Piszemy o rynku rosyjskim, bo pamiętamy, że produkcja mleka w Polsce nieustannie rośnie. W ubiegłym roku przekroczyła granicę 11,3 mld l. W tym roku wzrośnie prawdopodobnie o kolejne 400 mln l, a może i więcej. Z niewielkim spożyciem na poziomie 200 l na osobę rocznie nie wypijemy całego tego mleka, choć na każdym Walnym Zebraniu Przedstawicieli powtarza się tę oczywistą prawdę, że krajowy rynek jest najważniejszy i trzeba zabiegać o wzrost spożycia mleka przez Polaków. W tym miejscu nie sposób nie zapytać, czy polityka Funduszu Promocji Mleka, którym kieruje Krzysztof Banach, wiceprezydent Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka, rzeczywiście sprzyja wzrostowi konsumpcji mleka w Polsce.
W takiej sytuacji jedynym wyjściem jest eksport, a naturalnym rynkiem Rosja. Jego otwarcie zapewniłoby nam znacznie większą stabilność niż poleganie na wzroście popytu na masło w USA lub żerowanie na nieszczęściach nowozelandzkich farmerów, których gospodarstwa mleczne są trapione przez suszę i choroby.
Dochodzą do nas informacje, że inne państwa UE potrafią po cichu dogadać się z Rosją i różnymi kanałami na ten rynek trafia masło i sery. Niewykluczone, że trafiające do Rosji masło wyprodukowano z polskiej śmietany. Słychać czasami opinie, że Rosjanie szybko sobie poradzą i staną się samowystarczalni. Fakty są jednak następujące – Rosja produkuje 31 mld litrów mleka, a jego konsumpcja wynosi tam 40 mld l. Brakujące 9 mld l trzeba przywieźć z zagranicy.
Na dobre rozpoczął się sezon zebrań przedstawicieli w spółdzielniach mleczarskich. Ich podstawowym celem jest omówienie wyników za ubiegły rok. Każdy podkreśla, że 2017 r. był dobrym dla polskiego mleczarstwa rokiem, ale trwał za krótko. Szczególnie dobrze wspominane są wysokie ceny masła dochodzące do 28 zł/kg i nadal nie wiadomo, jaka była przyczyna wzrostu tych cen. Czy była to prosta, acz skuteczna zagrywka kapitału spekulacyjnego, czy przyczynił się do tego wzrost popytu w Stanach Zjednoczonych i innych bogatych krajach? Czy w tym roku będziemy snuć podobne rozważania, wszak masło z tygodnia na tydzień systematycznie drożeje i dochodzi do 23 zł/kg (w blokach)?
Pamiętajmy, że kończy się era zagospodarowywania nadwyżek mleka w postaci proszku. I nie jest to wina Polaków, lecz konsekwencja błędnej polityki UE, dotyczącej interwencji na rynku mleka w proszku. Powiedzmy sobie szczerze, Phil Hogan, komisarz do spraw rolnictwa, nie chce słyszeć o tym, aby zapasy mleka przeznaczyć na pasze albo podarować biednym tego świata. Komisja Europejska chce upłynnić zapasy proszku zwiększając liczbę aukcji z jednej do dwóch w miesiącu. Potrzeba trzech lat, aby rozładować unijne magazyny. Może to doprowadzić do likwidacji wielu proszkowni wytwarzających tradycyjny proszek mleczny. A może komuś zależy, aby polskie mleczarstwo dosięgnął taki cios. Kto chce na stałe wyeliminować polskich producentów ze światowego handlu? Bowiem jest oczywiste, że jeżeli Unia zdecyduje się na dopłaty do prywatnego przechowalnictwa mleka w proszku, to polskie mleczarstwo na tym nie skorzysta, bo to wymaga wyłożenia olbrzymich pieniędzy.
Wróćmy na chwilę do Walnych Zebrań w spółdzielniach. Nasza redakcja czerpie satysfakcję z poparcia, jakiego udzielają nam delegaci w związku z naszymi artykułami, w których apelujemy o przejrzystość i demokrację w PFHBiPM. Większość zebrań przedstawicieli, na których jesteśmy jednogłośnie przyjmuje stanowiska w tej sprawie.
Krzysztof Wróblewski
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki