W październiku ubiegłego roku bardzo podobna sprawa z ubojem bydła jak w Kalinowie w województwie mazowieckim wyszła na jaw w Niemczech w ubojni Karl Temme, w miejscowości Bad Iburg w Dolnej Saksonii. Incydent ujrzał światło dzienne dzięki organizacji działającej na rzecz praw zwierząt „Soko”. Na materiale sfilmowanym przez aktywistów widać masowe naruszenia dobrostanu zwierząt, m.in. jak bydło z samochodów jest ciągnięte przez wyciągarki linowe oraz jak traktowano je pałkami elektrycznymi. Rzeźnię filmowano od 20 sierpnia do 25 września. W okresie monitorowania aktywiści naliczyli co najmniej 168 zwierząt, które żywe ściągnięto z samochodów, oraz 8, które prawdopodobnie nie żyło.
O procederze informowano, ale informacji nie nagłaśniano
Proceder był prowadzony przy współudziale właścicieli ubojni, jej pracowników, powiatowych lekarzy weterynarii oraz samych hodowców. Do rzeźni przywożono nie tylko chore i pourazowe bydło, ale także mięso z chorych zwierząt, które ubijano w gospodarstwach. Zdarzało się również, że zwierzęta padały w trakcie transportu. Sprawą zajął się prokurator oraz tamtejszy Krajowy Urząd ds. Ochrony Konsumenta i Bezpieczeństwa Żywności. Po zarzutach co do okrucieństwa wobec zwierząt ubojnię zlikwidowano. Rzeźnia biła około 150 sztuk bydła tygodniowo i, jak wiele niemieckich ubojni, miała również licencję na produkcję mięsa ekologicznego. Proceder skrytykowali politycy ze wszystkich opcji politycznych, ale na szczeblu regionalnym. W regionalnym magazynie NDR „Hello Niedersachsen”głos zabrała tamtejsza minister rolnictwa Barbara Otte-Kinast (CDU) – stanowczo potępiła bezczynność osób, które przyglądały się procederowi od miesięcy i nic z tym nie robiły. Problem nie był jednak tak nagłośniony w mediach ogólnokrajowych, jak w Polsce przypadek na Mazowszu. Materiał pojawił się w regionalnej telewizji, na YouTube i w TV Stern. Trudno znaleźć informacje na temat ewentualnych strat, jakie tamtejsza branża odczuła po tym skandalu. Wzmiankę o procederze w niemieckiej ubojni znaleźliśmy jedynie w belgijskich mediach. Ubojnia sprzedawała bowiem swoje mięso do firmy Dierickx w Zele we Flandrii Wschodniej, która eksportuje swoje mięso do większości krajów Unii Europejskiej.
Mniej drastyczny, ale także niezgodny z wszelkimi normami przypadek prowadzenia uboju zwierząt odnotowano w czerwcu ubiegłego roku w Północnej Irlandii w Corcreaghy. Ubijano tam krowy i ćwiartowano bez wymaganego nadzoru weterynaryjnego. Według informacji irlandzkiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności, zamknięcie rzeźni zostało wydane na trzech podstawach. Naruszono europejskie przepisy dotyczące eksploatacji bez zatwierdzenia oraz uboju zwierząt bez wymaganych kontroli weterynaryjnych. Rzeźnia nie spełniała wymogów w zakresie higieny, nie miała dostępu do gorącej wody. O tym też nie mówiło się tak głośno, jak o sprawie w Kalinowej.
Nie ma zagrożenia, mięso z Polski jest bezpieczne
Komisja Europejska podaje, że mięso z nielegalnego uboju krów w rzeźni w Polsce trafiło do 14 krajów UE. Oprócz Polski są to: Czechy, Estonia, Finlandia, Francja, Hiszpania, Litwa, Łotwa, Niemcy, Portugalia, Rumunia, Słowacja, Szwecja i Węgry. Zakład ubojowy objęty dochodzeniem został zamknięty i usunięty z listy zakładów, których produkcja jest dopuszczona do sprzedaży. Krajowi główny lekarz weterynarii Paweł Niemczuk oraz główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas poinformowali, że zabezpieczone mięso zostało przebadane, nie stwierdzono zagrożeń biologicznych. Jednak całe mięso z ubojni jest profilaktycznie wycofywane, gdyż prowadzono tam działania niezgodne z obowiązującymi przepisami. Jednocześnie mięso wołowe i jego przetwory obecne na rynku są bezpieczne.
Wołowina, która jednym szkodzi a innym pomaga. Szkodzi polskim producentom, pasuje konkurencji.
Komisja Europejska oceniła działania polskie jako właściwe. Od poniedziałku 4 lutego grupa audytorów Komisji Europejskiej ocenia sytuację, wizytując nasze ubojnie. W ciągu miesiąca ma być przedstawiony raport w tej sprawie. Nasi hodowcy twierdzą, że sztucznie podtrzymywany oddźwięk międzynarodowy materiału TVN ma na celu eliminację polskiej wołowiny z rynku międzynarodowego. Zagraniczne media podkreślają, iż Polska stała się w ostatnich latach potęgą w eksporcie wołowiny, na rynki zagraniczne trafia 80–90% produkcji. Nasza wołowina miała dobrą jakość i atrakcyjną cenę, stąd znajdowała nabywców.
Nie ulega wątpliwości, iż takie przypadki, jak w Kalinowie, należy tępić. Szkoda, że nie pomyślano o konsekwencjach rozgłosu sprawy dla całej branży, (a może pomyślano...?)
Stacja zyskała popularność nie tylko w Europie, a konkurencja walcząca o rynki zbytu dla wołowiny zaciera ręce.
Materiał o tym, że polscy producenci wołowiny sprzedają bydło za grosze, a gospodarstwom grozi bankructwo, nie zrobiłby takiej kariery.
Oby nie trzeba było go kręcić!
Magdalena Szymańska
Na zdjęciu: Tak wciągano chore bydło do ubojni Bad Iburg w Dolnej Saksonii (fot. Telewizja NDR „Hallo Niedersachsen”)