Dziś po tych zwyczajach nie pozostało już wiele. Nie da się także zakończyć żniw do 10 sierpnia, skoro dopiero co się zaczęły, bo wcześniej uniemożliwiła je pogoda. Jedno pozostało jednak niezmienne. Bez względu na to kogo żniwa dotyczą, czy rolnika trudniącego się wyłącznie produkcją roślinną, czy producenta trzody albo mleka, dla wszystkich to najważniejsze wydarzenie w rolniczym kalendarzu. Ukoronowaniem i podsumowaniem żniw są dożynki, tak jak i przed 150 laty, gdy Kolberg przemierzał polskie wsie.
Ten rok jak na razie do łatwych nie należy, deszczowy lipiec znacznie utrudnił żniwa, a burze z początku sierpnia narobiły jeszcze zamieszania. W czasach Kolberga winą za utrudniające żniwa deszcze obciążano półdemoniczne istoty – płanetniki. To one sprowadzały burze i gradobicia. Służyć im miały do tego długie powrozy.
Dziś wiemy, że wznoszące się wilgotne powietrze tworzy cumulonimbusy i to w nich powstaje grad i pioruny. I co nam po tej wiedzy? Tak jak w połowie XIX w. pozostajemy wobec zjawisk atmosferycznych bezradni. Dziś nawet jesteśmy bezradni podwójnie, bo z jednej strony skazani na łaskę pogody, a z drugiej spekulacji. Wszak rynkami rolnymi nie rządzi ani Warszawa, ani nawet Bruksela, lecz międzynarodowe korporacje. Dziś to spekulanci odgrywają rolę płanetników, chmurników i innych latawic obecnych jeszcze w XIX w. w mitologii polskich chłopów. Są równie nieuchwytni i niewidzialni oraz półdemoniczni, krążą o nich legendy i z reguły czynią szkody.
Zostawmy jednak płanetników, latawice i maklerów. Mamy też inne zmartwienia. Na rynku międzynarodowym staniały produkty mleczne. Rozwój sytuacji zależy teraz od tego, jak szybko odbudowywać się będzie produkcja mleka na świecie. A o tym, że ona rośnie, świadczy spadek cen najważniejszych produktów (masła, odtłuszczonego mleka w proszku). Czy to zwiastuje większą korektę cen? Pamiętajmy, że w unijnych magazynach spoczywa kilkaset tysięcy ton mleka w proszku kupionego podczas kryzysu. Na ostatnim przetargu zorganizowanym 20 czerwca 2017 r. udało się sprzedać zaledwie 100 ton.
Nie ustaje kryzys związany z afrykańskim pomorem świń. Wypada przypomnieć, że Stała Grupa Ekspertów Światowej Organizacji Zdrowia Zwierząt ds. ASF, zalecała nam w maju odpowiednie przygotowanie się do letniego szczytu zachorowań na tę chorobę. Eksperci podkreślali, że kluczem do rozwiązania problemu ASF jest skuteczna bioasekuracja i bardzo wczesne wykrywanie choroby, które nie może opierać się wyłącznie na badaniu próbek od padłych zwierząt. Wprowadziliśmy więc przepisy, które cały ciężar bioasekuracji składają na barki rolników, nie przejmując się tym, czy są oni w stanie unieść ten ciężar. Nie dziwilibyśmy się, gdyby to była robota ministra Zbigniewa Ziobry. Po Krzysztofie Jurgielu jednak się tego nie spodziewaliśmy.
Wracając do naszego przygotowania na letni szczyt ASF. Gdy choroba pojawiła się wśród czeskich dzików, tamtejsze władze weterynaryjne natychmiast zarządziły monitoring wszystkich chorych lub padłych świń oraz badania na obecność wirusa zdrowych osobników, kontrolę ich przemieszczania oraz zakaz używania w gospodarstwach świeżej trawy i słomy. Wokół zainfekowanego obszaru ustanowiono strefę intensywnych polowań na dziki. Można? Można!
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni