Handel zbożem praktycznie zamarł
– Zwykle sprzedawałem zboże w czerwcu, lipcu – mówi Jacenty Kopera, prowadzący gospodarstwo w Małkowie (pow. hrubieszowski przy granicy z Ukrainą). – Tymczasem w tym roku handel praktycznie zamarł. A jeśli ktoś kupuje, to po niskich cenach, poniżej opłacalności dla rolnika. Wszyscy czekają, co będzie dalej.
Plantator mówi, że sytuacja, w której ceny zaczynają spadać nie przed samymi żniwami, a już w maju jest wyjątkowa. – Najprawdopodobniej jest to spowodowane napływem ukraińskiego ziarna, głównie kukurydzy – mówi Jacenty Kopera. – Spadła cena kukurydzy i to pociągnęło za sobą także spadek cen zbóż. Do poziomu 1200-1300 zł brutto/tonę. W moim przypadku trzeba jeszcze odliczyć od tego VAT.
Jacenty Kopera, podobnie jak inni rolnicy w jego sytuacji stoi więc przed trudnym wyborem. Sprzedać za bezcen, czy trzymać ziarno dalej, mając na uwadze, że za chwilę, trzeba będzie gdzieś pomieścić tegoroczne plony. – Zostało mi jeszcze 1000 ton pszenicy – wylicza. – Ja sobie jakoś poradzę z przechowaniem ziarna, ale wielu mniejszych rolników nie ma takich możliwości.
W maju do polski jechała głównie kukurydza
Według danych Krajowej Administracji Skarbowej od 24 lutego do 6 czerwca tego roku do naszego kraju wjechało ok. 520 tys. ton kukurydzy z Ukrainy, 528 ton pszenicy, 1,8 tys. ton żyta, 2,6 tys. ton jęczmienia oraz ponad 19,6 tys. ton nasion rzepaku.
W porównaniu z tym samym okresem 2021 r. wrażenie robi olbrzymi wzrost importu kukurydzy. Do Polski wjechało bowiem ok. 1 tys. ton kukurydzy. Poza tym 1,4 tys. ton pszenicy, 1,5 tys. ton żyta, 2,7 tys. ton nasion rzepaku. Nie ma informacji na temat wwozy w tym czasie jęczmienia.
Wzrasta też tranzyt ukraińskich zbóż przez Polskę. Z danych KAS wynika, że tranzytem od momentu rozpoczęcia wojny do 15 maja br. przejechało m.in. 421 tys. ton kukurydzy (wzrost tranzytu o 44,8 tys.% wobec okresu sprzed roku); 52,3 tys. ton soi (wzrost o 6,2 tys.%); 4,9 tys. ton słonecznika (wzrost o 2,5 tys. %; 396 ton pszenicy (spadek o 68%).
Rolnicy są zdania, że nie cały tranzyt przejeżdża przez Polskę. Są przekonani, że część ziarna pozostaje na naszym rynku z fatalnym dla niego skutkiem.
Dalsza część artykułu pod materiałem Wideo
Ziarno wjeżdża koleją, ale część jest rozładowywana w Polsce
– Sytuacja jest dramatyczna – mówi rolnik z okolic Hrubieszowa. Prosi, aby nie podawać jego nazwiska. Obawia się, że może mieć problem ze sprzedażą ziarna, gdy będzie to już możliwe. – Ukraińskie ziarno wjeżdża wagonami linią szerokotorową. Jakaś jego część jest rozładowywana w Hrubieszowie w suchym porcie. Kolejki ciężarówek czekających na odbiór towarów, także po zboża, są bardzo długie. Nie brakuje wśród nich tirów z oznaczeniami znanych firm paszowych. Nic dziwnego, że skupy są zatkane i nie chcą kupować od polskich producentów.
Podobnie jak wypowiadający się wcześniej pan Jacenty, plantator spod Hrubieszowa prosi, żeby zaznaczyć, że nie jest przeciwny pomocy dla Ukrainy. Zdaje sobie sprawę, że na ziarno czeka Afryka.
– Ale pomoc dla ukraińskich oligarchów, bo przecież tego rodzaju rolnictwo dominuje za naszą wschodnią granicą, nie powinna odbywać się kosztem polskiego rolnictwa – podkreśla. - Wagony, czy ciężarówki, powinny być na granicy plombowane. Tak, żeby całe ziarno przejeżdżało tranzytem, a nie rozlewało się po Polsce, szczególnie terenach przygranicznych.
Dodaje jeszcze, że wyjątkowo źle odebrał decyzję o zniesieniu cła na żywność z Ukrainy. – Bezcłowy import w sytuacji, gdy borykamy się z radykalnym wzrostem kosztów produkcji rolnej, będzie miał fatalny wpływ na kondycję ekonomiczną polskich gospodarstw – podkreśla.
