Krzysztof Jurgiel, minister rolnictwa, niemal natychmiast Hoganowi odpowiedział, że albo ktoś komisarza wprowadził w błąd, albo to reakcja na zdecydowany sprzeciw Polski wobec bezcłowego importu cukru do Unii. Na przykład w rozporządzeniu Komisji Europejskiej z 19 kwietnia 2017 r. pojawiło się ponad 200 tys. t bezcłowego cukru pochodzącego z Bałkanów, głównie z Serbii (181 tys. t), która aspiruje do członkostwa w Unii.
Ale wróćmy do dialogu Hogana z Jurgielem. Taka szczera wymiana zdań między politykami to rzadkość. Niestety, coraz częściej pojawia się na linii Warszawa–Bruksela, a to niedobrze. Niedobrze, że od czasu do czasu UE szantażuje nas np. odebraniem funduszy strukturalnych i jak ostatnio wstrzymaniem pomocy na ASF. W polityce trzeba spełniać groźby, bo inaczej narazi się na śmieszność. Mamy dość problemów w Polsce z produkcją zwierzęcą (rosyjskie embargo, ASF, rozszerzanie OSN-ów).
Rolnicy potrzebują stabilizacji, która pozwoli im spokojnie rozwijać produkcję. Rozumiemy ministra Jurgiela, że nie chce, aby polscy rolnicy ponosili m.in. koszty wejścia Serbii do Unii Europejskiej. Rozumiemy też irytację komisarza Hogana, naciskanego przez wielkie koncerny. UE potrzebuje teraz rozszerzenia, aby dowieść, że ciągle jest potrzebna, że oprócz takich, które chcą z niej wyjść, są też kraje, które bardzo chcą do niej należeć.
Polsce też zależało na członkostwie w Unii. Gdy znaleźliśmy się w tej organizacji, to czasami odnosimy wrażenie, że jest tak jak w jednostce wojskowej w czasach powszechnego poboru. Od strony ulicy widać napis „Witamy was”, a od strony placu apelowego „Mamy was”. Tak czy inaczej, za bardzo nie mamy alternatywy. Chyba, że utworzymy Rzeczpospolitą obojga narodów, np. z Białorusią.
W tym numerze tradycyjnie dużo miejsca poświęcamy konfliktowi w Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka – reformatorzy kontra zwolennicy Kautza, Hądzlika i Banacha. Zwolennicy tych ostatnich, konkretnie: Stanisław Wyrębski oraz Krzysztof Pogorzelski, wystąpili do Sądu Koleżeńskiego działającego przy PFHBiPM, aby zawiesić trzech członków zarządu. Chodzi tutaj o Rafała Stachurę, Waldemara Plantowskiego oraz Sylwestra Imiołka. Argumenty na rzecz tego zawieszenia to rzekomo udzielanie wywiadów w TPR szkalujących Federację oraz przedstawianie jakoby fałszywych informacji z pamiętnych wydarzeń w Zakopanem. Tylko patrzeć jak do tego sądu trafi sprawa pobitego hodowcy z Mazowsza – w znaczeniu potocznym – bo dał się trafić prezydentowi Banachowi w nos, co także podważyło wiarygodność PFHBiPM. A przecież wystarczyłby unik w lewo albo w prawo i nos byłby cały. Przypominamy tutaj, że pan Pogorzelski pod względem zdolności prawie dorównuje swojemu koledze – prezydentowi Banachowi. Jak na razie, lekceważy on wolę zmian wyrażoną przez zwykłych hodowców i mimo ponad 200 podpisów, nie chce dopuścić do ponownych wyborów w swoim Kole Hodowców w Wysokiem Mazowieckiem. Bowiem wielu hodowców jest przekonanych, że ostatnie wybory miały tam charakter wybitnie niedemokratyczny. Oczywiście to lekceważenie ma swój powód – strach o utratę stołka.
Jeszcze jedna sprawa: sam prezydent Leszek Hądzlik skierował do nas pismo, w którym odmówił nam informacji, jakie są wynagrodzenia i świadczenia finansowe władz oraz kierownictwa PFHBiPM. Jesteśmy ciekawi czy posiłkując się tymi samymi argumentami odmówi owych informacji ministrowi Krzysztofowi Jurgielowi albo szefowi CBA – Mariuszowi Kamińskiemu. Jesteśmy dziwnie przekonani, że dopniemy swego i na naszych łamach poinformujemy dokładnie o wynagrodzeniach i innych korzyściach przysługujących federacyjnym prominentom. Z drugiej zaś strony, jest bardzo dziwne i niepokojące, że prezydent Hądzlik boi się podać wysokość swojego wynagrodzenia i innych apanaży. Natomiast zarobki prezydenta RP Andrzeja Dudy i inne jego przywileje są jawne. Wniosek jest jeden: prezydent Leszek Hądzlik jest ważniejszy od prezydenta Andrzeja Dudy.
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki