Ponad tysiąc rolników protestuje w centrum Warszawy
W środę, 23 maja 2018 roku o godz. 10.00 w centrum Warszawy na Placu Defilad pod Pałacem Kultury rozpoczął się protest rolników. W zgromadzeniu wzięło udział około tysiąc osób. Na transparentach rolnicy wypisali różne hasła, w tym: „Nie pozwólmy zrobić z Polski śmietniska Europy”, „Ziemniaki. Producent 0,20 zł/kg. Market 2,00 zł/kg.”
– Chcemy pokazać w Warszawie, że na polskiej wsi jest problem. Do tej pory pokazywaliśmy naszą sytuację w naszych małych miejscowościach, demonstrując na pasach. Ale prawie nikt nie zwracał uwagi. Dlatego zdecydowaliśmy się na demonstracje w stolicy – mówił Michał Kołodziejczak, prezes Unii Warzywno-Ziemniaczanej i organizator protestu. Powodem pikiety, która ma zakończyć się pod Kancelarią Premiera jest brak konkretnych ustaleń podczas rozmów rolników z przedstawicielami Ministerstwa Rolnictwa.
Organizatorzy podkreślali także swoją apolityczność i odcięli się od wszelkich organizacji politycznych. – Każdy kto będzie chciał eksponować swoje polityczne poglądy czy znaki ten będzie usuwany z naszej manifestacji – przestrzegał na początku zgromadzenia Michał Kołodziejczak.
Dodał on, że podczas jednej z rozmów z rolnikami wiceminister Jacek Bogucki stwierdził, że z rolnikami liczono by się bardziej gdyby organizowali strajki podobne, jak te gospodarzy z Francji. – Nie będziemy Warszawiakom pokazywać, co znaczy strajk w stylu francuskich, bo szanujemy ich i ich miasto. Jeśli tylko nie będziemy do tego zmuszeni, to wiceminister Bogucki nie ujrzy od nas strajków na modłę francuska – zastrzegał organizator protestu.
Demonstranci rozdają polskie warzywa Warszawiakom
– Dziś polska wieś jest zupełnie odcięta od rynków zbytu, w tym polskiego. Ta manifestacja jest robiona tak naprawdę w obronie konsumentów. Dlatego też chcemy rozdawać Warszawiakom kapustę i pomidory z polskich gospodarstw – mówił Michał Kołodziejczak.
Protestujący rolnicy podkreślali, że oni nie chcą niczego dostać od Państwa, tylko chcą normalnie pracować i dawać dobre i zdrowe produkty rolnie polskim konsumentom. Gospodarze nie chcą się pogodzić z obecną sytuacją, że do polskich marketów jest sprowadzana żywność słabej jakości i sprzedawana w polskich opakowaniach.
– Staliśmy się śmietniskiem dla Europy i całego świata – mówili demonstranci.
Zastrzegli także, żeby nie wierzyć w słowa mówiące, że przez protest rolników dojdzie do podwyższenia cen produktów rolnych w marketach. – To jest nieprawda. Obecnie markety dokonują lichwy, bo kupują od nas kapustę czy ziemniaki po 20 groszy, a sprzedają za 2 złote. To jest lichwa – oburzał się szef Unii Warzywno-Ziemniaczanej.
Jego zdaniem problemem jest także niemal zerowa odpowiedzialność za sprzedawania żywności z innych państw jako polską.
– Na Słowacji ostatnio nałożono karę w wysokości 100 tys. euro za przepakowywanie produktów z Zachodu w opakowania słowackiego. A w Polsce? Za to grozi mandat do 500 złotych. Dlatego nikt się tego nie boi – wyjaśniał organizator protestu.
Zwracał on też uwagę, na ostatnią sytuację, kiedy to polskie instytucje wykryły groźną bakterię w ziemniakach sprowadzonych do Polski z Egiptu. Według Kołodziejczaka, nie do zaakceptowania jest stan, w którym polski minister musi prosi urzędników o wstrzymanie importu skażonych ziemniaków.
Rolnicy: Ministrem rolnictwa musi być człowiek z autorytetem, który nie boi się zmian
Jednym z postulatów demonstrujących rolników jest dokonanie zmian kadrowych w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Pikietujący rolnicy mówili, że zła sytuacja polskiego rolnictwa to efekt zaniedbań z ostatnich 30 lat, a nie rządów tylko obecnej ekipy. Ale mają oni wiele zastrzeżeń do pracy Krzysztofa Jurgiela, jako szefa resortu.
– Chcemy, żeby ministrem rolnictwa był człowiek, który będzie miał siłę zrobić porządek w resorcie. Który będzie miał siłę, aby przeprowadzić ważne dla rolników reformy. Dlatego żądamy na stanowisku ministra rolnictwa człowieka z autorytetem, który nie będzie bał się swoich podwładnych – mówił Michał Kołodziejczak.
