Stały klient PTUW
Rolnik z Łążka informuje, że ubezpiecza uprawy w Pocztowym od kilku lat. Do 2020 roku był zadowolony z wyboru.
– Jakieś 2–3 lata temu było gradobicie w rzepaku. Strata w plonie została wyliczona zgodnie ze stanem faktycznym, z wypłatą pieniędzy nie było problemu – relacjonuje.
Schody zaczęły się w ubiegłym roku. 26 sierpnia plantację kukurydzy (na trzech działkach: jedna na ziarno, dwie na kiszonkę – łącznie 11,35 ha) spustoszył huragan.
Na polu jedno, potem drugie
– Pani likwidator była po tygodniu – mówi plantator. – Działkę z kukurydzą ziarnową podzieliła na dwie części. Odsetek połamanych roślin oszacowała na nich odpowiednio na 30 i 88%, przy czym ta druga wartość odnosiła się do większej części. W kukurydzy kiszonkowej odsetek połamanych roślin oszacowała na jednym polu na 39%, a na drugim na 41%. Te szacunki odpowiadały stanowi faktycznemu, więc spokojnie czekałem na odszkodowanie.
Ubezpieczyciel nie był w stanie zamknąć sprawy
Po 30 dniach rolnik otrzymał od ubezpieczyciela informację, że firma nie była w stanie zamknąć sprawy i ustalić wysokości szkody w ustawowym terminie. Pocztowe zadeklarowało, że zrobi to niezwłocznie po zakończeniu analizy.
– Czas mijał, napisałem więc ponaglenie – opowiada rolnik. Wtedy wydarzenia przyspieszyły.
– 5 października dostałem odmowne decyzje. Powód? Szkody w plonie głównym niższe niż 10%. I tak trzy razy – identyczna decyzja w przypadku każdej działki.
Trzy dni później pan Paweł się odwołał. Argumentował, że w dokumentacji analizy szkód ustalenia likwidatorki poczynione na miejscu zostały zmienione. Chodzi o fazę rozwojową kukurydzy w momencie wystąpienia szkody. Likwidatorka ustaliła, że w przypadku kukurydzy ziarnowej była to faza BBCH 60.
– Tymczasem w karcie szkody jest BBCH 83–89 – mówi rolnik.
W odwołaniu podkreślał też, że 30% kolb leży na ziemi i nie ma szans, żeby kombajn je zebrał. Zaznaczył, że kolby, które utrzymały się na roślinach, są niewykształcone, a ziarno jest bardzo drobne.
Odwołanie dotyczyło też odmownych decyzji w sprawie kukurydzy na kiszonkę. W tym przypadku faza rozwojowa również została zmieniona. Z BBCH 60 ustalonej na miejscu przez likwidatorkę na BBCH 71–79.
– Gdyby te nowe ustalenia były prawdziwe, oznaczałoby to, że w momencie szkody kukurydza była już gotowa do zbioru, a to nieprawda – komentuje rolnik.
Pocztowe odwołania rolnika uznało za niezasadne
Pocztowe odpisało, że przekazuje odwołanie do rozpatrzenia do odpowiedniego departamentu. Przy okazji Jacek Pietrzak, główny specjalista ds. likwidacji w Pocztowym, odniósł się do kwestii zmian faz rozwojowych. Napisał m.in.: „Od siebie dodam jedynie, że szkoda powstała z końcem sierpnia, a wtedy rośliny nie były w fazie BBCH 60, jak wskazano, bo to faza kwitnienia. Skoro rośliny mają w pełni wykształcone kolby i jest duża ilość suchej masy, to jest to faza BBCH 83–89, bo rośliny są już w fazie dojrzewania, i dlatego poprawiono analizy. W kwestii uprawy na kiszonkę jest sytuacja podobna, a faza 71–79 jest określona dlatego, że w tej fazie powinien zostać dokonany zbiór na kiszonkę i myślę, że doskonale Pan o tym wie (pisownia oryginalna – red.)”.
U sąsiadów rolnika inny ubezpieczyciel uznał szkody
Pan Paweł nie zostawił tego bez odpowiedzi. Napisał m.in.: „(…) 26.08.2020 kukurydza nie była jeszcze w fazie dojrzewania i nie miała w pełni wykształconej kolby. Na dzień dzisiejszy, tj. 12.10.2020, kukurydza, oczywiście niezłamana przez wiatr, nie nadaje się do zbioru, bo ma około 40% wilgotności. Doskonale Pan wie, że kukurydze w roku bieżącym są opóźnione o około 2 tygodnie ze względu na wiosenne chłody. (…) jest normalnym zjawiskiem, że złamane rośliny usychają i nie są w stanie nalać ziarniaków. Tak samo wygląda sprawa w kukurydzy na kiszonkę. Nie widziałem jeszcze nigdy, aby w sierpniu na naszym terenie zbierano kukurydzę na kiszonkę, a tym bardziej z FAO 250 i 270”. Rolnik podkreślił też, że na sąsiednich plantacjach likwidatorzy z innych towarzystw ubezpieczeniowych wyliczyli szkody podobnie jak u niego przed zmianą fazy rozwojowej, a ubezpieczenia zostały im wypłacone.
Argumenty rolnika zostały przez ubezpieczyciela zignorowane, a odmowne decyzje podtrzymane. Tymczasem we wrześniu nad plantacją kukurydzy przeszły silne deszcze, czyniąc kolejne szkody. Tym razem ich likwidacja na miejscu wyglądała inaczej. Likwidator robił zdjęcia, a szkody miał wyliczyć program komputerowy.
