Wciąż nie wiadomo, jakie były przyczyny skażenia wody i masowej śmierci ryb w Odrze. Państwowa Inspekcja Weterynaryjna poinformowała jedynie, że wykluczyła rtęć jako przyczynę śnięcia ryb. Nie uspokaja to jednak rolników, którzy wodą z rzeki podlewali uprawy i na pobliskich łąkach wypasali swoje zwierzęta.
Susza i skażona woda. Na lubuskich rolników spadły dwie plagi
Katastrofę ekologiczną szczególnie dotkliwie odczują gospodarstwa leżące w woj. lubuskim, dla których woda z Odry była ratunkiem w obliczu ogromnej suszy. Służyła im do podlewania upraw i pojenia bydła. Brakiem wody szczególnie mocno martwią się producenci warzyw, bo one w przeciwieństwie do zbóż i ziemniaków jeszcze nie zostały zebrane i odpowiedniej potrzebują wilgoci.
- Te gospodarstwa, które wspomagały się ciekami wodnymi - Odrą i jej dopływami, w tym momencie nie mają tej możliwości. Ich uprawy uschną na polu. To będzie ogromna klęska – ocenia w rozmowie z nami Stanisław Myśliwiec, prezes Lubuskiej Izby Rolnej.
Katastrofa ekologiczna na Odrze: rolnicy nie mają czym nakarmić zwierząt
Zrozpaczeni są także hodowcy, którzy do tej pory wypasali bydło na łąkach nadodrzańskich. Teraz nie mają czym nakarmić swoich zwierząt.
- Łąki nad Odrą to są piękne poldery. Ze względu na niskie położenie nad poziomem Odry zawsze były zielone, a wydajność masy zielonej była dużo większa niż na terenach oddalonych od Odry. Rolnicy nie musieli dowozić zwierzętom wody, bo piły wodę z Odry. Teraz wszystko się zatrzymało – wyjaśnia Myśliwiec.
Przyznaje, że rolnicy musieli przegonić zwierzęta na inne pastwiska. Ale problem polega na tym, że nie ma na nich trawy, bo wyschła! I teraz rolnicy zostali zmuszeni do karmienia bydła sianokiszonkami i sianem, które mieli przygotowane na zimę.
- To jest tragedia. Rolnicy mieli przygotowane małe ilości pasz, bo z czego je można było zrobić, skoro jest taka susza? I teraz będą likwidować stada, bo nie będą mieli czym nakarmić bydła w zimę - ocenia Myśliwiec.
Szef lubuskiego samorządu rolniczego zaznacza, że wystąpi o pomoc dla rolników poszkodowanych w katastrofie ekologicznej w Odrze i przez suszę.
Rzeka Ner zalała setki hektarów łąk dla krów. Może być skażona
W równie nieciekawej sytuacji są rolnicy, którzy wypasają bydło lub koszą trawy nad rzeką Ner. W jej nurcie na granicy powiatów poddębickiego i łęczyckiego oraz kolskiego znaleziono znaczną liczbę śniętych ryb. Stwierdzono również ślady po oleistej substancji.
W związku z tym wojewoda łódzki wydał rekomendacje, by na terenie powiatu łęczyckiego i poddębickiego nie zbliżać się do koryta rzeki, nie wypasać w jej pobliżu zwierząt oraz nie korzystać z wody do żadnych celów, także rolniczych.
Problem polega jednak na tym, że w gminie Grabów (woj. łódzkie, pow. łęczycki) dwa tygodnie temu Ner zalał okoliczne łąki – setki hektarów. Jest to kwestia, z którą tamtejsi mieszkańcy borykają się od lat. Pisaliśmy o tym TUTAJ. Teraz rolnicy martwią się, co będzie jeśli woda ze szkodliwą substancją dotrze do dalej położonych łąk, na których wypasają bydło.
- W Nerze od miesiąca nie ma ryb, teraz się okazuje, że może być skażony. A my kosimy trawę wzdłuż rzeki dla naszych krów i na sprzedaż. Tam gdzie wylało mocno, pokosu na razie nie będzie, ale tam gdzie podeszło mniej wody i dalej od koryta rzeki rolnicy będą chcieli kosić i paść bydło. Z jednej strony boją się, że coś może się przedostać do mleka. Ale z drugiej strony, czymś muszą nakarmić zwierzęta. Skąd mają wiedzieć, które fragmenty łąk są bezpieczne, a które nie, skoro Ner wylał się obficie – mówi nam jeden z rolników z gm. Grabów.
Śnięte ryby także w Wełnie
Problemy mogą mieć także rolnicy mający gospodarstwa w okolicy rzeki Wełna w Wielkopolsce. Tam wczoraj stwierdzono śnięte ryby. Starosta obornicki już zaapelował do mieszkańców, by do czasu wyjaśnienia przyczyny śnięcia ryb nie poili tam zwierząt i nie wędkowali.
Kamila Szałaj, fot. LUW