– To nie pierwszy zakup maszyny z ogłoszenia. Do tej pory wszystko było w porządku. W przypadku dużych zakupów jeździmy na miejsce i wszystko sprawdzamy. Przy tych mniejszych – nie zawsze – mówi rolnik.
Agregat na drugim końcu Polski
Ogłoszenie o sprzedaży używanego agregatu uprawowego modelu Unia Kombi 4.2 rolnicy znaleźli na początku lutego tego roku na portalu internetowym OLX.pl.
– Cena była dobra, 4,2 tys. zł – mówi pan Tomasz. – Zwykle są znacznie droższe.
Rolnik relacjonuje, że zadzwonili pod numer telefonu podany w ogłoszeniu:
– Rozmówca, który przedstawił się jako Adam Kraszewski, poinformował, że kupił ten agregat nowy, że sam na nim pracował. Powiedział, że do wymiany są łożyska w wałkach i brakuje części redliczek. Odpowiadał pewnie i fachowym językiem. Wydał się wiarygodny. Pytał, kiedy przyjedziemy po maszynę. Zaznaczył, że jest duże zainteresowanie. Agregat był obfotografowany ze wszystkich stron.
Ponieważ maszyna miała się znajdować w okolicach Zielonej Góry, rolnicy nie zdecydowali się na odbiór osobisty. Umówili się na przelew. Cena wyniosła 4 tys. zł. Transportem miała się zająć sprawdzona już wcześniej firma.
– Po kilku godzinach od telefonicznego dobicia targu sprzedający przysłał SMS-em dane i numer konta, na które mieliśmy przelać pieniądze – mówi pan Grzegorz.
Na drugi dzień rano z banku wyszedł przelew. I od tej pory kontakt się urwał. Telefon sprzedającego milczał.
– Po trzech dniach pojechaliśmy do banku sprawdzić, gdzie popłynęły pieniądze – mówi Tomasz Szczerbic. – Zostały wysłane na wskazane w ogłoszeniu konto, przelewu nie dało się już cofnąć.
– Na adres z ogłoszenia wysłałam list polecony za potwierdzeniem odbioru z prośbą o pilny kontakt – mówi Teresa Szczerbic, matka braci. – List wrócił po dwóch tygodniach z adnotacją, że nikt taki tam nie mieszka.
Po co nam taka policja?
Wcześniej Grzegorz Szczerbic udał się na policję w Świdniku.
– Najpierw nie chcieli przyjąć zgłoszenia. Mówili, że może coś się stało. Jednak nie dałem się zbyć.
Pan Grzegorz od początku interesuje się sprawą, dzwonił i dowiadywał się o szczegóły. Przeglądał akta w policji i prokuraturze.
– Policjanci byli pod podanym adresem. Nikt o nazwisku Kraszewski tam nie mieszka. Bank i operator telefonii komórkowej zostali zwolnieni z obowiązku ochrony danych – opowiada.
– Jeśli chodzi o naszą sprawę, to na tym się właściwie skończyło. Policjant rozkłada ręce, mówi, że sprawa idzie do umorzenia z powodu niewykrycia sprawcy. Według niego cała nadzieja w wojewódzkiej komendzie w Łodzi, która prowadzi sprawę powiązaną z naszą. Podobno śledczy ustalili, że ludzie wykorzystujący te same dane oszukali w podobny sposób na przełomie lutego i marca wielu rolników. Jeśli łódzka policja znajdzie przestępców, nasza sprawa ma ruszyć z miejsca – informuje pan Grzegorz.
Na początku lipca otrzymał z prokuratury w Świdniku pismo z informacją o umorzeniu dochodzenia. Postanowienie nie wymaga uzasadnienia.
– Jak oni mają kogoś znaleźć, skoro nie potrafią poprawnie napisać mojego nazwiska w piśmie o umorzeniu? – ironizuje rolnik, który odwołał się od decyzji.
Nie odpuszczam
Pan Grzegorz jeszcze przed policjantami skontaktował się z OLX. Administratorzy portalu przygotowali dla policji wszystkie dane, którymi dysponowali w związku z tą sprawą.
– Szukałem też w Internecie zdjęć, które były dołączone do ogłoszenia. Wszystko, co tylko możliwe, zostało przejrzane. Nic. Albo ktoś użył zdjęć swojego sprzętu, albo zrobił je w czyimś gospodarstwie – mówi pan Grzegorz. – Szkoda, że nie zażądałem, aby „sprzedawca” przysłał zdjęcie tabliczki znamionowej. Wówczas u producenta można by sprawdzić, kto kupił agregat.
Paweł Leśny z Komendy Powiatowej Policji w Świdniku potwierdza, że taka sprawa jest procedowana (rozmawialiśmy jeszcze przed umorzeniem) i przyznaje, że policja sprawcy nie znalazła. Informuje też, że sprawą oszustw rolniczych zajmuje się komenda policji w Łodzi.
Zapytaliśmy, dlaczego umarzana jest sprawa, która jest częścią większej afery. Policjant twierdzi, że taka decyzja nie oznacza, że nic już się w tej kwestii nie wydarzy.
– Jeśli jakieś inne ustalenia będą to uzasadniały, postępowanie zostanie wznowione – zapewnia.
Jak wynika z akt, które widział Grzegorz Szczerbic, konto bankowe, na które wysłał pieniądze, założyła mieszkanka Jasła dla swojej córki. A ta wynajęła je za 200 zł.
– Obie nie mają pojęcia, co to agregat uprawowy – mówi pan Grzegorz. – Na to samo konto wpływały pieniądze od innych oszukanych rolników. Były potem przekazywane na inne rachunki albo wypłacane z bankomatów.
Z dokumentów, które przeglądał pan Grzegorz, wynika, że policja ustaliła, kto wynajął rachunek bankowy. Jest znany funkcjonariuszom i poszukiwany. Podobnie jak kobieta, której numer telefonu został wykorzystany w ogłoszeniu.
– Jest z Wrocławia, poszukiwana listem gończym do odbycia kary – mówi rolnik.
Zamierza skontaktować się z innymi poszkodowanymi w tej sprawie. Prosi o kontakt za pośrednictwem naszej redakcji.
O informacje dotyczące postępowania w sprawie oszukanych rolników zwróciliśmy się do łódzkiej policji. Młodsza inspektor Joanna Kącka, rzeczniczka prasowa komendanta wojewódzkiego w Łodzi, odpowiedziała, że żaden z wydziałów łódzkiej komendy wojewódzkiej nie zajmuje się taką sprawą. Poradziła, aby sprawdzić w Komendzie Stołecznej Policji. Czekamy na odpowiedź.
Bulwersującą historią zainteresował się poseł Jarosław Sachajko, przewodniczący sejmowej komisji rolnictwa. Obiecał pomoc.
– Interweniowałem z powodzeniem w Ministerstwie Sprawiedliwości już w wielu kwestiach, zwrócę się do ministra Zbigniewa Ziobry także w tej. Nie rozumiem, jak można umarzać taką sprawę – komentuje poseł Kukiz’15.
Do opisanej historii z pewnością powrócimy.
- Grzegorz (z lewej) i Tomasz Szczerbicowie są zgodni – w tej sprawie chodzi nie tylko o stracone pieniądze, ale także o podejście policji i prokuratury
Krzysztof Janisławski