Podczas pikiety mówiono także o kosztach polskiej i unijnej dyplomacji. Zdaniem protestujących rolników, obecnie to oni ponoszą największy ciężar działań wymierzonych w Rosję po agresji na Krym i wschodnią Ukrainę. Z powodu embarga ze strony Rosji, nasi producenci rolni zostali odcięcie do wschodnich rynków zbytu. Co gorsze, ciągle są blokowani w eksporcie żywności do państw zachodniej UE.
– Niestety zostaliśmy odcięci także od rynku wewnętrznego, który jest zalewany słabej jakości żywnością z zachodu – dodawali demonstranci z goryczą.
Dodawali, że za chwile bardzo poważnym ciosem dla rodzimego rolnictwa może być konkurencja ze strony Ukrainy, która dzięki zagranicznemu kapitałowi oraz nie aż tak wygórowanym normom produkcji jakie mają polscy rolnicy, będzie mogła zalewać nasz rynek tanią żywność. A Polska bez zgody UE, nie może nałożyć żadnych ceł na te produkty.
– Polski rząd musi wreszcie zrozumieć, że musi zadbać o interes obywateli, w tym rolników i konsumentów – mówiono w czasie protestu.
Ważne postulaty producentów bydła, świń i mleka
Chociaż demonstracja była prowadzona przez Unię Warzywno-Ziemniaczaną, to ta organizacja stara się w coraz większym stopniu upominać o prawa i zwraca uwagę na problemy rolników z innych branż.
– Musimy występować wspólnie w obronie praw wszystkich rolników. Musimy razem walczyć o prawa każdej z grup rolników. W pojedynkę nic nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Partie i rządy będą się zmieniać, ale nie może się zmieniać nasza jedność – przekonywał Michał Kołodziejczak.
Dlatego też głos podczas zgromadzenia zabrało kilku rolników z innych gałęzi rolnictwa. Na ważny problem zwrócił uwagę producent mleka spod Łęczycy.
– Z naszych pieniędzy są finansowane Fundusze Promocji poszczególnych sektorów, w tym mleka. A czy ktoś z was widział jakąś promocję polskich produktów rolnych, mleka? Nie ma tego. Za to członkowie funduszu jeżdżą sobie po Europie za nasze pieniądze. Nie może tak być. Te środki muszą służyć wszystkim rolnikom – przekonywał rolnik.
Swoje postulaty zgłaszał także jeden z producentów bydła mięsnego, który w imieniu pozostałych hodowców sprzeciwiał się wprowadzeniu zakazu uboju rytualnego.
– Tu nie chodzi o żadne dobro zwierząt. Bo te zwierzęta i tak zostaną ubite rytualnie, ale w Niemczech lub Czechach. A dojdzie cierpienia związanego z transportem – wyjaśniał gospodarz.
W proteście braki udział też producenci drobiu, jaj, trzody chlewnej, w tym rolnicy z Podlasia, którym wybito zdrowe świnie ze względu na zagrożenia ASF. Głos w czasie pikiety zabrał także jeden z rolników spod Białegostoku, który opowiadał o problemach z wypłacaniem odszkodowań dla rolników.
– 7 maja 2017 roku mieliśmy deszcz nawalny. Oszacowano szkody i sporządzono protokoły zniszczeń zrobione przez komisje wojewody i ODR. Mamy szkody na terenie gminy po około 100 tys. czy 60 tys. złotych na gospodarstwo. Minister Jurgiel i wiceminister Bogucki obiecali nam wypłacić odszkodowania. I co? I do tej pory nie mamy odszkodowań. Podobnie jest z wypłacaniem odszkodowań za szkody łowieckie. Przed wyborami Krzysztof Jurgiel obiecywał wprowadzenie ubezpieczeń przed szkodami łowieckimi. Ciągle tego nie mamy. Dlatego rolnicy spod Białegostoku dołączają się do tego protestu i do Michała Kołodziejczaka – mówił Paweł Rygucki, gospodarz z Podlasia.
Rolnicy chcą też, żeby dziki były traktowane jako szkodniki. Chcą zmiany prawa, które pozwoliłoby rolnikowi do odstrzału dzików, które będą niszczyć mu plony.
Rolnicy w czasie demonstracji sprzeciwiali się też niektórym z planowanych inwestycji. Jedną z nich jest Centralny Port Komunikacyjny, czyli ogromne lotnisko w Baranowie.
– Teraz będą przychodzić urzędnicy, którzy będą wyrzucać rolników z ich gospodarstw, na których są od dziada, pradziada. I na dodatek zapłacą im za ziemię, tylko tyle ile sobie umyślą, a niekoniecznie tyle ile jest warta ta ziemia dla rolnika – mówił Michał Kołodziejczak.
