Protesty organizuje Francuska Federacja Związków Zawodowych Rolników (FNSEA) i związek Młodzi Rolnicy. Blokują zarówno sieci francuskie, jak i nieliczne w tym kraju zagraniczne. Na parkingach przed sklepami pojawiły się pryzmy obornika, a do sklepów wpuszczono tuczniki.
Rolnicy odpowiedzialnością za swoje kłopoty obarczają wielkich dystrybutorów. Znajdują przykłady fałszowania żywności, polegającego np. na sprzedaży angielskiej jagnięciny jako francuskiej baraniny, wyszukują przykłady promocji organizowanych w sklepach, podczas których na osiem rodzajów mięsa na grilla tylko jeden pochodzi z Francji. Jak podkreślił Xavier Beulin, prezes FNSEA, aby ceny skupu pokrywały koszty produkcji, muszą one wzrosnąć o 15 eurocentów/kg w przypadku trzody i 60 eurocentów/kg w skupie bydła mięsnego. Obecnie ceny skupu bydła kształtują się między 3 a 3,4 euro/kg. Dwa lata temu wynosiły 4 euro/kg – podkreśla Beulin.
Na przedłużające się protesty francuskich rolników zareagował Stephane le Foll, minister rolnictwa. Uruchomił wart 23 mln euro program pomocowy dla gospodarstw zagrożonych spadkiem cen. Obejmuje on m.in. ulgi i odroczenie w ponoszonych przez rolników opłatach oraz składkach na ubezpieczenie społeczne. Minister rolnictwa przypomniał też, że przyszłość francuskiego sektora produkcji zwierzęcej zależy od tego, czy wszyscy rynkowi gracze wykażą się odpowiedzialnością.
Za rolnikami ujął się Francois Hollande, prezydent Francji. Zaapelował do wielkich sieci handlowych, aby promowały francuskie produkty i więcej płaciły rolnikom. Francuzów wezwał do kupowania francuskich towarów. Hollande podkreślił, że rolnicy nie mogą żyć wyłącznie z unijnych dotacji i pomocy państwa. W ślad za tym w mediach przypomniano wyniki badań opinii społecznej, z których wynika, że dla 60% Francuzów „made in France” to gwarancja jakości. pk