Przekonało się już o tym wielu polskich rolników – uczestników masowych protestów, które począwszy od lutego do maja br. organizowane były na drogach i przed siedzibami władz różnego szczebla w całym kraju.
Policyjne wsparcie
O problemach, jakie stały się udziałem uczestników rolniczych blokad i pikiet, wiele razy pisaliśmy na łamach „Tygodnika Poradnika Rolniczego”. Podjęliśmy w tej sprawie szereg interwencji i upominaliśmy się o traktowanie rolników na równi z innymi obywatelami. Na przełomie lipca i sierpnia zapadły wyroki w sprawach, w których rolnicy odwołali się od wcześniejszych orzeczeń.
Tak było również w przypadku gospodarzy szykanowanych przez policję za udział w blokadzie drogi krajowej nr 10 w okolicach Sierpca (w rejonie Stropkowa). 13 lutego br. zorganizowała ją rolnicza „Solidarność”. Protest był całkowicie legalny – został wcześniej zgłoszony i odbywał się za zgodą stosownych organów.
– Dopełniliśmy wszelkich formalności, zgodnie z przepisami Ustawy o zgromadzeniach publicznych – zapewnia Krzysztof Sumiński, rolnik ze wsi Szumanie i działacz rolniczej „Solidarności”, organizator blokady. – Powiadomiliśmy policję i wójta gminy Zawidz, uzgodniliśmy termin i formę protestu. Przystaliśmy na sugestię, by nie blokować całkowicie tranzytowej drogi, z której korzystają też mieszkańcy naszej gminy i powiatu.
Rolnicy zgodzili się, aby traktory ustawić po obu stronach trasy, tak by swobodnie mogły przejeżdżać ciężarówki. Protest zgodnie z ustaleniami trwał 3 godziny.
– My wywiązaliśmy się z uzgodnień, a policja nie – twierdzi Krzysztof Sumiński. – Policjanci, którzy przyjechali do zabezpieczenia protestu, nie chcieli nam pomagać. Najpierw robili zdjęcia traktorów, a potem oznajmili, że protest jest nielegalny, bo bez zgody Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych zajęliśmy jezdnię. Wezwali nas do przerwania blokady i zagrozili mandatami. Wyjaśniałem, że blokada jest legalna, bo otrzymaliśmy zgodę. Okazało się jednak, że byłem w błędzie.
Policja skierowała wnioski o ukaranie uczestników protestu do Sądu Rejonowego w Sierpcu. Grzywny nałożono na ponad 20 rolników z blokady w Stropkowie i kilkudziesięciu rolników protestujących w tym samym czasie w innym miejscu powiatu.
– Gospodarzy, którzy przyjechali traktorami oskarżono o złamanie przepisów Kodeksu drogowego. Większość ma zapłacić mandaty za przekroczenie linii ciągłej i bezprawne utrudnianie przejazdu, niektórzy również za postój w niedozwolonym miejscu – relacjonuje działacz NSZZ „Solidarność”. – Odwołaliśmy się więc od decyzji sądu. Ten jednak rozpatrzył dotąd dwa odwołania ukaranych rolników i utrzymał w mocy wydane nakazy. Mało tego, rolnikom doliczył jeszcze koszty postępowania.
W obliczu prawa
– Byłem w charakterze świadka na obydwu rozprawach. Przedstawiłem opinię znanego prawnika konstytucjonalisty. Stwierdził on jasno, że sąd nie ma żadnych podstaw do ukarania właścicieli ciągników, które stały na drodze w czasie protestu. Nasze racje podziela również wójt gminy, który wydał zgodę na blokadę. Mimo to sędzia pozostał niewzruszony. Chcemy ponownie odwołać się od tych decyzji. Nie wiem jednak, czy ukarani rolnicy zechcą dalej walczyć o swoje racje.
Ludzie są zmęczeni tą sytuacją, poza tym nie mają czasu na sądowe batalie, bo trwają żniwa.
