Wielokrotnie opisywaliśmy podobne dramaty, w stosunku do których nasi Czytelnicy nie pozostali obojętni i wsparli poszkodowanych gospodarzy. Także w przypadku młodego rolnika z Podlasia liczymy na pomoc ludzi dobrej woli.
– Do gospodarstwa dojeżdżam około 65 km. Gdy wybuchł pożar, na fermie nie było już nikogo – ani mnie, ani pracowników, którzy pracują od godziny 7.00 do 15.00. Pożar wybuchł około godziny 17.00 i zostałem o nim poinformowany telefonicznie przez sąsiadkę Justynę Jabłońską, która powiadomiła także straż pożarną. W akcji uczestniczyło 10 jednostek straży pożarnej i gdy dotarłem na miejsce, pożar został już ugaszony. Niestety, nie dało się uratować zwierząt w opanowanej przez ogień części budynku – relacjonuje Cyprian Kamil Święcki.
Ogień przemieszczał się błyskawicznie. Budynek stanął w ogniu w ciągu kilku minut.
– Budynek był częściowo monitorowany. Kamera zarejestrowała pożar w jednej ze spalonych części, przedzielonej ścianką. Widać, jak ogień przedostaje się do monitorowanej części i zajmuje ocieplenie na suficie, a po niespełna trzech minutach wszystko staje w ogniu. W części, w której prawdopodobnie zaczął się pożar, nie było kamery i nie ustalono jeszcze przyczyny pożaru – wyjaśnia pan Cyprian.
Mogło być jeszcze gorzej
Skutki pożaru w gospodarstwie Cypriana Kamila Święckiego są tragiczne, ale hodowca podkreśla, że mogło być jeszcze gorzej.
– Chlewnia, która spłonęła, była częścią kompleksu budynków, który ułożony jest w kształcie litery H. W spalonej części nie było pełnej obsady zwierząt. Ze względu na problemy z utrzymaniem dobrostanu podczas upałów i bardzo wysokie ceny warchlaków zamiast 750 było w niej 605 tuczników. Na szczęście ogień nie przedostał się do drugiego skrzydła, w którym było 635 świń. Z kolei druga część kompleksu służy jako garaże i były w niej ciągniki i maszyny rolnicze. Gdyby wiatr wiał w przeciwną stronę, prawdopodobnie spłonąłby cały kompleks, a z nim maszyny, ciągniki i łącznie ponad 1200 tuczników – mówi hodowca.
Sąsiedzi i rodzina pomogli przygotować martwe zwierzęta do odbioru przez firmę utylizacyjną. Pracowało przy tym do 2:00 w nocy 15 osób.
– Częściowo trzeba będzie rozebrać ściany i budować chlewnie od nowa. Konstrukcję dachu trzeba zrobić na nowo. Według rzeczoznawcy słupy podtrzymujące konstrukcję dachu także należy wymienić. Potrzebna będzie odbudowa wygrodzeń oraz wymiana koryt, która zmusza mnie do wymiany rusztów – mówi hodowca.
Pan Cyprian podkreśla, że problem związany ze stratami spowodowanymi pożarem potęgują obciążenia kredytowe.
Czy wystarczy na spłatę kredytu?
– Jedenaście lat temu przeprowadziłem modernizację tuczarni. Na ten cel zaciągnąłem kredyt, który jeszcze spłacam. Zarówno budynek, jak i zwierzęta były ubezpieczone, ale ubezpieczyciel nie spieszy się z przyznaniem odszkodowania. Rzeczoznawca z firmy ubezpieczeniowej przyjechał po upływie około tygodnia po pożarze. Wstępny protokół strat spisany jest na 1,5 mln zł. Około 285 tys. zł netto to zwierzęta. Gdybym część z nich przeznaczył do sprzedaży, już za 2 tygodnie otrzymałbym pieniądze. W sumie przy obecnych cenach do połowy września utargowałbym za te zwierzęta ponad 400 tys. zł.
Tych pieniędzy w obrocie nie będę miał, a mam do spłaty kredyty, zobowiązania wobec dostawców i koszty utrzymania pracowników. Do 2023 roku mam obciążenie kredytem za spłatę chlewni, a do 2025 obciążenie za spłatę kredytu na zakup ziemi. Jeśli zakład ubezpieczeniowy szybko nie wypłaci odszkodowania, bez sprzedaży zboża z tegorocznych zbiorów grozi mi bankructwo – martwi się gospodarz.
Jego znajomi założyli komitet pomocowy. W jego skład wchodzą: Justyna Jabłońska, Andrzej Brzozowski, Ewa Gromadka i Adela Lisiewicz.
Osoby chcące wesprzeć poszkodowanego hodowcę,
mogą wpłacać pieniądze na wskazane poniżej konto:
Komitet Społeczny Pomoc Potrzebującym
SBR w Szepietowie
61 8769 0002 0000 9481 2000 0010
Józef Nuckowski
zdj.