„Zwracam się z prośbą o pomoc w sprawie szkód łowieckich, jakie wyrządza zwierzyna leśna z przyległego do pól wiejskich obwodu łowieckiego nr 28 administrowanego przez OHZ Kujan. Kierownikiem tego obwodu jest Jerzy Górecki. Zwierzyna przedostaje się na pola rolników i niszczy im uprawy i zbiory. Doszło nawet do sytuacji, że rolnicy nie obsiewają swoich pól, gdyż zostaną zniszczone przez dziki i jelenie. Odszkodowanie, jakie proponuje im kierownik Górecki, jest śmiechu wartą jałmużną. (...) Rolnicy, moim zdaniem słusznie, uważają, że OHZ Kujan nie wypełnia swoich zobowiązań. Poletka zaporowe nie są uprawiane w ogóle albo niedbale. Potwierdza to kontrola, która na moje żądanie została przeprowadzona (...) przez zespół powołany przez burmistrza Łobżenicy. (...) Brak jest wewnętrznych paśników, przy których zwierzyna czuje się bezpiecznie. (...) Główne prewencyjne działania winny być skupione wewnątrz obwodu, a tego nikt nie robi. Straty rolników sięgają dziesiątek tysięcy złotych, a problem ten dotyczy kilkunastu rolników z naszej i nie tylko z naszej gminy. Dlatego zwracam się do Państwa o szczere zainteresowanie się tym problemem” – napisał do nas Ryszard Biniak, mieszkaniec gminy Łobżenica i miejscowy radny.
Wilki groźniejsze
Rolnicy wymienili długą listę zastrzeżeń wobec OHZ. Według nich zwierzęta nie są w łowisku dokarmiane. Następować ma to tylko wówczas, kiedy odbywają się komercyjne polowania. Szczątkowe odżywianie prowadzone jest tylko burakami, a powinno być wspomagane także marchwią, sianem i kukurydzą.
Zdaniem rolników siew gatunków roślin, które dla jeleni są smaczne, właściwa uprawa gleby, terminowe obsiewanie pól spowodowałoby, że zwierzyna nie wchodziłaby w szkodę. Wobec braku odpowiednich upraw żeruje ona wyłącznie na polach rolników.
– Poletka są w większości zachwaszczone, pełno na nich perzu i innego zielska – twierdzili rolnicy.
Z zarzutami musiał zmierzyć się kierownik OHZ Jerzy Górecki.
– My, zgodnie ze sztuką łowiecką robimy to, co do nas należy. Właściwie zagospodarowujemy poletka łowieckie. Dysponujemy gruntami VI klasy. Uprawiamy je, aby zwierzyna mogła na nich żerować, więc one nigdy nie będą wyglądać tak jak te rolnicze. W tym roku wprowadziliśmy mieszanki traw, które znakomicie ograniczyły szkody na gruntach rolników. Jelenie zostały w lesie, nie wchodziły na pola. Duży problem stanowią wilki. Spowodowały, że nie ma już prawie dzików. Za chwilę wezmą się za daniele. Jelenie zaś, broniąc się przed nimi, zbierają się w duże chmary po 60–70 sztuk. Do tego uciekają z lasu do ludzi, gdzie czują się bezpieczniej. Swoją pracę wykonujemy właściwie. Plany odstrzału, jeśli chodzi o rogacze, mamy wykonane. Na 180 jeleni ujętych w planie łowieckim 110 mamy odstrzelone. Jeśli zajdzie taka potrzeba, a wykonamy plan, to będziemy go przekraczać o ile będzie zgoda Lasów Państwowych. Ponieważ wszystkim zależy na wilkach, a nie na zwierzynie łownej, mamy następny konflikt z tak zwanymi ekologami. Na dzień dzisiejszy jest dobrze, bo dogadujemy się z lokalnymi władzami i rolnikami, jeśli jednak pójdziemy wyżej, a zjawią się zieloni, nie pójdą rolnikom pilnować pól, tylko przyjdą do mnie i będą przeszkadzać w odstrzałach. Apeluję o ostrożność, bo wylejemy dziecko z kąpielą – ostrzegał Górecki.
Dziwna mieszanka
Rolnicy nie dali się jednak nabrać na zrzucenie winy za ich szkody na wilki oraz bezwzględnych ekologów. Przyznali myśliwemu rację, że ich najazd na gminę Łobżenica sprawiłby kłopoty wszystkim mieszkańcom, jednak za straty na ich polach odpowiedzialność, póki co, ponosi PZŁ. Nie odpuszczali i wypominali brak dobrej praktyki rolniczej na gruntach stanowiących poletka zaporowe.
– To mieszanka traw, a nie tylko sama rzepa – próbował odpierać zarzuty kierownik OHZ.
Każda kolejna wypowiedź myśliwego tylko zwiększała złość rolników. Twierdzili, że ośrodek nie dokarmia zwierzyny, że w lesie leżą gnijące resztki buraków, brakuje świeżej karmy.
