Tam pracowała nad nim specjalnie powołana siedmioosobowa podkomisja, w której skład wchodziło sześciu myśliwych. Tak zagalopowali się w chęci dogodzenia Polskiemu Związkowi Łowieckiemu, że Platforma Obywatelska musiała odwołać „swojego” przewodniczącego komisji z PO.
Wyrok Trybunału
W lipcu 2014 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, iż obowiązująca ustawa Prawo łowieckie narusza zarówno konstytucyjne prawa obywatelskie, jak też stoi w sprzeczności z regulacjami Unii Europejskiej. Trybunał podważył przede wszystkim przepisy ustawy, które łamią prawa właściciela nieruchomości do pełnego dysponowania swoją własnością. Wytknął, iż właściciel nie ma dziś prawa głosu, gdy jego ziemia trafia w granice obwodu łowieckiego lub gdy myśliwi zechcą na niej urządzić polowanie. Na wprowadzenie zmian było 18 miesięcy.
Na projekty nowelizacji Prawa łowieckiego nie musieliśmy długo czekać. Już 26 września 2014 r. do Sejmu wpłynął poselski projekt (druk 2970) przygotowany przez posłów z Parlamentarnego Zespołu ds. Kultury i Tradycji Łowiectwa. Jak łatwo się domyślić, powstał pod dyktando Polskiego Związku Łowieckiego, zainteresowanego utrzymaniem swojej obecnej pozycji i przywilejów. Ponad połowa z 50 podpisanych pod tym projektem posłów z różnych partii to myśliwi. Proponowane w nim rozwiązania zostały skrytykowane jako fragmentaryczne, bo nie realizowały wyroku Trybunału. W lutym br. do parlamentu złożony został projekt rządowy nowelizacji (druk 3192) opracowany w Ministerstwie Środowiska. Zawarte w nim regulacje miały realizować nie tylko postulaty TK, ale też postulaty społeczne, w tym rolnicze. Rząd zapowiadał, iż jego nowelizacja da właścicielom gruntów prawo weta przy wytyczaniu obwodów łowieckich i umożliwi wyłączenie z nich prywatnych terenów. Obiecywał większy nadzór nad PZŁ, surowe egzekwowanie planów łowieckich oraz wprowadzenie mechanizmów gwarantujących wypłatę odszkodowań za szkody łowieckie.
Oba projekty – poselski i rządowy – razem skierowano do dalszych prac w komisjach i zdecydowano połączyć w jeden spójny akt, z tym że to projekt rządowy miał być wiodącym. Zadanie to spoczęło na barkach sejmowej komisji ochrony środowiska, a następnie na powołanej nadzwyczajnej podkomisji ds. rozpatrzenia poselskiego i rządowego projektu ustawy. Podkomisji przewodniczył Tomasz Kulesza (PO), zaś w jej skład wchodzili: Dariusz Bąk (PiS), Eugeniusz Czykwin (SLD), Marek Gos (PSL), Jerzy Sądel (PiS), Henryk Siedlaczek (PO) i Paweł Suski (PO). Prace ruszyły, lecz zupełnie nie w kierunku, jaki zapowiedział rząd.
– Okazało się, że w podkomisji jestem jedynym posłem, który nie jest myśliwym – mówi poseł Paweł Suski, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt. – Ze zgrozą i zdziwieniem obserwowałem, jak pozostali członkowie podkomisji ponad partyjnymi podziałami, ręka w rękę wypaczają projekt rządowy tak, by przepisy służyły wyłącznie interesom myśliwych i PZŁ. Niewiele mogłem zrobić, służyłem im tylko za przyzwoitkę. Ustawa w obecnym kształcie jest nie do przyjęcia, gdyż zupełnie ignoruje potrzeby i postulaty reszty społeczeństwa. To ustawa napisana przez myśliwych i dla PZŁ.
Myśliwi pod ostrzałem
Do drugiego czytania projektu ustawy w Sejmie nie doszło na skutek zarówno protestów obywatelskich przed gmachem parlamentu, jak i protestów resortu środowiska i przewodniczącego Klubu PO Rafała Grupińskiego, oburzonych „wykoślawieniem” rządowych propozycji w ustawie. Przed gmachem na Wiejskiej pikietowali przedstawiciele organizacji ekologicznych. Wystosowali list otwarty do premier Ewy Kopacz. Domagali się w nim m.in. zakazu prowadzenia polowań w odległości mniejszej niż pół kil-
ometra od zabudowań i respektowania praw właścicieli do posiadanych gruntów.
„Sposób, w jaki dokonywana jest obecna nowelizacja Prawa łowieckiego, budzi najwyższe oburzenie. W trakcie prac nad projektem ustawy zignorowano wszystkie zasadnicze postulaty: Państwowej Rady Ochrony Przyrody, Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, a także organizacji pozarządowych. Taki rezultat nie dziwi, skoro prace nad ustawą toczą się: w Ministerstwie Środowiska w zespole ds. łowiectwa, który składa się z członków Polskiego Związku Łowieckiego, oraz w sejmowej podkomisji, liczącej 7 posłów, z których 6 to członkowie PZŁ” – czytamy we wspomnianym liście.
