W tej sprawie nic nie jest takie, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Starosta bialski, który wypowiedział umowę dzierżawy obwodu łowieckiego nr 19 myśliwym z Wojskowego Koła Łowieckiego „Diana” ze Stężycy (pow. dębliński), sam do niedawna był myśliwym tego właśnie koła. Z kolei prezes „Diany” informuje, że prowadzi 100-hektarowe gospodarstwo rolne.
Dziki chodzą stadami
Obwód łowiecki nr 19, którego spór dotyczy, znajduje się między dwiema drogami krajowymi – „dwójką” i „dziewiętnastką”. To powiat bialski, okolice Międzyrzeca Podlaskiego. I kilka wsi szczególnie narażonych na szkody powodowane przez dziki.
– W Dołhołęce, po drugiej stronie lasu, gdzie „Diana” ma swoją leśniczówkę, ambon nie brakuje. Ale po naszej stronie, skąd blisko do pól uprawnych, ambon nie ma – zaznacza.
Rolnik wybudował więc na skraju podwórka prywatną ambonę. Strzela z niej w kierunku dzików z pistoletu hukowego. – Jeden raz już nie wystarcza. Uciekają dopiero po drugim strzale – wyjaśnia. Rolnik jest przekonany, że „Diana” z problemem dzików w okolicy sobie nie poradziła.
Adam Olszewski na tle ambony własnej konstrukcji, z której płoszy dziki. Trzyma przygotowany przez związek projekt zmian w prawie łowieckim
W jego głos, i głosy innych rolników z gminy Międzyrzec Podlaski wsłuchał się Mariusz Filipiuk, bialski starosta. W styczniu wypowiedział „Dianie” umowę dzierżawy obwodu nr 19.
– Biorąc to wszystko pod uwagę, dysponując negatywną opinią wójta, izby rolniczej, samymi negatywnymi opiniami rolników wobec koła „Diana” wygłoszonymi 28 marca podczas spotkania w Maniach, nie mogę wystąpić przeciw mieszkańcom. Rozumiem, że koło łowieckie może mieć inne zdanie. I może dochodzić go w sądzie – tłumaczy Mariusz Filipiuk.
Jak do tego doszło?
Adam Olszewski przypomina, że rolnicy apelowali o załatwienie problemu dzików we wschodniej Polsce od dawna.
– Tu muszę oddać honor prezesowi „Diany”. Przyjechał z nami rozmawiać. Tyle, że rozmowy nie na wiele się zdały. W międzyczasie problem nabrał nowego wymiaru. Z północy zaczął zbliżać się ASF. Niektórzy z nas zapisali się do związku. Łatwiej walczyć o swoje, mając wsparcie organizacji – przekonuje Adam Olszewski.
A związek ma własny pogląd na gospodarkę łowiecką.
– Chcemy takich zmian w prawie łowieckim, które umożliwią zajmowanie się nią także rolnikom. Zgodnie z naszym projektem powinna powstać Narodowa Rada Łowiecka. Nie może ona składać się tylko z myśliwych. Zarządzanie musi być wspólne: rolników i myśliwych. Apeluję do rolników: sprawdzajcie, jak posłowie z waszego terenu zagłosują nad nowelizacją prawa łowieckiego. Patrzcie im na ręce. Bo lobby myśliwych jest ponadpartyjne – dodaje.
Sztab kryzysowy
Choć umowa z „Dianą” została wypowiedziana, to rozmowy trwały. Pewnie także dlatego, że nieoficjalnie zaczęło się już mówić, że Polski Związek Łowiecki nie zgodzi się na żądanie starosty i nie wyznaczy lokalnego koła na nowego dzierżawcę obwodu 19, tylko wskaże „Dianę”.
Pod koniec marca w Maniach odbyło się spotkanie okolicznych mieszkańców z prezesem „Diany”. Było kilkadziesiąt osób z okolicznych wsi. – Wszyscy, jednogłośnie, stwierdzili, że nie akceptują gospodarki łowieckiej prowadzonej przez to koło – relacjonuje Adam Olszewski. Potem było jeszcze jedno spotkanie. – Ludzie podnosili kwestię nieterminowej wypłaty odszkodowań, ktoś z sąsiadów powiedział, że naliczył na swoim polu 40 dzików. Ja mogę podać swój przykład: protokół spisany kilka miesięcy po szkodzie i zaniżone o połowę odszkodowanie. Nie jestem gołosłowny, ekspertyzę przeprowadziła niezależna firma. Sprawa jest w sądzie.