– OHZ ma być tym, który wzorcowo prowadzi poletka zaporowe. Tak wynika z przepisów łowieckich. Jeśli będą prowadzone w sposób właściwy, karma zostanie wyłożona w odpowiedniej odległości, przynajmniej zostanie ograniczone działanie zwierząt. Chcemy wyłącznie ograniczenia naszych strat – mówił Ryszard Biniak.
Podczas wymiany argumentów kierownictwo ośrodka przyznało, że posiada ponad 25 ha gruntów klasyfikowanych jako rolne. Prowadzi na nich produkcję rolną, dlatego też pobiera dopłaty obszarowe. Kierownik ośrodka oświadczył, że nie zgadza się z zarzutami rolników o braku należytej kultury rolnej. Jako argument wymienił kontrolę ARiMR, która miała wykazać, że na gruntach OHZ prowadzona jest normalna produkcja rolna. Kolejne informacje tylko potęgowały złość zrozpaczonych rolników.
– Poza tym, że gospodarujemy na poletkach, jeszcze polujemy. Jesteśmy po intensywnym trzydniowym polowaniu i mogło się tak zdarzyć, że na poletkach nie widzieliście buraków, tylko kamienie – twierdził Górecki.
– To nieprawda. Tam nie ma żadnej karmy, ani grama paszy. Agencja jest ślepa, skoro takie kontrole przeprowadza i twierdzi, że wszystko jest w porządku. Gdybyśmy my mieli tak utrzymane pola, to kary, a nie dopłaty byśmy dostawali – usłyszał w odpowiedzi.
Bezwartościowe ugory
Rolnicy przed rozpoczęciem spotkania z kierownictwem OHZ pokazali „Tygodnikowi” grunty, które według ich relacji należą do ośrodka. Wykonaliśmy dokumentację fotograficzną stanu kilku pól. Bazę paszową dla dzikiej zwierzyny stanowił wieloletni ugór. Roślinność tak jałowa, że nie odnaleźliśmy żadnych śladów żerowania jeleni. Teren pokryty był zaschniętym, gęstym i wysokim dywanem z chwastów.
Kolejne stanowisko wyglądało identycznie, jedyną różnicę stanowiły próbujące się gdzieniegdzie przebić spod bezwartościowej roślinności pojedyncze roślinki z rodziny kapustowatych. Prawdopodobnie była to rzepa, o której wspomniał kierownik OHZ.
Równie mizernie prezentowały się miejsca stanowiące karmiska bądź nęciska. Na karmisku, do którego nas zawieziono, zalegała sterta gnijących od kilku tygodni starych buraków. W tym miejscu świeża pasza nie była wykładana od wielu dni. Miało być to miejsce intensywnych trzydniowych polowań. Nie jest to wykluczone, gdyż po drugiej stronie drogi na prywatnej łące odnaleźliśmy świeże buchtowisko po dzikach. W pobliżu ustawiona zaś była ambona dająca doskonały zasięg strzału na rolniczy użytek zielony.
Nasza redakcja daleka jest od twierdzenia, że obecny system regulujący łowiectwo w Polsce funkcjonuje właściwie. Uważamy jednak, że przy odrobinie dobrej woli myśliwych można pogodzić interesy obu stron sporu. Sprawdziliśmy więc, czy gospodarka na poletkach rolnych wygląda tak w każdym kole łowieckim.
– Mamy kilkanaście poletek. Prowadzimy na nich normalną produkcję rolną. Oczywiście nie plon jest najważniejszy – powiedział nam myśliwy z prawie 30-letnim stażem w PZŁ i zawodowo czynny rolnik z Kujaw.
Zaporowe poletko
Myśliwy zawiózł nas na kilka stanowisk. Grunty rolne obsiane były żytem. Nie było wyrośnięte, miało ledwie dwa liście. Był to jednak celowy zabieg. Późną jesienią wykonano płytką uprawę, a w glebie zalegały łatwo dostępne resztki pożniwne kukurydzy. Na środku pola ustawiono zaś balot siana, w pobliżu którego rozrzucone było ziarno kukurydzy. Stwierdziliśmy też liczne świeże ślady żeru oraz tropy zwierzyny łownej.
W trosce o branżowy solidaryzm poproszono nas o nieujawnianie jego nazwy ani siedziby. Są jednak miejsca, gdzie symbioza gospodarki łowieckiej i rolnej jest możliwa.
Ośrodki Hodowli Zarodowej handlują odstrzałami. Każdy, kto ma odpowiednie uprawnienia, może taki kupić. W przypadku byka jelenia koszt w zależności od wieku zwierzęcia to kilkanaście tysięcy złotych. OHZ Kujan dzierżawi obwód nr 28, który liczy według danych PZŁ ponad 7,6 tys. ha. Kwota 35 tys. zł wypłacanych odszkodowań łowieckich wydaje się bardzo niska, zważywszy na to, że tylko w sezonie 2015/2016 udało się upolować 52 jelenie.
Tomasz Ślęzak