StoryEditorInterwencja

Naszych szkół nie oddamy!

14.04.2017., 11:04h
Wprowadzana reforma edukacji nie budzi raczej sprzeciwu wśród mieszkańców polskiej wsi. Ostro stają oni jednak w obronie szkół, które własnymi rękami wznosili, a których teraz pozbywać chcą się gminne samorządy.

Dwa takie głośne protesty trwają w województwie łódzkim. Pierwszy z nich ma miejsce w Tomawie, w gminie Łęki Szlacheckie (pow. piotrkowski), drugi w Popielawach, w gminie Rokiciny w sąsiednim powiecie tomaszowskim. W obu przypadkach mieszkańców nie zdziwiły zamiary tzw. wygaszenia gimnazjów, funkcjonujących w ich wsiach. Żyli jednak w przekonaniu, że budynki gdzie mieściły się te placówki nadal służyć będą edukacji dzieci na poziomie podstawowym. Tymczasem gminne samorządy przegłosowały uchwały o likwidacji gimnazjów i nie rozważają nawet przekształcenia ich w szkoły podstawowe. Mieszkańcy poczuli się oszukani z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, rząd forsując kolejną reformę edukacji zapewniał, że szkoły nie będą zamykane, ale przekształcane na podstawówki. Dzięki temu dzieci miały się uczyć w mniejszych klasach i w bardziej komfortowych warunkach. Po drugie – obie wiejskie szkoły zbudowane zostały w większości w czynie społecznym, z ogromnym udziałem sił i środków miejscowych społeczności. W odczuciu ludzi władze gmin dokonują więc zamachu na cudzą własność.

Sięgają po nie swoje

Czarę goryczy w Tomawie przelała wieść, iż wójt znalazł już prywatnego inwestora, który chce odkupić budynki likwidowanego gimnazjum i zaadaptować je na… dom spokojnej starości. Mieszkańcy w pośpiechu zawiązali Komitet Obrony Szkoły, aby wpłynąć na decyzje radnych. Kolejne rozmowy z wójtem i samorządowcami nie przynosiły jednak rezultatu. Nie znajdowali oni ekonomicznego uzasadnienia dla tworzenia i utrzymywania z gminnego budżetu kolejnej – trzeciej – podstawówki. Zrzeszeni w komitecie tomawianie zamierzali rozpocząć okupację szkoły. Wystąpili do dyrektora gimnazjum o pozwolenie na zgromadzenie, ale go nie otrzymali. W tych okolicznościach w poniedziałek 13 marca br. kilkudziesięciu mieszkańców Tomawy zebrało się na dziedzińcu szkoły z transparentami, na których widniały hasła: „Szkoły nie oddamy”, „Edukacja nie na sprzedaż”, „Podstawówkę zostawić, rządzących w gminie odprawić”.

– Szkołę w czynie społecznym budowali sami mieszkańcy. Niektórzy z nich oddawali za darmo materiały budowlane, jeden z sąsiadów przekazał nawet nieodpłatnie działkę, a wszyscy ciężko tu pracowali, by szkoła mogła istnieć – argumentuje Katarzyna Gębarowska, założycielka komitetu i współorganizatorka protestu. – Gmina tylko zarządza tym majątkiem, a należy on do całej wsi. Jakim prawem ktoś sięga po naszą własność?


Katarzyna Gębarowska jest oburzona postawą lokalnych radnych i wójta Łęk Szlacheckich

– 20 lat temu gmina też chciała zamykać nam szkołę – wspomina Zofia Kosińska, jedna z protestujących. –Tu stała taka mała, drewniana szkoła. Dzieci przybywało i władze uznały, że nie ma tu warunków do kształcenia. Nie zgodziliśmy się na dowożenie dzieci do Łęk Szlacheckich lub Trzepnicy i zbudowaliśmy nową szkołę. Rodzice sami kopali fundamenty, wozili materiały własnymi traktorami, a dzieci często zamiast siedzieć na lekcjach, rozładowywały cegłę. W tych murach jest pot kilku pokoleń – opowiada mieszkanka Tomawy. – Szkołę oddano do użytku w 1997 r., a już w 1999 r. po reformie szkolnictwa przekształcono na gimnazjum. Od tego czasu była rozbudowywana i systematycznie modernizowana. To nowoczesna i doinwestowana placówka z pełnowymiarową salą gimnastyczną. Takich warunków może nam pozazdrościć wiele wiejskich i miejskich szkół w województwie – uważa nasza rozmówczyni.

20 lat temu oddałem działkę ponad 15 arów pod budowę szkoły. Nie myślałem o zyskach, bo wiedziałem, że szkoła jest potrzebna – mówi Franciszek Jabłoński. – Marnotrawienie tego dorobku całej społeczności to byłaby zwykła niegospodarność.

Dla dobra wspólnego

Szkoła w Popielawach istniała już przed II wojną światową. Wspólnym wysiłkiem mieszkańców została odbudowana z wojennych zniszczeń, a potem stopniowo rozbudowana aż do lat 90. ubiegłego wieku. Wieść, że władze zamierzają zamknąć na zawsze jej podwoje bardzo zbulwersowała mieszkańców. Aby zademonstrować swoje oburzenie, 22 marca br. pikietowali pod gmachem szkoły, domagając się od władz samorządowych zmiany decyzji.

– Władze twierdzą, że szkoła w Popielawach jest niepotrzebna, bo w gminie wystarczą dwie istniejące podstawówki – mówi Marek Trela, jeden z inicjatorów protestu. – Tymczasem to u nas jest pełnometrażowa sala gimnastyczna, świetnie wyposażone pracownie i duże zaplecze. Szkoła ma własną kotłownię i oczyszczalnię ścieków, budynki przeszły termomodernizację i nie wymagają żadnych remontów. Pozostałe podstawówki takich warunków nie mają i wymagają znacznych nakładów, by dostosować je w pełni do obecnych standardów. Jaki jest sens niszczyć tak doinwestowaną placówkę? Przecież dla gminy to żadna oszczędność, to zwykłe marnotrawstwo. Dla wszystkich jest jasne, że jeśli budynki będą stały puste, to zniszczeją. Gmina będzie je chciała sprzedać za bezcen, żeby nie ponosić kosztów utrzymania.


Według Marka Treli, władze gminy Rokiciny postępują nieracjonalnie

Zarówno mieszkańcy Popielaw, jak i Tomawy, nie upierają się przy wykorzystaniu szkolnych nieruchomości wyłącznie na potrzeby nowo utworzonych podstawówek. Obie społeczności chcą jedynie, by budynki służyły wspólnemu pożytkowi. Proponowali władzom, by stworzyły w ich wsiach choćby filie szkół podstawowych, gdzie byłyby kształcone dzieci np. z klas 4-8 czy 6-8. Sugerowali, że obiekty można zaadaptować na przedszkola, żłobki czy też zawodowe szkoły ponadgimnazjalne, których odtworzenie zapowiedział rząd. Władze stanowczo stwierdziły, że nie ma możliwości utworzenia filii szkół podstawowych.

W obu przypadkach wójtowie nie widzą również możliwości wykorzystania szkolnych nieruchomości na inne cele, choć gmina Łęki Szlacheckie ma w planach budowę przedszkola, a gmina Rokiciny budowę żłobka.

Dla was szkoła to budynek, a dla nas szkoła to dzieci, które się w niej uczą. A dzieci jest niestety zbyt mało, by tworzyć kolejną podstawówkę – stwierdził wójt Rokicin Jerzy Rebzda w trakcie spotkania z delegacją protestujących mieszkańców Popielaw.


Argumenty wójta Rokicin Jerzego Rebzdy nie przekonują mieszkańców

Piotr Łączny, wójt gminy Łęki Szlacheckie przed obiektywami telewizyjnych kamer i w błyskach fleszy reporterskich aparatów nie był już tak stanowczy w kwestii sprzedaży budynków wygaszanego gimnazjum w Tomawie. Zapewnił, że jego los nie jest jeszcze przesądzony, a sprzedaż nieruchomości jest tylko jedną z rozważanych ewentualności. Obaj wójtowie zadeklarował też, że mogą użyczyć nieruchomości lokalnej społeczności, jeśli założą stowarzyszenia i zechcą sami poprowadzić szkoły podstawowe.

Sami sobie winni?

Społecznościom obydwu wsi w bataliach o utrzymanie szkół pomaga Związek Rolników Przedsiębiorców i Konsumentów, który działa w regionie łódzkim.

Z mojego rozeznania wynika, że w województwie łódzkim do likwidacji jest ponad 90 szkół. Większość z nich to wiejskie placówki – mówi Andrzej Prochoń, prezes związku. – Władze gmin często chcą na tych szkołach zrobić biznes, oszczędzić na wydatkach w budżecie czy zarobić na sprzedaży prywatnym inwestorom. Najbardziej oburza fakt, że przed 18 laty te same władze gminne przekonywały ludzi do przekształcania podstawówek w gimnazja. Ludzie zgadzali się dla dobra ogółu, bo taka była potrzeba chwili – dodaje Prochoń. – Teraz mamy kolejną reformę edukacji, a mieszkańcom mówi się, że skoro zgodzili się na gimnazja, to teraz muszą się pogodzić z ich zamknięciem. Przecież to zwyczajna obłuda, jak można używać takich argumentów. Ci ludzie chcieli i chcą, by wieś miała szkołę.

O dalszych losach budynków po likwidowanych gimnazjach zdecydować mają radni na kolejnych sesjach lokalnych samorządów. O rozwoju wypadków i efektach walki mieszkańców z pewnością poinformujemy na naszych łamach.

Grzegorz Tomczyk

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
21. listopad 2024 08:55