Minister Sawicki, po powrocie na to stanowisko z banicji spowodowanej taśmami Serafina, mówiąc o ASF dawał sobie trzy tygodnie na rozwiązanie problemu. Minęły ponad 3 lata i doczekaliśmy się 49 ognisk choroby. W ciągu pół roku liczba dzików padłych na ASF, wzrosła ze 168 do 386 mimo pogróżek, jakie minister Krzysztof Jurgiel kierował pod adresem Polskiego Związku Łowieckiego, którego członkowie zbyt opieszale redukują populację tych zwierząt.
Dobrze, że minister Jurgiel chwali się programem 500+, bo bez wątpienia podreperował on budżety wielu wiejskich rodzin. Ale przypisywanie sobie zasług, że mleko jest po 1,5 zł/l, a za czasów PSL było po niecałą złotówkę za litr, a żywiec wieprzowy był po 3,5 zł/kg a teraz jest po 6 zł, to gruba przesada i nadużycie. Minister Jurgiel chwali się, że dzięki jego posunięciom nie ma już kupowania państwowej ziemi z Agencji Nieruchomości Rolnych na tzw. słupy. Owszem, na słupy już się nie kupuje, ale dzierżawi, o czym świadczą bardzo liczne sygnały docierające do naszej redakcji. Chętnie podzielimy się tymi informacjami z ministrem. Skąd wzięła się ta przesadna propaganda sukcesu u ministra, który zdaje się być spokojnym i stonowanym człowiekiem. Sprawa jest jasna, aktywność Krzysztofa Jurgiela wynika z wniosku o wotum nieufności, którym grozi ministrowi Polskie Stronnictwo Ludowe. Pisaliśmy o tym w poprzednim numerze. Każdy kij ma dwa końce, bo taki wniosek wzmocni pozycję ministra Jurgiela w rządzie i może uchronić go przed konsekwencjami listopadowej rekonstrukcji rządu, o której tyle mówi się w politycznych kuluarach stolicy i nie tylko.
Nie dostrzegamy żadnego ministra rolnictwa na świecie, który poradziłby sobie z górkami i dołkami na rynku mleka czy wieprzowiny oraz z kapitałem spekulacyjnym. Chociaż minister Sawicki twierdził, że jeśli w Polsce powstanie jedna wielka mleczarnia, tak jak w Nowej Zelandii, to kryzys na rynku mleka nas ominie. Jednak jeszcze 15 miesięcy temu taki sam głęboki kryzys panował w Nowej Zelandii, jak i w Polsce, gdzie podobno mamy za dużo spółdzielni mleczarskich.
A tak na marginesie, to i za czasów PSL bywały okresy, że mleko było drogie, a za żywiec płacono przyzwoitą cenę. Ale po okresie hossy następowała głęboka bessa i nic na to nie poradzimy. Rolą rządzących jest spłycanie tego dołka i stwarzanie takich instrumentów, które pomogą rolnikom przeżyć kryzys. Jaskrawym przykładem jest wysokość dopłat bezpośrednich. W państwach starej Unii Europejskiej są one na godziwym poziomie i pomagają rolnikom w przetrwaniu kryzysu. A u nas po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej jest niemal pewne, że Polscy rolnicy nie będą dostawali takich samych dopłat jak ich koledzy z Niemiec czy Francji. Czas więc na odważne decyzje i zrównanie wysokości tych dopłat za pomocą pieniędzy z budżetu krajowego. Rozumiemy, że to wszystko zmieści się w 3% PKB wydawanych na rolnictwo – ciekawe czy wliczone są w to także pieniądze europejskie, o których mówiło się na kongresie PiS w Przysusze. Pamiętajmy, że Antonio Tajani, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, całkiem na serio i na trzeźwo (w odróżnieniu od Jean-Claude Junckera, szefa Komisji Europejskiej), stwierdził, że budżet UE na rolnictwo trzeba zmniejszyć i więcej pieniędzy przeznaczyć na bezpieczeństwo i imigrację. Nie można lekceważyć takiego sygnału. Marszałek europejskiego sejmu nie rozpoczynałby dyskusji na ten temat bez przyczyny. Wszak nie ma dymu bez ognia.
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni