Szkoda, że tak późno i tak mało. Łącznie cała oferowana Polsce pomoc wynosi mniej więcej tyle, co połowa przychodów jednej dużej spółdzielni mleczarskiej, takiej jak np. OSM Koło. Czy zatem taka pomoc dla naszych rolników to policzek od Brukseli i komisarza Hogana? Redakcja „Tygodnika Poradnika Rolniczego” jest zdania, że jednak nie i to z kilku powodów.
Jak zwykle w takich sprawach trzeba podjąć decyzję polityczną, która będzie miała skutki gospodarcze. Podobnie było, gdy Unia zdecydowała o poprzedniej transzy wsparcia dla producentów mleka. Jeden z dużych gospodarzy, że podsumował to tak: „Powiedziałem żonie, że dostaniemy 4000 zł pomocy, a ona na to: Miesięcznie? Nie, jednorazowo! – odpowiedziałem”. Trzeba się więc bardzo dobrze zastanowić jak pieniądze wykorzystać, aby były one skutecznie wykorzystane.
O tym, czy pomoc okaże się skuteczna, decyduje także czas. Unia przeznacza teraz 150 mln euro na ograniczenie produkcji mleka. Za niewyprodukowany litr daje 14 eurocentów. Chce w ten sposób osiągnąć efekt obniżenia produkcji w całej UE o około 1 mld litrów. Wyobraźmy sobie, że taka pomoc towarzyszyłaby poprzedniemu pakietowi mlecznemu. Obserwatorzy rynków rolnych twierdzą, że obniżenie produkcji o kilka procent może dać wzrost ceny o kilkadziesiąt procent. O ileż silniejszy efekt osiągnęłaby Bruksela, gdyby produkcja na kontynencie spadła o 1 mld litrów pod koniec 2015 r.? O ile zwielokrotniłoby to efekt interwencyjnego skupu mleka w proszku?
Możemy się pocieszać tym, że „lepiej późno niż później”. Aż korci jednak, aby postawić pytania: dlaczego z ograniczaniem produkcji czekano tak długo? Jaki będzie długofalowy efekt tych, jak jesteśmy zapewniani, działań krótkoterminowych? Teraz bowiem, choć ceny skupu na rynku mleczarskim znacząco nie rosną, zaczyna brakować, np. mleka przerzutowego. Dobrym pomysłem jest natomiast rozłożenie spłaty reszty kar za przekroczenie kwot mlecznych na 10 lat.
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki