Uczestnicy manifestacji zorganizowanej przez Lubelski Związek Hodowców Bydła i Producentów Mleka przyjechali do Lublina w miniony czwartek (8 września). Związek zrzesza ok. 200 czynnych hodowców, w proteście wzięła udział ok. 80-osobowa grupa.
Kryzys w mleczarstwie nie zaczął się tydzień ani miesiąc temu. Dlaczego lubelscy producenci mleka z LZHBiPM protestują właśnie teraz, gdy ceny skupu zaczęły rosnąć? – Każdy z nas miał jakieś oszczędności, którymi mógł łatać dziury. Ale te oszczędności się kończą – tłumaczył prezes Stachura, jednocześnie właściciel gospodarstwa w pow. włodawskim, produkującego dziennie 24 tys. litrów mleka. Jego zdaniem, podwyżki są niewielkie i nie oznaczają przełomu ani nadal nie gwarantują opłacalności produkcji.
Andrzej Miszczuk z Lipówek w pow. chełmskim i Józef Skorupski z Jasionki w pow. parczewskim, choć przyjechali do Lublina, są zdania, że protest jest spóźniony. – Nie bardzo wierzę, że te protesty coś pomogą – mówi Józef Skorupski. – Za czasów świętej pamięci Andrzeja Leppera protestowaliśmy w Warszawie. I co? Niewiele się zmieniło. Andrzej Miszczuk zwraca uwagę na niewysoką frekwencję. – Nie wiem, dlaczego ludzie się nie zainteresowali. Może rzeczywiście nie wierzą, że cokolwiek da się zmienić?
Po godz. 12 w asyście policji marsz ruszył z pl. Teatralnego Krakowskim Przedmieściem w stronę urzędu wojewódzkiego. Protestujący zabrali ze sobą petycję z postulatami. Domagają się skutecznych dopłat do eksportu mleka. Oczekują zablokowania importu artykułów mleczarskich odbywającego się po cenach dumpingowych. Chcą pilnego uregulowania współpracy między producentami a sieciami handlowymi, włącznie z określeniem, jaki procent ceny detalicznej ma trafić do producenta. Kolejny postulat dotyczy wsparcia spółdzielni mleczarskich. Związek oczekuje też inwestowania dużych środków w kampanie promujące walory zdrowotne wyrobów mleczarskich. Protestujący chcą, żeby, tak jak to już funkcjonowało wcześniej, dzieci w szkołach dostawały mleko pięć razy w tygodniu. Domagają się również wsparcia finansowego dla tych gospodarstw, które ze względu na nieopłacalną produkcję zamierzają zmienić profil.
Producenci uważają, że jeśli ich postulaty nie będą w najbliższych miesiącach zrealizowane, oznacza to czarny scenariusz dla gospodarstw. Według Rafała Stachury, najbardziej zagrożone bankructwem są te, które mają 40–60 krów i w ostatnich latach inwestowały. Zagrożone są też miejsca pracy w mleczarniach, transporcie czy handlu.
Wojewody nie było w urzędzie. Do rolników wyszedł i petycję odebrał Krzysztof Dziewulski, dyr. Wydziału Środowiska i Rolnictwa. Obiecał przekazać ją wojewodzie i ministrowi rolnictwa. Poinformował o rządowych działaniach. – Jest już projekt ustawy regulującej relacje między producentami a sieciami handlowymi. Jest także projekt rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie dopłat dla tych producentów, którzy od października do grudnia ograniczą produkcję do poziomu sprzed roku.
Krzysztof JANISŁAWSKI