Na wniosek posłów PiS komisja dyskutowała o działaniach policji wobec uczestników protestów rolniczych, głównie 11 i 12 lutego w miejscowości Zakręt koło Warszawy.
Jak mówił poseł Jacek Bogucki (PiS), rolnicy uczestniczący w akcji protestacyjnej polegającej na wyjeździe traktorami w kierunku Warszawy byli wzywani na komisariaty, a część z nich została ukarana za wykroczenia, które ich zdaniem nie miały miejsca.
Poseł dodał, że rolnicy byli przekonani, że nie złamali przepisów ruchu drogowego, a mimo to później byli wzywani na przesłuchania i otrzymywali mandaty. "(Rolnicy) ciągle żyją w przekonaniu, że zostali ukarani tylko po to, żeby więcej na żaden protest nie wyjechali, że była to akcja mająca na celu zastraszenie" – mówił Bogucki.
Jego zdaniem ukarani mandatami rolnicy uważają, że akcję zorganizowała nie sama policja, lecz polecenie musiało przyjść "z góry". Ocenił też, że sankcje były niewspółmierne do przewinienia.
"Wyciągano konsekwencje wobec organizatorów i uczestników nielegalnych zgromadzeń" – podkreślił w odpowiedzi komendant główny policji nadinsp. Krzysztof Gajewski.
Jak poinformował, w tym roku do 24 marca odbyły się 203 gromadzenia organizowane przez organizacje rolnicze, z tego dziewięć nielegalnych. Większość protestów polegała na blokowaniu dróg, z czego 107 było legalnych, a sześć - nie.
Gajewski podkreślił, że sankcje dotknęły 1 procenta demonstrujących, bowiem środki prawne zastosowano wobec 231 rolników spośród prawie 23 tys. uczestników wszystkich protestów.
Policjanci wymierzyli protestującym 29 mandatów karnych i skierowali do sądów 161 wniosków o ukaranie, a w 41 przypadkach ograniczyli się do pouczenia. Najczęstsze wykroczenia dotyczyły tamowania lub utrudniania ruchu na drodze publicznej, niestosowania się do znaków drogowych, a także przewodniczenia nielegalnemu zgromadzeniu i zwołania zgromadzenia bez wymaganego zawiadomienia.
Gajewski podkreślił, że w żadnym przypadku nie były stosowane środki przymusu bezpośredniego.
Komendant stołeczny policji insp. Michał Domaradzki powiedział, że 10 lutego policjanci spotkali się z czterema organizatorami protestu, mimo że zgromadzenie planowane następnego dnia w Zakręcie było nielegalne, bowiem nie zostało zgłoszone w terminie. Przywódcy protestu zostali poinformowani, że w Zakręcie jest znak zakazujący dalszej jazdy traktorom, więc rolnicy nie wjadą do Warszawy. Domaradzki podkreślił, że w tym miejscu jest też skrzyżowanie, więc traktorzyści mieli możliwość zawrócenia.
Komendant stołeczny powiedział, że 11 lutego po południu w Zakręcie były 194 ciągniki. Do wieczora pozostały one na drodze, co – podkreślił Domaradzki – oznaczało tamowanie ruchu. Mimo to policja nie interweniowała i pozwoliła rolnikom zostać na miejscu do godz. 8 rano 12 lutego, kiedy – według wcześniejszych uzgodnień – protestujący mieli się rozjechać. Rano rolnicy poprosili o dodatkowe dwie godziny, które otrzymali.
"Niestety, kierowcy nie dostosowali się do poleceń funkcjonariuszy. Policja nie stosowała żadnych środków prawnych w tym momencie, skierowała wnioski do sądu z uwagi na popełnione przez kierujących ciągnikami wykroczenie, a więc pozostawienie tych ciągników" – wyjaśnił Domaradzki.
Jak dodał, obecnie z 20 skierowanych wniosków osiem sądy rozpatrzyły już w trybie nakazowym, nakładając na rolników grzywny. Również wobec dwóch organizatorów zgromadzenia przed Ministerstwem Rolnictwa policja skierowała wnioski o ukaranie za wykroczenie polegające na zakłóceniu spokoju.
Po wyjaśnieniach policji poseł Bogucki ocenił, że w jego przekonaniu rolnicy zostali ukarani niesłusznie i w celu przestraszenia przed udziałem w protestach w przyszłości. "Trudno nie widzieć niewidzialnej ręki rządu w tej sprawie" – podkreślił poseł. Nadinsp. Gajewski odpowiedział, że rolnicy mieli świadomość, że protest w Zakręcie jest nielegalny.
Protestujący rolnicy wówczas domagali się m.in. odszkodowań za straty spowodowane przez dziki oraz interwencji na rynkach wieprzowiny i mleka. (PAP)