Jestem tutaj dlatego, że wielu rolników ma zablokowaną sprzedaż tuczników. Gospodarstwa w pobliżu ognisk przez 40 dni nie mogą przemieszczać zwierząt. Jak ktoś ma tuczniki do sprzedania w wadze 120–130 kg i teraz musi je przetrzymać 40 dni, to ma poważny problem. Chlewnie się przepełniają i nie ma możliwości zapewnienia odpowiedniego dobrostanu zwierzętom. Jest jeszcze druga grupa rolników, która ma puste, niezasiedlone chlewnie, gdyż boi się wstawiać warchlaki do tuczu. Ja jestem w tej drugiej grupie. Powinienem wstawić partię zwierząt, ale boję się, bo wiem, że będę miał problem ze sprzedażą. Do tego dochodzi jeszcze sprawa niskich cen, gdyż zakłady chcą płacić w strefach około 3 zł za kilogram żywca i nie ma komu dopłacić rolnikom do ceny rynkowej wynoszącej około 5,3 zł. Ponadto, zależy nam na jak najszybszym zwalczeniu ASF-u. Widzimy, że choroba ta cały czas się rozprzestrzenia na coraz dalsze gminy i powiaty – mówi Dariusz Ciechanowski z Goniądza w powiecie monieckim.
Tuczniki przerastają
Z gospodarstwa Rafała Jabłońskiego z miejscowości Roszki-Ziemaki od 5 tygodni żadna sztuka nie wyjechała z chlewni. Już po stwierdzeniu ogniska w Rębiszewie żaden zakład nie chciał kupić tuczników. Od tamtej pory jest w strefie zagrożonej i nie może sprzedać świń. Obecnie do sprzedaży ma około 1000 tuczników, których waga waha się od 110 do 160 kg. Te świnie cały czas rosną i za tydzień będzie miał do sprzedania 1400 tuczników.
– Prowadzę produkcję tuczników w cyklu zamkniętym od 100 loch. Jest coraz gorzej ze sprzedażą. Zakłady, które działają na naszym terenie szukają tuczników gdzieś dalej, żeby nie były napiętnowane, żeby za chwilę nie okazało się, że nie mogą wywieźć mięsa. To jest błędne koło spowodowane przerostem biurokracji, która nic nie pomoże. W piątek na spotkaniu tutaj minister rolnictwa wraz z głównym lekarzem weterynarii powiedzieli, że wydrukują ulotki, zrobią szkolenia dla lekarzy weterynarii i w ten sposób będą walczyć z pomorem. Najbardziej boli nas to, że nikt nas nie zauważa. Jedną decyzją wydaje się zakaz sprzedaży świń z gospodarstw przez 40 dni, a faktycznie dochodzi do 60 dni – powiedział Daniel Żochowski z miejscowości Stare Żochy w gminie Nowe Piekuty w powiecie wysokomazowieckim.
Boją się o swoją przyszłość
Niektórzy protestujący za obecną sytuację winią także Unię Europejską.
– Posiadamy chlewnie w rejonach, gdzie obowiązuje zakaz sprzedaży świń do 15 października. Takie restrykcje nałożyła UE. Tymczasem Unia nie proponuje żadnych rozwiązań. Uważa, że Polskę trzeba odgrodzić i gdy produkcja trzody będzie u nas zlikwidowana, to będzie mogła sprzedawać u nas swoje wyroby
– mówi Mariusz Nackowski, dyrektor gospodarstwa posiadającego na Podlasiu kilka ferm trzody chlewnej.
W swoich postulatach rolnicy domagają się m.in.:
- odwołania podlaskiego wojewódzkiego lekarza weterynarii i powiatowych lekarzy weterynarii w Białymstoku i Hajnówce;
- wypłacenia do 7 września br. odszkodowań z tytułu utylizacji zwierząt z ognisk ASF;
- wprowadzenia programu pomocowego rządu w utrzymaniu produkcji trzody chlewnej w obszarach zagrożenia ASF na okres trzech lat jako rozwiązania systemowego, a nie doraźne decyzje;
- opracowania nowego programu bioasekuracji oraz finansowej pomocy w jego realizacji ze skierowaniem środków finansowych bezpośrednio do gospodarstw rolnych;
- wprowadzenia rządowego programu restrukturyzacji zadłużenia w rolnictwie;
- zmian personalnych w ministerstwie rolnictwa;
- delegalizacji do końca 2016 roku Polskiego Związku Łowieckiego lub wprowadzenia zmian systemowych w prawie łowieckim wprowadzających realny wpływ rządu na gospodarkę łowiecką;
- odwołania do 30 września 2016 roku Zarządu Głównego PZŁ i łowczych okręgowych z rozpisaniem powszechnych wyborów;
- depopulacji dzików na wschód od Wisły.
Józef Nuckowski