Na koniec jego autorzy apelują do rządu o „nieakceptowanie rażąco niskich standardów legislacji”, rzetelne stanowienie prawa z udziałem obywateli oraz „niestawianie uprawnień myśliwych ponad obowiązującym prawem i Konstytucją”.
Premier na list nie odpowiedziała, oddając głos resortowi środowiska. Piotr Otawski, wiceminister środowiska i zarazem Główny Konserwator Przyrody, przyznał, iż szereg rozwiązań proponowanych przez rząd, które godziły w interesy myśliwych, zostało odrzuconych bądź zmodyfikowanych do tego stopnia, że przepisy zatraciły swój pierwotny sens.
– Po zabiegach w podkomisji projekt budzi wątpliwości co do tego, czy wyraża interes publiczny, czy interes myśliwych – zauważył wiceszef resortu.
Tylko w sądzie
Podkomisja rozpatrująca projekty nowelizacji Prawa łowiec-
kiego zaakceptowała jedynie dwie propozycje rządu wynikające z orzeczenia TK. Pierwsza to obowiązek konsultacji społecznych i możliwości wniesienia skargi przez właściciela nieruchomości – tak przy ustalaniu obwodów łowieckich, jak i po ich utworzeniu. Według nowych regulacji marszałek województwa będzie musiał poinformować o podziale województwa na obwody łowieckie na stronie internetowej urzędu oraz za pośrednictwem wójtów i burmistrzów.
Właściciele i użytkownicy wieczyści nieruchomości będą mogli wnosić uwagi, które urząd ma rozpatrzyć w ciągu 30 dni. Jeśli decyzja marszałka będzie niekorzystna, będą mogli zaskarżyć ją do sądu administracyjnego. Druga propozycja to możliwość ograniczenia polowań na prywatnych gruntach, gdy jest to sprzeczne z religią lub światopoglądem właściciela terenu. Właściciel będzie jednak musiał zwrócić się do sądu, aby taki zakaz wydał.
Rząd zapowiadał, że nowa ustawa zapewni szybkie i rzetelne szacowanie szkód oraz wypłaty należnych odszkodowań łowieckich. W tym zakresie niewiele się jednak zmieniło w procedowanym projekcie. Właściciele lub użytkownicy w razie wystąpienia szkód łowieckich mają wystąpić do zarządcy obwodu łowieckiego o wypłatę odszkodowania. Jego wysokość zarządca obwodu ma uzgodnić z poszkodowanym właścicielem w ciągu 3 miesięcy od daty otrzymania żądania zapłaty. Jeśli nie osiągną porozumienia, właściciel musi skierować sprawę do sądu o ustalenie odszkodowania. Postulaty zgłaszane przez organizacje rolnicze w ogóle pominięto.
Nadzieja na zmiany
Pod presją społecznych nacisków 26 maja br. projekt ustawy wycofano z drugiego czytania w Sejmie i skierowano ponownie do konsultacji społecznych w samorządach. Miały potrwać zaledwie tydzień i do tego w najbardziej pechowym okresie tzw. długiego weekendu, w okresie Bożego Ciała.
Samorządy już wcześniej jednak zgłaszały krytyczne uwagi do projektu. Obawiały się przede wszystkim kosztów związanych z powtórnym wyznaczaniem granic obwodów łowieckich, negatywnie odnosiły się też do regulacji obejmujących roszczenia z tytułu ograniczeń w korzystaniu z terenów objętych reżimem łowieckim. 12 czerwca w klubie PO przegłosowano zmiany w składach komisji sejmowych. Z komisji ochrony środowiska odwołano posła Tomasza Kuleszę, który przewodniczył pracom nadzwyczajnej podkomisji rozpatrującej projekty nowelizacji ustawy łowieckiej. Dał się on poznać jako rzecznik interesów PZŁ. Był inicjatorem i zażartym zwolennikiem wprowadzonych do projektu, a wyżej wymienionych zmian. Bronił uprawnień myśliwych i pozycji związku. Jego odwołanie dawało nadzieję przeciwnikom ustawy w kształcie nadanym jej przez łowieckie lobby. Pozwalało sądzić, że prace nad ustawą obiorą właściwy kierunek, zgodnie z oczekiwaniami społecznymi.
Wznowienie prac nad ustawą zapowiedziano na 24 czerwca. Posłowie komisji środowiska mieli zapoznać się ze sprawozdaniem z pracy nadzwyczajnej podkomisji pracującej nad projektem Prawa łowieckiego, rozpatrzyć poprawki i zdecydować o dalszych losach ustawy. Posiedzenie trwało zaledwie kilkanaście minut. Do odczytania sprawozdania podkomisji w ogóle nie doszło...
