O genezie i przebiegu protestów niejednokrotnie już na naszych łamach donosiliśmy. O planie budowy dwóch linii wysokich napięć mieszkańcy gmin Żabia Wola, Jaktorów, Radziejowice, Grodzisk Mazowiecki, Jasieniec, Tarczyn oraz Promna dowiedzieli się w sierpniu ub.r. Polskie Sieci Elektroenergetyczne poinformowały wówczas, że zmieniają wybrany wcześniej wariant przebiegu linii i wracają do tzw. wariantu historycznego, a więc korytarza wytyczonego w planach zagospodarowania województwa. Trasa ta budziła olbrzymie kontrowersje i opór społeczny, bowiem korytarz ten wytyczono w oparciu o nieaktualne już mapy oraz bez konsultacji społecznych.
Na skutek protestów
lokalnych samorządów i mieszkańców gmin, władze województwa podjęły się mediacji, lecz zakończyły się one fiaskiem. Strony przystały jednak na pomysł powierzenia zadania wytyczenia optymalnej trasy zespołowi ekspertów. Na podstawie tzw. analizy wielokryterialnej zespół ten zaproponował, by tzw. autostradę energetyczną z Kozienic do Ołtarzewa poprowadzić wzdłuż drogi krajowej nr 50 oraz autostrady A2. Według ekspertów, w ten sposób linia powodowałaby najmniej szkód – nie niszczyła dobrze prosperujących gospodarstw rolnych i sadowniczych oraz nie niweczyła planów rozwoju gmin. Przeciwko tej trasie dla projektowanej linii zaprotestowali jednak mieszkańcy gmin Wiskitki, Mszczonów, Pniewy, Baranów, Warka, Chynów oraz miasto Żyrardów. PSE ugięły się pod ich naciskiem i niespodziewanie wróciły do wariantu, który figurował już w planie zagospodarowania województwa, uchwalonym w 2014 r.
Dla mieszkańców gmin na południowy wschód od stolicy była to jednak decyzja nie do przyjęcia. I dali temu wyraz czterokrotnie do końca ub.r. blokując trasy krajowe nr 7 i 8. Do przeciwników z dotychczasowych 7 gmin dołączyli kolejni z gmin Grójec, Brwinów, Białobrzegi, Głowaczów, Ożarów Maz., Stromiec. Mieszkańcy spontanicznie zrzeszali się w stowarzyszeniach a stowarzyszenia skoordynowały swoje działania we wspólnej koalicji. Wobec braku odzewu ze strony PSE, władz województwa i odpowiedzialnych ministerstw, niezadowoleni mieszkańcy dwukrotnie zorganizowali czarne marsze na ulicach Warszawy, pikietowali też pod siedzibą PiS i ministerstwa infrastruktury. Z apelami o pomoc zwracali się do premiera i ministra energii. Oburzonych mieszkańców poparły lokalne samorządy. Kilkutysięczne protesty w stolicy pokazały, że determinacja mieszkańców 13 gmin jest ogromna i że ze zdaniem ponad 150 tysięcy ludzi należałoby się jednak liczyć.
Mimo to jesienią
ubiegłego roku ze strony PSE oraz pełnomocnika rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego, padły zapowiedzi, iż inwestycja będzie realizowana, a w razie protestów uruchomione zostaną zapisy tzw. specustawy przesyłowej, która pozwala na budowę na spornym terenie bez zgody jego właściciela. W jednym z ogólnopolskich dzienników w październiku pojawił się zaś artykuł, w którym przeciwników budowy energetycznej autostrady oskarżano o współpracę z… rosyjskim wywiadem, który za wszelką cenę chce zablokować strategiczną dla naszego państwa inwestycję. Oburzeni mieszkańcy ostro zaprotestowali. Społeczna Grupa Koordynacyjna reprezentująca przeciwników budowy linii w wariancie historycznym w wydanym oświadczeniu ubolewała, że zarządowi PSE łatwiej jest uwierzyć w inspirację obcych służb niż w to, że zwykli obywatele chcą się bronić przed szkodliwą i nieskonsultowaną z nimi inwestycją, że rolnicy i sadownicy nie chcą biernie patrzeć na zagładę swoich gospodarstw. Z drugiej zaś strony, w mediach wypłynęły informacje, z których wynikało, że za nagłą zmianą wariantu przebiegu linii 400 kV stali politycy PiS. Sprawę tę zaczęto wkrótce określać mianem „afery AmberVolt”. Grupa Koordynacyjna zwróciła się więc z apelem o pomoc i ochronę do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Przypominają w nim, że PiS była przeciwna tzw. specustawie, którą chce się teraz posłużyć PSE.
Przełom w sprawie
nastąpił niespodziewanie 7 listopada ub.r. państwowa spółka Polskie Sieci Elektroenergetyczne wydała w tym dniu komunikat, iż wspólnie z konsorcjum firm ZUE i Dalekovod Polska podjęła decyzję o rozwiązaniu na mocy porozumienia stron umowy na budowę linii elektroenergetycznej 400 kV Kozienice – Ołtarzew. Zarządy spółek-wykonawców uznały, że na skutek istotnej zmiany uwarunkowań realizacja umowy zawartej na początku 2014 r. jest niemożliwa, bo niemożliwe stało się dotrzymanie terminu i budżetu inwestycji. PSE zapowiedziało przy tym, iż niebawem ogłosi nowe przetargi na wykonawców, bo rozwiązanie umowy nie oznacza odstąpienia od planów budowy linii Kozienice – Ołtarzew. PSE obiecuje jednak, iż tym razem będzie konsultowało trasę ze społeczeństwem jeszcze przed podpisaniem kontraktów. Mieszkańcy póki co odetchnęli z ulgą. Tym bardziej, że również w listopadzie ub.r. radni sejmiku województwa mazowieckiego podjęli uchwałę o przystąpieniu do zmiany Planu Zagospodarowania Przestrzennego Województwa Mazowieckiego, m.in. w zakresie przebiegu linii 2x400 kV Kozienice – Ołtarzew. Poszczególne zainteresowane sprawą samorządy, jak i indywidualni mieszkańcy będą mogli składać wnioski do planu, a w razie konfliktu interesów czy jakichkolwiek zagrożeń zgłaszać uwagi do projektu. Na uchwalenie zmian, biorąc pod uwagę przewidziane procedury, poczekać przyjdzie nam przynajmniej 3 lata. Mieszkańcy gmin południowego i zachodniego Mazowsza zamierzają skorzystać z możliwości, jakie stwarza uchwała sejmiku i walczyć o swoje prawa uczestnicząc w pracach nad zmianami w planie zagospodarowania. Pełnego zwycięstwa jeszcze nie odtrąbili. Po pierwsze – sejmik już w 2015 r. podejmował uchwałę o zmianie planu zagospodarowania, lecz z uchwały tej nic nie wyniknęło. Po drugie – PSE wciąż może budować linie tam gdzie chce, jeśli otrzyma od rządu „zielone światło” i sięgnie po specustawę. gt