StoryEditorFelietony

Produkcja mleka w Polsce to białe niewolnictwo

25.06.2018., 16:06h
Produkcja mleka to białe niewolnictwo. A ten, który odchodzi od tej produkcji, nigdy do niej nie powraca. Jednak ten sektor rolnictwa jest najbardziej stabilny dla rolniczej kieszeni i zawsze oznacza stały dopływ – każdego miesiąca mniejszych lub większych pieniędzy dla dziesiątek tysięcy gospodarstw. Wszak wiele z nich jest wręcz skazana na produkcję mleka, czyli na wspomniane białe niewolnictwo.

Za małe spożycie mleka przyczyną niskich cen skupu

Do końca czerwca w każdej spółdzielni mleczarskiej muszą się odbyć Zebrania Przedstawicieli zwane popularnie Walnymi. Z reguły przebiegają one spokojnie. Ale dyskutantów nie brakuje. Większość z nich ma proste pytanie typu: panie prezesie, dlaczego u nas mniej płacą niż w sąsiedniej spółdzielni. Zaś ci najodważniejsi wręcz żądają, że w naszej spółdzielni trzeba płacić… i tu następuje wyliczanka: jak w Piątnicy, Mlekovicie, Sierpcu, Mlekpolu, Rykach, Garwolinie i w kilku innych mleczarniach – między innymi i w Kole. Owe słuszne żądania, a konkretnie ich spełnienie – oznaczają nie mniej nie więcej wyrok śmierci dla spółdzielni, które reprezentują wspomniani rewolucjoniści. To zaś oznacza zagrożenie bytu tysięcy mlecznych gospodarstw – z reguły tych mniejszych i średnich. Jednak z racji upadku swojej spółdzielni, mogą też upaść duże gospodarstwa, położone z dala od tras mlecznych potęg. Dlaczego są takie duże różnice w cenach skupu? Dlatego, że wielkie sieci handlowe zaniżają ceny i nie każdego chcą wpuścić na swoje półki. I to jest prawda. Podobnie prawdą jest, że konkurencja polsko – polska sprawia, że zaniżane są ceny zbytu, aby tylko na owe półki się dostać. I nie chodzi tutaj tylko o półki supermarketów.

Prawdą jest też, że nadprodukcja mleka w Polsce sprawia, że wiele zakładów mleczarskich uzależnionych jest od eksportu, a więc od zmiennych cen na rynku światowym, które w dużej mierze są zależne od tzw. zagrywek spekulacyjnych. Ale, naszym zdaniem największy wpływ na niskie ceny skupu mleka ma fakt, że Polacy za mało piją mleka i za mało spożywają mlecznych przetworów – bo tylko około 220 litrów mleka przypada na jednego obywatela. To nadal ciągle mniej niż w 1989 roku – w czasie totalnego kryzysu i załamania socjalistycznej gospodarki. Wszak obecnie jesteśmy bogatym społeczeństwem – członkiem elitarnego klubu, jakim jest Unia Europejska.

Niewystarczająca promocja mleka w Polsce

Naszym zdaniem pijemy mniej mleka, bo za mało wydajemy na jego promocję. A także dlatego, że nie potrafimy przeciwstawić się antymlecznej propagandzie. W USA, gdzie spożycie mleka – liczone w ekwiwalencie wyrobów – przekracza 500 litrów na obywatela, na promocję wydaje się znacznie więcej pieniędzy niż w Polsce. Sam zaś Fundusz Promocji Bawarskiego Mleka jest większy od Funduszu Promocji Mleka w Polsce. W wielu innych krajach, w których spożycie jest większe niż w naszym kraju, promocja mleka jest o wiele poważniej traktowana. Chcemy, by i tak było w Polsce! Dlatego zamierzamy wziąć na celownik konkretne efekty działania Funduszu Promocji Mleka, kierowanego przez prezydenta Krzysztofa Banacha. I tak: bez żadnej cenzury zamieścimy jego opinię jak to sławetne sympozja w Jędrusiowej Zagrodzie przyczyniają się do wzrostu spożycia mleka i jego przetworów i w jaki sposób przyczyniają się do niszczenia antymlecznej propagandy.

Zamieszanie wokół płotu

Czy były minister Jurgiel proponując budowę płotu na wschodniej granicy Polski, który ma nas chronić przed dzikami z ASF z Ukrainy i Białorusi trafia przysłowiową kulą w płot? Zamęt w mediach dotyczący tego płotu mamy niebotyczny. Temat trafił nawet na portale, które rolnictwem zajmują się wyłącznie „od wielkiego dzwonu”, kiedy w jakimś gospodarstwie urodzi się cielę z dwoma głowami. Nad płotem pochylił się nawet Janusz Piechociński, były wicepremier i były szef Polskiego Stronnictwa Ludowego. Większość krzyczy, że płot nie jest potrzebny i nic nam nie da.

Przypominamy, że po raz pierwszy pomysł budowy płotu pojawił się, gdy ASF zaatakował państwa bałtyckie – w styczniu 2014 r. Unijnym komisarzem ds. rolnictwa był wówczas Dacian Cioloş, który odmówił sfinansowania przez Brukselę takiej inwestycji. W pierwszych dniach kwietnia br. węgierskie ministerstwo rolnictwa oświadczyło, że płotu budować nie będzie. Po 20 kwietnia zabite przez ASF dziki znaleziono 200 km od granicy z Ukrainą. Wówczas wydawało się, że minister rolnictwa miał rację. Niestety, w połowie maja choroba przekroczyła wschodnią granicę Węgier w sposób naturalny. Obecnie na granicy duńsko-niemieckiej – z inicjatywy duńskiego resortu rolnictwa – ma powstać płot, chroniący przed napływem dzików zarażonych ASF z Niemiec. Ten płot ma być budowany z dużym wyprzedzeniem. Wszak ASF jest jeszcze w Polsce. Chyba jednak Duńczycy, którzy są największymi profesjonalistami w produkcji trzody chlewnej wiedzą co robią. Niestety, mimo tego ta inwestycja ma zarówno w Danii, jak i w Niemczech swoich gorących przeciwników. Nam zaś – tak na zdrowy chłopski rozum – wydaje się, że bez odizolowania się od rezerwuaru choroby na Wschodzie nie pozbędziemy się jej, bo ta zaraza ciągle będzie do nas napływała.
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
22. listopad 2024 02:54