Likwidator nie uwzględnił 24 arów zebranej kilka dni wcześniej kukurydzy ziarnowej
– Likwidator nie uwzględnił 24 arów zebranej kilka dni wcześniej kukurydzy ziarnowej, choć w umowie ubezpieczenia jest zapis, że można przystąpić do zbioru, zostawiając pas kontrolny – mówi pan Paweł. Po miesiącu dostał on decyzję o wypłacie odszkodowania w wysokości około 1600 zł.
– Gdy zapoznałem się ze szczegółami, od razu rzuciło mi się w oczy, że podczas pierwszego szacowania, tego po huraganie, połamaną kukurydzę ziarnową rzeczoznawca policzyła na większości areału na 88%. Teraz, jakimś cudem, było wpisane, że kukurydza została wówczas połamana w 49%. Cudowne zmartwychwstanie? – pyta ironicznie plantator.
Jego odwołanie, podobnie jak dotyczące szkód z sierpnia, zostało potraktowane odmownie
Tymczasem w styczniu zakończyli pracę rzeczoznawcy z NOT SITR z Łodzi. Wykonanie operatu strat w kukurydzy ziarnowej spowodowanych huraganem zlecił im rolnik. Biegli wyliczyli straty na 5150 zł. Przypomnijmy, Pocztowe wypłaciło… 0 zł. Operat nie zrobił wrażenia na ubezpieczycielu. W piśmie z 19 lutego Mariusz Urawski, specjalista ds. likwidacji szkód, napisał m.in., że „Towarzystwo zajęło stanowisko na podstawie całego materiału dowodowego i wszystkich okoliczności sprawy. Brak jest podstaw do zanegowania przyjętych ustaleń (...)”.
– To są po prostu kpiny – komentuje pan Paweł.
Pocztowe unikało odpowiedzi na nasze pytania
Podczas pisania pierwszego artykułu, dotyczącego rolników z Podkarpacia, przesłaliśmy rzecznikowi Pocztowego prośbę o odniesienie się do zarzutów stawianych przez moich rozmówców. Bez reakcji. Po kilku tygodniach skontaktowaliśmy się z Mikołajem Bedą, żeby zapytać o powody braku odpowiedzi i zadać kolejne pytania w związku z przygotowywaniem następnego artykułu. Wtedy dopiero pojawiły się odpowiedzi.
Mikołaj Beda upiera się, że faza rozwojowa roślin wpisana w protokole sporządzonym na miejscu mijała się ze stanem fatycznym „zobrazowanym również w dokumentacji fotograficznej uprawy”. „Podczas wyliczania szkody w systemie wybrano właściwą fazę odpowiadającą rozwojowi roślin na polu, co zostało uwzględnione przy odczycie z tablic do szacowania utraty plonu. Odmówiono wypłaty odszkodowania z powodu straty w plonie głównym mniejszej niż 10%. Rolnik uczestniczył w szacowaniu straty i potwierdził zakres uszkodzeń stwierdzonych na polu (...)” – pisze rzecznik.
W kwestii 24 nieuwzględnionych arów kukurydzy rzecznik twierdzi, że rolnik nie poinformował towarzystwa o planowanym zbiorze. Według niego powinien był to zrobić zgodnie z zapisami waruków ubezpieczenia. „Jednocześnie nie potwierdzono, aby doszło do szkody na niniejszym areale” – pisze rzecznik. A także: „Oszacowanie poziomu szkody polega na ustaleniu zniszczeń i uszkodzeń powstałych na skutek wystąpienia danego ryzyka ubezpieczeniowego objętego ochroną, uwzględniając przy tym odpowiednią fazę rozwojową uprawy na dzień powstania szkody. Procent utraty plonu odczytywany jest w oparciu o normy uszkodzeń fizycznych roślin. Poziom stwierdzonych uszkodzeń nie stanowi stopnia utraty plonu, a tym samym szkody”.
Rzecznik za jednym zamachem odpowiedział też na „zaległe” pytania dotyczące artykułu opisującego problemy rolników z Podkarpacia („Ubezpieczony nie zawsze bezpieczny” w TPR nr 4/2021).
Susza i bez dyskusji
Pocztowe wciąż utrzymuje, że szkody w burakach cukrowych zostały spowodowane przez suszę, a nie przymrozki „... na podstawie dokumentacji fotograficznej z oględzin. Jednocześnie późniejsze szkody potwierdziły, że nie nastąpiło uszkodzenie przymrozkowe roślin, gdyż skiełkowały one i nie stwierdzono nieprawidłowości w obsadzie”. Rzecznik pomija milczeniem informacje, które TPR mu przedstawił, że na sąsiednich polach inne towarzystwa ubezpieczeniowe uznały szkody przymrozkowe. I że wersję rolników potwierdziła też gminna komisja.
Odnosząc się do kwestii strat w jęczmieniu browarnym, rzecznik przekonuje, że „ochroną ubezpieczeniową objęta jest utrata ilościowa plonu, a nie jakościowa”. A także, że „(…) brak jest podstaw do przyjęcia stanowiska, że doszło do jakościowego uszkodzenia ziaren w wyniku deszczu nawalnego”. A dlaczego szkody w jęczmieniu browarnym po deszczu i gradzie nie zostały zsumowane? „(…) uznano, że uszkodzenia pochodzące od deszczu nawalnego (...) nie miały wpływu na utratę plonu i roszczenia w tym zakresie zostały oddalone”.
Rzecznik pisze dalej, że Pocztowe nic nie wie o tym, jakoby rolnicy zostali nakłonieni do podpisania protokołów z oględzin in blanco. „(...) Towarzystwo nie stosuje takich praktyk i jest to działanie bezprawne” – pisze.
Krzysztof Janisławski
Fot. K. Janisławski