W proteście rolników w Warszawie brali udział również przedstawiciele stowarzyszenia, które opowiada się przeciwko budowie kopalni w Złoczewie. Według nich doprowadzi ona do dewastacji rolnictwa w tym regionie, a lej depresyjny będzie tak ogromny, że będzie miał wpływ na gospodarstwa oddalone o dziesiątki kilometrów do odkrywki.
– Nie możemy się zgadzać na takie inwestycje, które uderzają w polskich rolników – przekonywali demonstranci.
Polscy rolnicy powinni mieć takie same szanse i równe dopłaty bezpośrednie jak gospodarze z Zachodniej UE
– Polski rolnik dzisiaj dostaje połowę dopłat, które dostają rolnik z Holandii czy Francji. Gdzie tutaj jest równa konkurencja. Taka sytuacja spycha nas na margines. A i tak 80% dopłat, które my dostajemy wraca do Niemiec i na Zachód, bo przemysł maszyn rolniczych został wyprzedany i zniszczony – mówił Michał Kołodziejczak.
Jego zdaniem, polski rząd powinien przeprowadzić proces repolonizacji tych zakładów oraz zakładów przetwórczych. Protestujących chcą też mieć możliwość prowadzenia samemu firm przetwarzających żywność. –Dlaczego nikt nie chce umożliwić prawdziwej spółdzielczości dla rolników? – dopytywał się organizator strajku.
O nierównym traktowaniu rolników z Polski w porównaniu do kolegów ze starej UE mówił też rolnik, producent warzyw z wielkopolskich Skalmierzyc. Według niego, polska żywność jest niezwykle zdrowa i każde gospodarstwo jest co roku bardzo szczegółowo sprawdzane przez wiele instytucji.
– Nasz, polski produkt, gdy zawozimy go na skup musimy być jak z obrazka. A zachodnie nie muszą. U nas są restrykcyjne wymagania co do wielkości i wyglądu. A ostatnio w markecie widziałem z Holandii. Był już nadgnity i brzydki. Gdybym jak takie warzywa zawiózł do skupu, to zostałbym wyrzucony – mówił gospodarz spod Ostrowa Wielkopolskiego.
Zauważył on też, że problemem jest brak wiedzy o pochodzeniu i jakości żywności wśród konsumentów z miast. – Musimy mieszkańcom miast głośno mówić o tym, że do Polski trafiają najgorsze produkty z Zachodu. Polski konsument je rośliny pastewne, przeładowane chemikaliami. Trafia do nas wieprzowina 3-gatunku, głęboko mrożona – mówił rolnik. Wskazywał też, że niestety mieszkańcy miast często nie wiedzą zbyt wiele o żywności, którą wybierają i nie wiedzą nawet gdzie kupić polskie produkty.
– Jeśli mówimy o swobodnym przepływie produktów i usług w Unii Europejskiej, to chcemy, żeby on działał w obie strony – dodał.
Postulaty rolników do premiera
Około godz. 13.00 rolnicy dotarli do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, gdzie chcieli przekazać swoje postulaty na ręce premiera Mateusza Morawieckiego. Jest ich kilkadziesiąt. Jednak szefa rządu nie było na miejscu. Wyjechał otworzyć obwodnicę Kępna.
– Dzisiaj pan premier uciekł z Warszawy i pojechał do Wielkopolski. Robi wszystko, żeby się z nami nie spotkać – skwitował to rolnik spod Skalmierzyc.
Wśród żądań rolników znalazły się m.in.
- wprowadzenie dokładnych kontroli towarów wwożonych do Polski oraz firm sprowadzające towary zza granicy przez Główny Inspektorat Sanitarny, Państwową Inspekcję Ochrony Roślin i Nasion, UOKiK czy skarbówkę
- wyrównanie dopłat obszarowych w Unii Europejskiej bądź ich całkowita likwidacja w całej Unii Europejskiej
- wprowadzenie bardzo dokładnego oraz ujednoliconego oznaczania kraju pochodzenia produktów rolnych na opakowaniach
- realnego zwalczania wirusa ASF i wypłaty rolnikom odszkodowań za wybicie zwierząt z przyczyny ASF
- naprawy stosunków dyplomatycznych z Rosją oraz naprawy relacji handlowych z Rosją
- wycofanie się z pomysłu wprowadzenia zakazu uboju rytualnego oraz z propozycji zakazu hodowli zwierząt futerkowych
- przeprowadzenie kontroli w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi celem wyrzucenia z niego wielu ludzi działających na szkodę rolnictwa w Polsce.
Paweł Mikos
Fot. Przemysław Staniszewski