Polska to jednak normalny kraj. Inaczej jest w Wielkiej Brytanii. Tam Jonny i Dulcie Crickmore, młoda rolnicza rodzina, która zajmuje się produkcją mleka, także cieszyła się z trojaczków i opublikowała w Internecie ich zdjęcia. I wówczas nagonkę na nich rozpętała wegańska organizacja. Weganie to radykalniejszy odłam wegetarianizmu, eliminują produkty pochodzenia zwierzęcego nie tylko z diety, ale także ze wszystkich innych aspektów życia. Zarzucili oni rodzinie Crickmore, że prowadząc gospodarstwo i inseminując krowy są gwałcicielami, mordercami i właścicielami niewolników. Grozili również ich dzieciom. Aktywiści pisali także, że mają nadzieję, iż rolnicy umrą na raka. Weganie uruchomili w Wielkiej Brytanii kampanię pod hasłem „Mleczarze zabierają dzieci matkom”, czyli odstawiają cielęta od krów.
Pisaliśmy w ubiegłym roku o „Dniu Matki Lochy”, zorganizowanym w Polsce przez organizację CIWF. Zilustrowano to filmem, na którym locha spaceruje wraz z… 18 prosiętami (tylu się doliczyliśmy). Jeśli ktoś nie chce jeść mięsa, serów i pić mleka, to jego sprawa. Nam to nie bardzo przeszkadza. Chyba że się pozbawia dostępu do mleka i jego przetworów, niemowlęta i małe dzieci. Bo czym karmić niemowlęta, gdy matka ma za mało pokarmu albo po prostu nie może karmić piersią? Napojem na bazie oliwy z oliwek, a może płynem z głęboko przetworzonej soi GMO, zwanym dla zmyły mlekiem sojowym! Uważamy też, że próby coraz głębszego ingerowania w rolnictwo i narzucania własnego punktu widzenia są bardzo niepokojące. Głównie dlatego, że nikt z obrońców zwierząt nie zwraca uwagi na realia. Proponują więc uwolnienie loch i prosiąt z klatek i chlewni, nie zdając sobie sprawy z tego, że będą narażone na infekcję ASF i rychłą śmierć. Życie krów i cieląt stawiają na jednej szali z życiem ludzi.
Zapomina się też, że są takie rejony na świecie, w których panuje chroniczne niedożywienie. Z drugiej strony, w bogatych krajach, w tym w Polsce, marnotrawiona jest żywność na kosmiczną wręcz skalę. Tym problemem powinni się zająć wspomniani aktywiści. Wszak miliony ludzi marzy o polewce z kawałkiem mięsa, nie mówiąc o mleku i jego przetworach. Bynajmniej nie mamy tutaj na myśli drogich francuskich czy też włoskich serów z górnej półki. Niech owi aktywiści skierują swoje drastyczne działania przeciwko komisarzowi Hoganowi i innym europejskim technokratom i wymuszą na nich, by owe 340 tysięcy ton mleka w proszku, zalegającego w unijnych magazynach, trafiło do głodujących. Takie rozwiązanie będzie bardzo korzystne zarówno dla unijnego rolnictwa, jak i dla głodujących, których na tym świecie nie brakuje. Niewykluczone, że za pięćdziesiąt może sto lat, jakiś superwegański uczony odkryje, że rośliny płaczą jak są zbierane z pól i domowych grządek. Zaś gotowanie ich – na wegańską zupę – postawią w jednym rzędzie z torturami, takimi jak wrzucanie ludzi żywcem do wrzątku. Już dziś podobne rozważania snują profesorowie na amerykańskich uniwersytetach.
I wówczas przyjdzie czas na drastyczne antywegańskie hasła wymyślone zapewne przez wnuki albo prawnuki obecnych wegan. A potem zacznie się era jedzenia syntetycznej żywności wytworzonej w wyniku skomplikowanych chemicznych reakcji. Niewykluczone też, że do jadłospisu trafią potrawy upichcone na bazie np. pyłu z Marsa albo z innej planety, który może to okazać się bardzo pożywny i pełen witamin.
Zmieńmy jednak temat. Sejm zajął się nowelizacją Prawa łowieckiego. „Parlamentarny klub myśliwych” po dwóch latach powrócił do tej ustawy. Posłowie nie mogli dłużej czekać, bo nagli ich afrykański pomór świń, nieustępliwie prący na zachód wraz z chorymi dzikami. Szkoda, że jesteśmy mądrzy po szkodzie. Proponowane zmiany mają przede wszystkim podporządkować Polski Związek Łowiecki ministrowi środowiska, który zgodnie z projektem ma powoływać zarząd PZŁ. Naszym zdaniem, to rozwiązanie lepsze od poprzedniego, bo w czasach zarazy pozwoli zmusić łowiecką wierchuszkę do działania. ASF wymknął się spod kontroli i bez współpracy z myśliwymi nie powstrzymamy choroby. Niepotrzebnie więc Naczelna Rada Łowiecka stanowczo przeciw zmianom protestuje. O upadku polskiego modelu łowiectwa mówi też zarząd związku.
Szkoda, że oficjele z PZŁ koncentrowali się dotychczas wyłącznie na zapewnianiu, że wszystko jest w porządku. Myśliwi z terenu, którzy kochają swoje hobby i szanują naturę, doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak wygląda sytuacja w obwodach łowieckich. Zaś warszawski zarząd po prostu wywołał wilka z lasu i ma to na co zasłużył. Nie możemy oprzeć się wrażeniu, że te zmiany nie były możliwe, dopóki ministrem środowiska był prof. Jan Szyszko. Gdy jego miejsce zajął Henryk Kowalczyk, przez wiele lat członek sejmowej Komisji Rolnictwa, znający problemy rolników, sytuacja się zmieniła.
Krzysztof Wróblewski
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni
(fot. flickr)
redaktorzy naczelni
(fot. flickr)