Artur Balazs, przewodniczący kapituły EFRWP, minister rolnictwa w rządzie Jerzego Buzka jest zdania, że problem ukraińskiego zboża powinien być problemem całej Europy, nie tylko Polski. W wywiadzie dla „TPR” udzielonym podczas Europejskiego Forum Rolniczego powiedział m.in.: - Ukraina to jeden z największych eksporterów zboża na świecie. Dzisiaj trwa tam straszna wojna. Ukrainie trzeba koniecznie pomóc. Ale z drugiej strony to zboże się musi znaleźć na rynkach światowych. W przeciwnym razie zdestabilizuje rynek unijny i rynek polski.
Podkreślił, że już w tej chwili mamy do czynienia z sytuacją, gdzie część wjeżdżających do Polski wagonów ze zbożem, nie ma ustalonego adresata.
– Zboże z takich „niczyich” wagonów jest lokowane po polskich magazynach, co kompletnie destabilizuje nasz rynek. Przestrzegałem pana premiera Kowalczyka, żeby Polska nie brała samodzielnie odpowiedzialności za to zboże. Musi to być bardzo skoordynowana akcja Komisji Europejskiej, w której role będą podzielone między wszystkie państwa, podobnie jak koszty zakupu tego zboża.
Stanisław Kacperczyk, prezes Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych podkreśla, że dziś nawet najmniejsza partia zboża pojawiająca się na granicy rzutuje na ceny skupu w Polsce.
– W związku z importem z Ukrainy spodziewam się dużego rozwarstwienia cenowego pomiędzy północą i zachodem a południowo–wschodnią częścią kraju. Wyższe ceny będą tylko w polskich i niemieckich portach, bo kontrakty na tegoroczne zboże są wysoko wycenianie.
Niech państwo weźmie się do roboty
Na sprawę wjeżdżającego do Polski zboża stara się zwrócić uwagę rządzących także Agrounia.
– Mamy do czynienia z sytuacją niekontrolowanego napływu zbóż z Ukrainy – mówi Jarosław Miściur prowadzący gospodarstwo w pobliżu Lublina. – Zboże, które miało trafić przez Polskę do krajów afrykańskich i na Bliski Wschód zostaje w naszym kraju. Przygraniczne skupy są zasypane zbożem, nie chcą skupować zboża od polskich rolników.
Efektem jest destabilizacja rynku zboża i obniżka jego cen. – Wielu rolników, którzy liczyli na sprzedaż zboża po godnych cenach przed żniwami ma potężny problem – kontynuuje. – Nie wiedzą, co robić. Jeśli sprzedadzą, to ze stratą. Jeśli nie sprzedadzą, to gdzie przechowają zboże z tegorocznych żniw?
Jarosław Miściur zaznaczył, że Agrounia nie jest przeciwna pomocy dla Ukrainy w wywiezieniu zablokowanego przez Rosję zboża.
– To zboże powinno przejeżdżać tranzytem. Z powodu bierności rządu, jego braku zainteresowania tematem, jego część zostaje w Polsce. Rachunek za te zaniechania płacą nasi rolnicy.
Jak możliwie szybko rozwiązać ten problem? - Ciężarówki, wagony powinny być na naszej wschodniej granicy plombowane, żeby potem w porcie można było sprawdzić, czy cały transport dotarł na wybrzeże – odpowiada Jarosław Miściur.
– Nie ma żadnej kontroli ani ilościowej, ani jakościowej nad tym, co płynie ze Wschodu – dodaje Ireneusz Nowak, rolnik z powiatu lubelskiego. – Zostaliśmy zostawieni sami sobie. A tu nie trzeba tworzyć jakichś nowych agend, czy instytucji. Mamy służby w Polsce, wystarczy je uruchomić.
W dłuższej perspektywie ceny będą rosły, przekonuje minister
Minister rolnictwa Henryk Kowalczyk pytany o destabilizację rynku zbóż po żniwach odpowiedział, że wahania mogą być najwyżej kilkudniowe i że spodziewa się wzrostu cen zboża w drugiej połowie roku.
W wywiadzie z 23 czerwca 2022 r. dla PAP minister powiedział m.in., że ukraińskie zboże, które jest transportowane i magazynowane w Polsce może spowodować krótkotrwałe wahania cenowe. Jednak, według niego, w długotrwałej perspektywie zboże na pewno nie będzie tanie.
Ocenił, że w drugim półroczu wystąpi deficyt zbóż na rynku, co spowoduje, że ich cena jeszcze wzrośnie.
Jego zdaniem skoro z Ukrainy nie wywieziono 20 mln ton zbóż, a w tym sezonie zbiory będą przynajmniej o połowę mniejsze, to nie będzie problemu ze znalezieniem nabywców z krajów trzecich na zboże z Polski.
Krzysztof Janisławski
Fot. K. Janisławski