Problemów multum.
Co do harmonogramu, nasz rozmówca potwierdza, że nie ma opisu dostaw na piśmie. I dodaje, że plantatorzy, którzy twierdzą, że odbiór miał nastąpić w sierpniu i wrześniu mijają się z prawdą. – Harmonogram robię trzy dni do przodu. Tak, żeby każdy wiedział i się przygotował. W tym roku od każdego starałem się wziąć tyle, żeby przynajmniej koszty im się zwróciły.
Do kolejnych problemów zalicza rekordowy, jeśli chodzi o plonowanie buraka ćwikłowego, sezon. Ale jednocześnie słaby pod względem jakości surowca. – Wiele dostaw z okolic Hrubieszowa musieliśmy z tego powodu cofnąć. Do surowca z innych części Polski nie ma zastrzeżeń.
Następna kwestia, na którą zwraca uwagę, to terminy wykopków. – Podstawa dla jakości surowca i zawartości betaniny to przestrzeganie okresu wegetacji. Odmiany Monty nie można w ziemi trzymać dłużej niż 100–110 dni. A jest armia ludzi, która kopała tego buraka dopiero w grudniu. Dlaczego? Bo tych, którzy nie wykopali we wrześniu, zaskoczyła pogoda. Lało w październiku, listopadzie, a potem chwycił mróz. I kopali w grudniu zmrożone buraki.
Ryszard Szwed mówi, że dysponuje konkretnymi nazwiskami: – Wiem np. kto kopał buraki 30 grudnia. Pytany, skąd dysponuje takimi precyzyjnymi danymi, odpowiada, że wie od innych plantatorów. I przechodzi do kwestii zabezpieczenia surowca. – Nie jest prawdą, że nie trzeba było odpowiednio zabezpieczyć buraków, bo mieliśmy odebrać towar w sierpniu czy wrześniu. Niczego takiego nie podpisywaliśmy. Kampania buraka trwa prawie do kwietnia. A, że w poprzednich latach nie było zimy, to rolnicy się przyzwyczaili, że burak przeleży na polu na pryzmie i nic się nie dzieje. Tymczasem koncentrat wytłoczony z przemrożonego buraka zza niską zawartością betaniny nie nadaje się sprzedaży – podkreśla.
– Dlaczego na Kujawach, czy pod Łowiczem chronią buraki geowłókniną, słomą i ziemią? Tak powinien wyglądać kopiec i tak przechowane buraki będziemy przerabiać w marcu, choć z nimi umów kontraktacyjnych nie mamy – kontynuuje.
Ryszard Szwed zaprzecza też zarzutom, że w związku z bardzo dużymi zbiorami buraków ćwikłowych zakład kupił jesienią ub. roku towar na wolnym rynku taniej i dlatego nie był zainteresowany odbiorem surowca zakontraktowanego. Odniósł się też do zarzutu o wstrzymaniu przyjmowania surowca w trakcie kampanii. Tłumaczy, że stało się tak, ponieważ spora część dostaw nie spełniała wymogów specyfikacji, a buraki były do tego stopnia zmrożone, że nie dało się ich rozładować. – Oni wiedzą, że mają zepsute buraki. Ale zdarzało nam się przyjmować i takie dostawy, które normy nie spełniały. Żeby ich jakoś ratować – zapewnia Szwed.
I przypomina 2015 r., kiedy niektórzy dostawcy z rejonu Hrubieszowa w niewielkim stopniu wywiązali się z umów. – Wozili gdzie indziej, oszukali mnie. Mogłem ich obciążyć. Ale nie obciążyłem. Trzeba z ludźmi jakoś żyć.
Co dalej? – Na pewno będziemy dalej kontraktować buraki. Ale już wiem, kto nie umie go robić.
Niewykluczone, że spór skończy się w sądzie. Niektórzy z rolników rozważają podanie firmy do sądu. Inni wciąż liczą na polubowne rozwiązanie konfliktu. Konsultacje z prawnikami trwają. Firma nie pozostaje dłużna. –My też mamy mecenasa – mówi Ryszard Szwed.
Krzysztof Janisławski