Włoskie organizacje rolnicze prowadzą taką akcję, aby uzmysłowić swoim obywatelom jak dużo produktów spożywczych udaje włoskie i że tracą na tym przede wszystkim tamtejsi rolnicy. Co najważniejsze, mogą oni liczyć na wsparcie swoich władz i policji. Nikt nie zarzuca im ksenofobii i nacjonalizmu. Po prostu walczą o swoje interesy, bo we Włoszech z powodu kryzysu działalność zawiesza 60 gospodarstw dziennie.
Obrazek drugi: Bruksela w miniony poniedziałek i jej centrum sparaliżowane przez demonstrację ok. 2000 ciągników i wielu tysięcy rolników z całej Europy. Obrzuceni jajkami i obsypani słomą policjanci spokojnie znoszą tak „drastyczne” naruszenie nietykalności cielesnej. Po proteście rolnicy rozjeżdżają się do swoich domów. Wiadomo, że nie będą mieli sądowych spraw. Nie dotkną ich też inne przejawy zemsty, bowiem rolnicze protesty to w państwach starej Unii normalność. I nikt protestującym nie postawi zarzutów łamania kodeksu drogowego lub wykroczeń. Nikt nie będzie czaił się na zakręcie, aby rolnika, który odważył się wziąć udział w blokadzie drogi krajowej lub demonstracji – tak jak to było w Polsce – poddać szczegółowej kontroli: czy na ciągniku wisi trójkąt ostrzegawczy, czy ma apteczkę, gaśnicę, sprawne oświetlenie, czy jest trzeźwy. Bowiem dla naszych władz, dla czołowych mediów i znacznej większości opinii publicznej, protestujący rolnik to zwykły warchoł i niewdzięcznik, którego ciocia Unia obdarowała nowoczesnym ciągnikiem. A rolnicze protesty – w odróżnieniu od tych, które organizują pielęgniarki lub inne grupy zawodowe – są traktowane jak zamieszki, czy też tzw. ustawki, organizowane przez kiboli. Wszak do dzisiaj ciągną się procesy tych, którzy w lutym legalnie blokowali drogi. Jesteśmy chyba bardzo bogatym krajem, skoro takimi sprawami obciążamy policję i sądy. Ale, ale, czy aby w tych sprawach nie interweniowali politycy? Ci sami, którzy domagają się zrównania chłopa z ziemią.
Jedna Unia Europejska, jedna Wspólna Polityka Rolna, a jakie różnice między traktorami na ulicach Brukseli i Warszawy? Nie sposób nie wspomnieć o francuskiej policji, która ochraniała rolników blokujących granicę z Niemcami, skąd do Francji wjeżdżały konkurencyjne dla tamtejszych farmerów produkty. Dlaczego nasze władze nie chcą wspierać polskich rolników w walce o ich żywotne interesy, interesy kraju i gospodarki? Dlaczego ministerstwo zadowala się publikowaniem danych na temat dodatniego salda handlu produktami żywnościowymi? Dlaczego nie informuje przy tym, że składa się na nie m.in. eksport papierosów, czekolady, kawy i herbaty, które powstają z surowców głównie importowanych. W tej materii minister Marek Sawicki zachowuje się niezrozumiale. W czasie Jasnogórskich Dożynek mówi, że ostatnie miesiące były dla rolników trudne, ze względu na ASF, rosyjskie embargo, nadprodukcję oraz niszczycielską suszę. Zaś kilka dni później cieszy się, że eksport rolno-spożywczy jest wciąż rozpędzony, a branża dobrze sobie poradziła z rosyjskim embargiem. I jednocześnie twierdzi – na tej samej konferencji prasowej – że z powodu rosyjskiego embarga nastąpił spadek eksportu na rynek unijny w sektorze produktów mleczarskich, owoców i warzyw. A przecież nie są to jedyne negatywne skutki rosyjskiego embarga.
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki