Nigdy nie było tak dobrze i nigdy nie było tak źle
Mamy na myśli ceny skupu produktów rolnych i środków produkcji. Mleko po 2,90 zł/l to może pamiętają rolnicy, którzy dostarczali surowiec w połowie lat 70. To był jednak inny świat, pieniądz i system gospodarczy. Kilogramowy bochenek chleba kosztował 4 zł, kostka masła 12–14 zł, butelka wódki 82 zł, a ciągnik Ursus C-330 – 95,2 tys. zł (w 1975 r.), ale były problemy z jego dostępnością. Za tucznika można było kupić około 6 ton węgla I klasy. Natomiast tona mocznika kosztowała nieco więcej niż dobry wieprzek. Należy tutaj przypomnieć, że wówczas ceny skupu mleka, żywca wieprzowego, wołowego i innych produktów rolnych, jak i detaliczne żywności ustalał rząd. Podobnie rzecz się miała ze środkami produkcji. Z jednej strony można powiedzieć, że rolnictwo wówczas było także dotowane, lecz w inny sposób. Ale węgiel był tani dla wszystkich! Jednak nadal część rolników paliła torfem, drzewem i chrustem. W 1975 r. wydobyto 171 milionów ton węgla, na rynek wewnętrzny trafiło około 20 milionów ton. Jedno było pewne: wówczas Polska węglem stała.
Co zrobiono w ramach bezpieczeństwa energetycznego? Nic
Owszem, górnictwo w tradycyjnej formie musiało się skończyć, ale czy ten proces nie poszedł za szybko? Dlaczego w ramach bezpieczeństwa energetycznego nie zabezpieczono potencjalnych potrzeb polskiej gospodarki i konsumentów? Dlaczego nie unowocześniono większej ilości kopalń? Dlaczego nie wykorzystano nowatorskich rozwiązań polskich naukowców zmierzających do bardziej efektywnego i ekologicznego wykorzystania czarnego złota? Jednak w kontekście wojny w Ukrainie znacznie więcej mówi się o zagrożeniach w zakłóceniach dostaw gazu i ropy. Znacznie więcej uwagi poświęca się też zielonej energii, której masowa produkcja ma nas uniezależnić od paliw kopalnych. To jest jednak melodia przyszłości. Jak na razie, chcemy wyjść z uzależnienia od ruskiego węgla poprzez zwiększenie ilości fedrowanego węgla. Czy mamy ku temu potencjał i odpowiednie wyposażenie techniczne? To są pytania otwarte, szczególnie w kontekście ostatnich katastrof w polskich kopalniach! W zapotrzebowaniu na węgiel ma pomóc import z innych państw. Podobno do naszych portów zmierza 8 statków nim wypełnionych. Ale węgiel jest drogi i trudno dostępny, nawet po 3 tysiące i więcej za tonę. A relacje są takie, że trzeba sprzedać cztery 120-kilogramowe tuczniki, aby kupić tonę węgla! Jednak węgiel – w tym miał węglowy – potrzebny jest także w zakładach przetwórczych. A co mają powiedzieć ludzie ubodzy – mieszkańcy polskiej prowincji. To ile węgla można kupić za miesięczną „krusowską” emeryturę – około 400 kilogramów? A przecież emerytury przeważającej części mieszkańców Polski B – nie rolników – są też bardzo niskie. Rząd jakby zaczyna dostrzegać to zagrożenie. Dlatego zbieranie kawałków drewna, różnych ułomków i chrustu w lasach ma być w tym sezonie legalne! I to w kraju, który od 18 lat jest w Unii Europejskiej i odniósł niekwestionowany sukces gospodarczy okupiony dużym wysiłkiem i ofiarami.
Takich cen zbóż i rzepaku nigdy nie notowano ani w Polsce, ani na świecie
Niestety, wzrost tych cen zostanie zjedzony przez wysokie koszty paliwa, nawozów, energii i innych środków produkcji. Jak długo potrwa obecna sytuacja i czego można się spodziewać? Wojna w Ukrainie zdaje się zmierzać w stronę przewlekłego konfliktu. Wątpimy też w uruchomienie transportu ziarna przez ukraińskie porty. Dochodzą do nas głosy, że zbiory w tym roku będą tam o około połowę niższe niż zazwyczaj. To przemawia za utrzymywaniem się cen zbóż i rzepaku na wysokim poziomie. Wobec sankcji nakładanych na Rosję, trudno się spodziewać spadku cen gazu i ropy naftowej. Trudno się w takiej sytuacji spodziewać odczuwalnych spadków cen nawozów. To z kolei oznacza, że o ile w tym roku plony w krajach produkujących zboża mogą być w miarę przyzwoite, to za rok grozi ich istotny spadek.
A co czeka nas na rynku mleka?
Dziś część analityków jest przekonana, że dobra koniunktura na rynkach światowych, która trwała od sierpnia 2021 do kwietnia 2022 r., zakończy się w drugiej połowie roku. Wynika to z faktu, że Chiny – największy kupiec mleka na świecie – wypełniły już swoje magazyny i ograniczą import. Ceny pełnego mleka w proszku na tamtejszym rynku już spadają. A jak już pisaliśmy w tej rubryce, kiedy Chińczyk kicha, cały świat ma katar. Cała nadzieja w tym, że produkcja mleka na świecie nie będzie rosnąć i to zapobiegnie dużym spadkom cen skupu. Tego życzymy rolnikom, przetwórcom i sobie. Bo my jesteśmy umiarkowanymi optymistami. Co potwierdzają fakty: masło się znowu odbija od poziomu 33 zł za kilogram w bloku, odtłuszczone mleko w proszku chodzi po około 18,40 zł za kilogram, zaś jednostka tłuszczu w śmietanie przerzutowej kosztuje przynajmniej 39,5 grosza.
Ptactwo się panoszy
Tej wiosny dociera do naszej redakcji bardzo dużo sygnałów od rolników, których plantacje – zwłaszcza kukurydzy – niszczone są przez ptactwo.
W polskich przepisach istnieje niestety luka, która sprawia, że rolnik nie może domagać się odszkodowania za takie straty. Gdyby ziarno kukurydzy wybrały dziki, to wówczas można spróbować coś uzyskać od koła łowieckiego. Jeśli jednak plantacja znika z powodu działalności żurawi, to nie ma winnych. Jednocześnie Unia Europejska nałożyła na Polskę obowiązki wynikające z tzw. dyrektywy ptasiej. Mamy chronić obszary, na których bytują ptaki. Te same ptaki, które niszczą uprawy. Coś, naszym zdaniem, jest tutaj nie w porządku. W skali całego rolnictwa pieniądze na odszkodowania za plantacje zniszczone przez dzikie ptactwo nie będą duże. Ale tym, których ta klęska dotknęła bardzo pomogą.
W przyszłym roku czekają nas wybory parlamentarne i samorządowe. Może to dobra okazja, aby zastanowić się nad zmianami przepisów dotyczących ptactwa. W końcu obecna władza ma do uregulowania olbrzymi dług wobec rolników, który zaciągnęła uchwalając „Piątkę dla zwierząt”. Rolnicy o tym pamiętają.
Paweł Kuroczycki i Krzysztof Wróblewski
redaktorzy naczelni Tygodnika Poradnika Rolniczego
fot. TPR