Ci ludzie, których nazwiska powyżej zamieszczamy, figurują na czołowych miejscach na tzw. liście TPR-u. Według nas, to najważniejsze osoby w naszym kraju – trzęsące, i to mocno, polskim rolnictwem oraz polskim przemysłem przetwarzającym żywność. A ich wpływ na dochody polskich rolników i zakładów przetwórczych jest dalece większy niż samego ministra rolnictwa Marka Sawickiego oraz innych członków rządu. Może dlatego, że państwo polskie to…, jak powiedział jeden z nagranych w restauracji „Sowa i Przyjaciele” polityków, dławiąc się ośmiorniczkami. To oni, szanowny producencie mleka, decydują o gwałtownym spadku cen skupu surowca – poniżej złotówki za litr. Wszak doskonale wiedzą o tym, że ponad 30% mleka w postaci przetworzonych wyrobów musi z Polski wyjechać, bo rynek wewnętrzny tej nadwyżki nie wchłonie. Wiedzą też, że przez najbliższe 6 miesięcy, a może nawet rok, światowe ceny podstawowych produktów mleczarskich będą niskie. Dlatego można też na polskim – wewnętrznym rynku drastycznie obniżać ceny zbytu produktów mleczarskich. Jednak w tym procesie, albo jak kto woli wojnie, polskie zakłady mleczarskie są na straconej pozycji. Nie mają wyjścia i muszą się godzić na obniżki cen z tak absurdalnego powodu, jakim było zakończenie okresu kwotowania produkcji mleka. Muszą się godzić na inne propozycje nie do odrzucenia, bo nie ma szans na to, by polskie produkty mleczarskie – szczególnie galanteria czy sery twarde – znalazły się na półkach Biedronki, Lidla, Carrefoura, Aldiego, czy też innych wielkich sieci, które działają w państwach starej Unii. Bo w tych państwach – w których to bardzo rozwinięty jest patriotyzm konsumencki – spotkało by się to z gwałtowną krytyką opinii publicznej. A najbardziej wściekli z tego powodu by byli rolnicy i ich organizacje. Zaś wielu polityków chciałoby na tym zbić polityczny kapitał. Ale w Polsce los rolników nie interesuje polityków, u nas handlarze mogą wszystko.
Polskie organizacje rolnicze są słabe i przeważnie sprzyjają politykom, a nie rolnikom. Nie będą protestować przed supermarketami – jak to robią rolnicy na Zachodzie, nie zablokują też centrów dystrybucyjnych. Na dodatek, przedstawiciele polskiego rządu nie krzewią idei wspomnianego patriotyzmu konsumenckiego. Jest jednak coś takiego, jak europejskie poczucie przyzwoitości. Drodzy panowie, prezesi wielkich sieci handlowych, mamy proste pytanie: czy chcecie doprowadzić polski sektor mleczarski do ruiny? Wszak chodzi tutaj o przyszłość kilkuset tysięcy ludzi. A co będzie z nowoczesnymi zakładami zbudowanymi w dużej mierze z unijnym wsparciem. Kto je przejmie i jakie mleko będzie w nich przerabiane? Mamy prośbę: wprowadźcie do swoich sklepów jako własną markę „Mleko Uczciwe” (na wzór niemieckiego „Faire Milch”), to jest mleko kupione od zakładu mleczarskiego po uczciwej cenie zbytu, której istotnym składnikiem jest uczciwa cena skupu zapłacona rolnikowi. O tym, że można, dowiodła sieć Booths w Wielkiej Brytanii (32 sklepy), która zapewnia, że mleko w jej sklepach daje rolnikom uczciwy zarobek.
Ale składnikiem tej alternatywy może być też inna marka – „Mleko Tanie” – kupione od polskiego rolnika-niewolnika. Panowie prezesi z wielkich korporacji handlowych: wybór należy do Was.
Krzysztof Wróblewski
redaktor naczelny
Paweł Kuroczycki
redaktor naczelny