Polityczna sztuczka
Poseł Jan Szyszko (PiS) wygłosił bowiem płomienną mowę, w której odwołanie ze składu komisji i podkomisji Tomasza Kuleszy określił mianem politycznego skandalu. Jego zdaniem świadczy to o przygotowywanym zamachu, którego ofiarą ma paść polski model łowiectwa. Model ten, w jego opinii, winien być traktowany jako wzorcowy w całej Unii Europejskiej, a opiera się na trzech filarach: państwowej własności zwierzyny, gospodarce łowieckiej w obwodach oraz jednym związku łowieckim. Szyszko, który stwierdził, że miłość do łowiectwa wyssał z mlekiem matki, do zamachu postanowił nie dopuścić. Oznajmił, że w zaistniałej sytuacji komisja nie ma moralnego prawa do oceniania efektów pracy podkomisji, którą odwołany poseł kierował.
Zgłosił więc formalny wniosek, by sprawozdanie podkomisji przyjąć bez czytania i zgłaszania poprawek oraz skierować do drugiego czytania w Sejmie. Mimo apeli nielicznych w komisji posłów niebędących myśliwymi oraz Piotra Otawskiego, reprezentującego MŚ, poseł PiS wniosku nie wycofał. Za jego przyjęciem głosowało 12 posłów, przeciwko było 7, jeden wstrzymał się od głosu. Polityczna sztuczka Jana Szyszki utorowała zaś napisanej przez myśliwych ustawie drogę do głosowania w parlamencie.
Czynnymi myśliwymi jest niemal 25% posłów. Gdy w grę wchodzi interes PZŁ i ich łowieckie pasje, na bok schodzą partyjne podziały i animozje, a nawet partyjna dyscyplina. No cóż, posłem się bywa, myśliwym zostaje się na całe życie...
Grzegorz Tomczyk
Manipulacje myśliwych w ustawie
Posłowie zmienili przepisy dotyczące możliwości występowania o odszkodowanie przez właścicieli, których nieruchomość włączono do obwodu łowieckiego, w związku z czym nie mogą oni w pełni z niej korzystać. Projekt przewidywał, że roszczenia będzie można zgłaszać w ciągu 2 lat do danego koła łowieckiego. Podkomisja termin skróciła do 6 miesięcy, przez co poszkodowany może nie zdążyć stwierdzić, czy ograniczenie w rzeczywistości nastąpiło.
Poza tym adresatem roszczeń ma być już nie koło łowieckie, a Skarb Państwa. Projekt rządowy zakładał, że PZŁ będzie wypłacał odszkodowania za szkody wyrządzone w uprawach, w sytuacji kiedy koło łowieckie upada bądź nie jest w stanie zaspokoić roszczeń. Myśliwi w podkomisji tak zmienili zapis, że w podobnej sytuacji odszkodowania nie będzie miał kto wypłacić. Zastosowano wobec kół łowieckich przepisy prawa upadłościowego, mimo iż statut PZŁ stanowi, że to związek zarządza majątkiem upadłego koła.
Z ustawy zniknęły też zapisy gwarantujące resortowi środowiska nadzór nad PZŁ w zakresie gospodarki łowieckiej. „Wyparowały” przepisy mówiące o uzgadnianiu z ministrem środowiska statutu PZŁ, wymogu przedkładania rocznego sprawozdania z działalności czy możliwości przeprowadzenia kontroli w PZŁ. Nowelizacja rządowa dawała zarządcom gruntów (starostwom powiatowym) możliwość wymówienia dzierżawy bez dochowania terminów umownych, jeśli przez 3 lata nie byłyby wykonywane plany łowieckie na poziomie co najmniej 80%. W podkomisji poprawiono zapis i może to nastąpić tylko w sytuacji „nieusprawiedliwionego” niewykonania planów. Wystarczy więc, że koło wymyśli jakąkolwiek wymówkę i obwodu nie straci. Z projektu wypadły również zapisy dotyczące odpowiedzialności karnej myśliwych, jeśli będą polować niezgodnie z zasadami. W wyniku ingerencji podkomisji takim myśliwym grozi wyłącznie kara dyscyplinarna orzekana przez sąd łowiecki. Podkomisja zaproponowała za to karę aż 5 lat więzienia dla osób polujących bez zezwolenia danego koła łowieckiego.
Właściciele nieruchomości w obwodzie łowieckim mieli być skutecznie i bezpośrednio informowani o planowanych polowaniach indywidualnych, aby uniknąć towarzyszących temu zagrożeń. Okazuje się, że sami mają szukać informacji o terminach planowanych polowań. Do urzędów gmin miała trafiać informacja, gdzie znajduje się rejestr polowań.
W wyniku dokonanych w projekcie zmian, PZŁ wzmocniłby pozycję, zaś resort środowiska straciłby całkiem nad nim kontrolę.