Uczestnicy tych negocjacji przesądzili: Nie chcą „Diany”, chcą nowego koła. – „Tygodnik Poradnik Rolniczy” czytają rolnicy w całej Polsce. Niech wiedzą, że z myśliwymi można wygrać. Nie daliśmy się i koło zostało bez dzierżawy – podkreśla rolnik z Zasiadek.
Sytuacja w pierwszych dniach kwietnia wyglądała tak, że od początku tego miesiąca nikt nie miał prawa polować w obwodzie nr 19. Bo choć PZŁ przedstawił staroście do akceptacji nowego dzierżawcę, to wyznaczył na tę funcję koło „Diana”. Starosta się na to nie zgodził. A to oznaczało pat.
5 kwietnia w starostwie w Białej Podlaskiej zebrał się sztab kryzysowy. – Do Zarządu Okręgowego PZŁ w Białej Podlaskiej trafi monit – zapowiedział po zakończeniu obrad starosta Mariusz Filipiuk. – Chodzi o to, aby w trybie pilnym wskazali inne lokalne koło, z którym będziemy mogli podpisać umowę na dzierżawę obwodu nr 19. Jestem w stanie zaakceptować każde inne koło zaproponowane przez PZŁ, lecz w jego szeregach musi być jak najwięcej lokalnych myśliwych. W najbliższych dniach wraz z powiatowym lekarzem weterynarii będziemy podejmować inne działania mające na celu poprawę obecnej sytuacji. Priorytetem jest doprowadzenie do wykonania redukcji dzika w obwodzie numer 19 w ramach tak zwanych odstrzałów sanitarnych.
Co na to myśliwi?
– Składamy pozew do sądu. Chodzi o naruszenie przez starostę obowiązków urzędniczych wynikających z ustawy Prawo łowieckie – zapowiada Marek Michalik, prezes koła „Diana”. – Mówi ono wyraźnie, że starosta podpisuje umowę z kołem wskazanym przez PZŁ. A jest to nasze koło. W obwodzie łowieckim są łąki, zasiewy, wkrótce będzie kukurydza. Dzwonią do mnie zaniepokojeni rolnicy, bo wiedzą, że nie ma kto strzelać do dzika.
– W sąsiednich obwodach wirus już jest. My mamy nakaz powiatowego lekarza weterynarii sprowadzenia stanu dzika do poziomu 0,1 sztuki na 1 kilometr kwadratowy do końca kwietnia. Tymczasem nie możemy nic robić, a w sąsiednich obwodach koledzy strzelają. Tylko patrzeć jak ASF z dzikami przejdzie do naszego obwodu – przestrzega Marek Michalik.
Stwierdza też, że zarzuty starosty wobec koła były sprawdzane na miejscu podczas kontroli przeprowadzonej 31 marca przez Zarząd Główny przy udziale Zarządu Okręgowego PZŁ.
– Nie potwierdziły się. Przez ostatnie trzy lata wykonujemy plan na poziomie 120–150%. W słabym polnym obwodzie strzelamy 130 dzików rocznie. Wszystkie szkody są oszacowane – zapewnia. Prezes jest przekonany, że ta sprawa ma drugie dno.
W starostwie w Białej Podlaskiej obradował sztab kryzysowy
– Tu nie chodzi o rolnika, tylko o politykę. Zbliżają się wybory samorządowe i chodzi o zbudowanie pozycji na plecach rolników – mówi i przypomina, że starosta do 10 stycznia był członkiem koła. – Złożył rezygnację, a 18 stycznia wypowiedział nam umowę.
Starosta Filipiuk nie zaprzecza, że do stycznia był myśliwym w „Dianie”.
– Będąc jeszcze w szeregach koła prosiłem i apelowałem do pozostałych członków, oraz zarządu koła, żeby zmienili podejście do rolników. Lecz oni klepali mnie po plecach, mówiąc, że nie ma żadnego problemu. Byłem więc zmuszony złożyć rezygnację. Nie mogłem sobie pozwolić na firmowanie swoim nazwiskiem tego, jak traktowany był rolnik w tym obwodzie. Jestem obecnie członkiem innego koła łowieckiego, które ma zupełnie inne podejście do rolników.
Próba sił
Na kontrolę, która odbyła się 31 marca powołuje się też Diana Piotrowska, rzecznik PZŁ.
Pani rzecznik stwierdza, że członkowie komisji ze strony PZŁ, nie zauważyli znaczących naruszeń i nieprawidłowości w zakresie prowadzenia gospodarki łowieckiej. I dlatego PZŁ rekomenduje staroście WKŁ „Diana” w Stężycy jako dzierżawcę obwodu nr 19.
– Ponadto zabezpieczyliśmy dokumenty, które są kontrolowane pod kątem prawidłowości szacowania szkód i prowadzenia gospodarki łowieckiej. Ta kontrola jeszcze trwa i nie ma jej wyniku – zaznacza i dodaje. – Zgodnie z ustawą pierwszeństwo dzierżawy tego obwodu ma WKŁ „Diana” ze Stężycy. Aby nie przedłużyć, czy wypowiedzieć taką umowę, muszą zachodzić konkretne przesłanki, takie jak łamanie prawa łowieckiego, czy złe gospodarowanie. Czekamy na dokumenty od starosty, na twarde dowody, potwierdzające złe gospodarowanie. Mimo obietnic, do tej pory ich nie otrzymaliśmy.
– To nie jest prawda – komentuje starosta. – Powiedziałem, że oczekuję, aby Zarząd Główny PZŁ wystąpił z formalnym wnioskiem w tej sprawie. Jeśli tak się stanie, to oczywiście je udostępnię. Dokumenty zawierają chronione dane osobowe i nie mogę, ot tak sobie, nimi dysponować. Na ten moment ZG PZŁ wciąż o te dokumenty nie wystąpił.
Przedstawicielka PZŁ odniosła się też do zarzutów formułowanych przez starostę i rolników. – Na terenie obwodu, oprócz nowych, rzeczywiście znajdują się też stare (nie ujęte w rocznych planach łowieckich) urządzenia łowieckie i powinny być niezwłocznie usunięte.
Jeśli chodzi o kwestię braku urządzeń w części obwodu – m.in. ambon – tam gdzie rolnicy uprawiają kukurydzę i ziemniaki, Diana Piotrowska informuje, że nie ma żadnych norm określających, jaka ma być gęstość sytuowania takich urządzeń. – To zależy od wielu czynników, m.in. od specyfiki danego obwodu. Po drugie, koło dysponuje sześcioma urządzeniami przenośnymi, tzw. zwyżkami i ustawia je w tym terenie dostosowując się do mozaiki zasiewów. To lepsze rozwiązanie niż ustawiona na stałe ambona, która staje się bezużyteczna w momencie zmiany struktury zasiewów. Aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom miejscowych rolników, na terenach wyjątkowo narażonych na szkody zostaną ustawione dodatkowe urządzenia, a także zostanie prowadzony wzmożony odstrzał dzików.
– Rolnicy mają pretensje o nieszacowanie szkód. Ale proszeni o pokazanie wniosków, które nie zostały załatwione, odpowiadają, że „oni już nie zgłaszają wniosków, bo to bez sensu”. I mamy błędne koło. „Diana” nie szacuje szkód, bo nie dostaje wniosków, a rolnicy mają nieoszacowane szkody.
Pani rzecznik jest też zdania, że ewentualna zmiana dzierżawcy tego obwodu łowieckiego nie wpłynęłaby w sposób istotny na liczbę dzików w tej okolicy. – To jest problem ogólnopolski i zmiana jednego dzierżawcy go nie rozwiąże.
– Nie rozumiem podejścia PZŁ. Prosiłem: wskażcie lokalne koło. Takie, na które nie ma skarg, bo to świadczy, że potrafi się porozumieć z rolnikami. Nie może być tak, że wszyscy dookoła nie chcą „Diany”, a ZG PZŁ stoi na stanowisku, że musi być właśnie to koło – komentuje starosta Filipiuk.
Krzysztof Janisławski