Krzysztof Sumiński wskazuje, że fala rolniczych protestów przetoczyła się również przez kraje Europy Zachodniej. Wszyscy widzieli jak gwałtowny przebieg miały te wystąpienia we Francji. Farmerzy wylewali w miastach gnojowicę, blokowali autostrady a nawet szlaki turystyczne. Tam jednak policja nie straszyła ich mandatami. Funkcjonariusze byli po to, by zabezpieczać zgromadzenie i pilnować, by nikt nie ucierpiał. Francuski rząd podjął rozmowy z protestującymi, zaproponował pomoc i konkretne rozwiązania.
– U nas z rolnikami nikt rozmawiać nie chce, a gdy upominamy się o swoje, to zamyka się nam usta, zastraszając i naginając prawo – mówi Sumiński.
Na własny rachunek
– W czasie protestu stałem najwyżej przez kwadrans na drodze krajowej. Później zjechałem na parking przy stacji benzynowej i tam właśnie zostałem spisany przez funkcjonariuszy. Policja zdążyła sfotografować mój traktor na „krajówce”. Zdjęcia te stanowiły w sądzie dowód – ubolewa Mariusz Dolny ze wsi Osiek w gminie Zawidz Kościelny, jeden z rolników ukaranych za udział w blokadzie krajowej „dziesiątki” pod Sierpcem w lutym br. – Zostałem ukarany za przekroczenie linii ciągłej i tarasowanie drogi publicznej. Doliczając koszty sądowe, muszę zapłacić 320 zł. Nie zamierzam się odwoływać, nie wierzę, że uda się coś wskórać.
– Paradoks polega na tym, że gdybyśmy wyjechali na trasę kolumną ciągników, jechali przepisowo, ale całkowicie sparaliżowali ruch na krajówce, nikt by nam mandatów nie wlepił – dodaje nasz rozmówca. – Boli, że ludzie, którzy obiecali nam pomoc, szybko zapomnieli o tych deklaracjach. Wójt oferował wsparcie prawnika, ale ten się w sądzie nie pojawił. Pomoc prawną dawała „Solidarność”, ale warszawska centrala zamiast adwokata przysłała opinię prawną.
– Protestowałem na własną odpowiedzialność i broniłem własnych interesów, więc jestem też gotów ponieść konsekwencje – zapowiada Mariusz Dolny. – Mam 35-hektarowe gospodarstwo ukierunkowane na produkcję mleczną. Dostarczam surowiec do mleczarni w Sierpcu. Spłacam karę za przekroczenie kwoty mlecznej (45 tys. zł). Z powodu suszy zbiory będą marne, więc będę musiał dokupić paszy. Jeśli będzie kolejny protest, to wezmę w nim udział, bo nie mam już nic do stracenia.
– W trakcie blokady spotykaliśmy się wyłącznie z wyrazami poparcia ze strony przejeżdżających kierowców. Tylko jeden warszawiak zdenerwował się, zjechał z drogi swoją terenówką i ruszył przez pole, by ominąć blokadę. Choć niszczył czyjeś prywatne pole, policja nie zareagowała. Zlitowaliśmy się i wyciągnęliśmy go z błota – wspominają uczestnicy lutowej blokady koło Stropkowa.
Zasadzka na rogatkach
Piotra Mizernego, rolnika ze wsi Nowy Czarków pod Koninem, policjanci zatrzymali, gdy żadnego przepisu nie łamał. Zdarzyło się to 17 lutego br., gdy wracał ciągnikiem z demonstracji. Funkcjonariusze poinformowali go, że spowodował zagrożenie w ruchu drogowym i straci prawo jazdy. Okazało się, że policjantom chodziło o przewożenie na przyczepie kilku osób odpowiedzialnych za nagłośnienie manifestacji. Kawalkada ciągników z prędkością 2 km/h przejechała ulicami Konina.
– Jedynymi uczestnikami ruchu były w tym czasie nasze traktory, bo ruch został wstrzymany – mówi gospodarz. – W trakcie protestu policjanci jednak nie reagowali. Oni zwyczajnie się na mnie... zaczaili. Chciałem mieć świadków, więc powiedziałem, że zapomniałem dokumentów. Eskortowali mnie do domu.
Tam wypisali mandat w wysokości 250 zł za brak dokumentów przy zatrzymaniu, a następnie odebrali prawo jazdy na wszystkie kategorie. Później policja wnioskowała do sądu o zatrzymanie prawa jazdy do zakończenia sprawy.
– Sąd Rejonowy w Koninie do wniosku się przychylił – skarży się rolnik z Czarkowa. – Postępowanie tak się ślimaczyło, że przez 3 miesiące nie doczekałem się prawomocnego wyroku sądu, który zakazywałby mi prowadzenia pojazdów. Dopiero po skardze w Komendzie Wojewódzkiej i interwencji wojewody konińska komenda 8 maja br. skierowała sprawę do sądu. Dowiedziałem się wówczas, że policja zmieniła kwalifikację czynu i zamiast o spowodowanie zagrożenia w ruchu oskarża mnie o narażanie życia pasażerów. Tyle, że (jak się dowiedziałem już po fakcie) policjanci wezwali rolników siedzących na mojej przyczepie do jej opuszczenia, ale oni odmówili i zostali na własną odpowiedzialność.
Pikieta odwołana
Sąd Rejonowy w Koninie już 9 maja w postępowaniu nakazowym pozbawił rolnika prawa jazdy na okres pół roku i orzekł grzywnę. Piotr Mizerny gospodarzy na 200 ha, jest również właścicielem największego stada bydła i największym producentem mleka w powiecie. Jak tu w dzisiejszych czasach prowadzić gospodarstwo bez prawa jazdy?
– Muszę opłacać traktorzystów. Wynajmuję kierowców do zbiorów, a czasem nawet do prowadzenia własnego auta, gdy muszę coś załatwić w mieście. Ponoszę ogromne straty. Kto mi je zrekompensuje? – pyta gospodarz.
Mizerny zdecydował się walczyć do końca.
– Jestem lokalnym społecznikiem. Woziłem tą samą przyczepą pielgrzymów do Lichenia, wiernych z obrazem Najświętszej Panienki, a w ubiegłym roku podczas juwenaliów – studentów po mieście. Jechałem wtedy dużo szybciej ulicami miasta i to w asyście policji, która nie reagowała. Dlaczego wtedy „przymknęli oko” na zagrożenie? Jak to jest, że wtedy przepisów nie łamałem, a na antyrządowej demonstracji zostałem piratem drogowym? – pyta oburzony rolnik. – Zaskarżyłem decyzję sądu, ale nie doczekałem się żadnej odpowiedzi. Dopiero po kolejnym piśmie sąd wyznaczył rozprawę na 17 września br. A więc bez względu na rozstrzygnięcie i tak przez pół roku prawa jazdy miał nie będę.
Organizatorzy protestu w Koninie – NSZZ „Solidarność” RI – o interwencję w sprawie Piotra Mizernego wystąpili do Rzecznika Praw Obywatelskich i wielkopolskich parlamentarzystów. RPO do czasu rozpatrzenia zażalenia rolnika przez sąd wstrzymał się jednak od podejmowania wszelkich działań. 5 czerwca w Koninie miała się odbyć kolejna manifestacja rolniczej „Solidarności”, w proteście przeciw katastrofalnemu spadkowi opłacalności produkcji trzody chlewnej i mleka. Została jednak odwołana, gdyż większość rolników odmówiła przyjazdu ciągnikami... w obawie przed utratą praw jazdy.
Po raz kolejny widać jak ważne byłoby powołanie związku zawodowego producentów mleka, który protestami mógłby pokierować, a ich uczestników bronić przed represjami.
Grzegorz Tomczyk