Polski Związek Łowiecki nie radzi sobie z ograniczeniem liczebności tych zwierząt. Choć należące do niego koła łowieckie odpowiadają za powstałe na polach szkody, to wykorzystują każdą możliwość obniżenia odszkodowań. Za wycenę szkód odpowiedzialni są bowiem myśliwi. Mamy więc sytuację, w której sprawca szkody sam prowadzi wycenę jej skutków. Sorry, takie mamy prawo, aż ciśnie się na usta!
Żegnaj schabowy
Sprawa jest tym poważniejsza, że dziki przenoszą wirusa afrykańskiego pomoru świń (ASF). Na tę chorobę weterynarze nie mają lekarstwa ani szczepionki. Od lat pustoszy ona chlewnie w Rosji, a od ubiegłego roku pojawiła się w Polsce, przy granicy z Białorusią. Jej rozprzestrzenienie może doprowadzić do zniszczenia produkcji świń w kraju, a wtedy... żegnaj schabowy. Jednym ze sposobów zmniejszenia zagrożenia jest ograniczenie populacji dzików.
Niestety, Polski Związek Łowiecki nie poczuwa się do odpowiedzialności za nadmierną liczebność dzików. Jak wyjaśnił nam Marek Matysek, rzecznik związku, do wzrostu ich populacji przyczyniają się ciepłe zimy, a kukurydza GMO działa na nie jak afrodyzjak. To drugie brzmi chwytliwie, ale jest argumentem całkowicie chybionym, bo uprawa roślin zmodyfikowanych genetycznie jest w Polsce zakazana.
– Dziki powinny rodzić się na przełomie marca i lutego. Teraz rodzą się od wiosny do zimy – dodaje Matysek. – U innych zwierząt takie anomalie nie występują.
Jego zdaniem w lasach była kiedyś monokultura, dziś sadzi się różne drzewa i dlatego przybywa szkód powodowanych przez zwierzęta. Rzecznik Polskiego Związku Łowieckiego nie widzi też nic dziwnego w tym, że myśliwi nie radzą sobie z odstrzałem dzików w strefie zagrożonej afrykańskim pomorem świń.
– Jeśli koło ma plan odstrzału 60 dzików, a nagle musi odstrzelić 300, to nie da rady. Nie ma ich jak odstrzelić ze względu na warunki, a w związku z ASF wprowadzono zakaz polowań zbiorowych – tłumaczy Marek Matysek.
Zupełnie inne światło na ten problem rzuca Henryk Mąka, ze Stacji Badawczej Polskiego Związku Łowieckiego w Czempiniu (woj. wielkopolskie).
– Zarówno skomplikowane procedury postępowania z odstrzelonymi dzikami, jak i niskie kwoty wypłat za ustrzelonego dzika nie zachęcają myśliwych do polowań. Za dzika powyżej 50 kg masy ciała to nie stanowi nawet połowy wartości. Ponadto muszą oni przechowywać dziki w chłodni przez 2 tygodnie do czasu otrzymania wyników badań w kierunku ASF. A chłodnie też mają swoją pojemność. Niemniej uważam, że w sytuacji konieczności wyższej, a taką jest na pewno walka z ASF, nie można patrzeć tylko przez pryzmat pieniędzy. Zgadzam się, że ważniejsze jest zmniejszenie populacji dzików – podkreśla Mąka.
Nasze służby weterynaryjne potwierdziły już kilkadziesiąt przypadków afrykańskiego pomoru świń (ASF) wśród dzików. Póki co zasięg choroby nie przekracza obszaru o promieniu kilkudziesięciu kilometrów przy granicy z Białorusią. Jednak zagrożenie przedostania się wirusa w głąb kraju jest nadal bardzo realne. Dziki, których pogłowie w Polsce wciąż jest zbyt duże, są głównym wektorem choroby. Rolnicy domagają się więc szybkiego odstrzału dzików. I chociaż teoretycznie wszyscy uznają zasadność tego postulatu, to jednak na razie nie udaje się osiągnąć w tej kwestii porozumienia.
Dlaczego w naszym kraju przy realnym zagrożeniu afrykańskim pomorem świń, a co za tym idzie − także ewentualnym załamaniu na rynku trzody chlewnej, nie da się wyegzekwować od kół łowieckich tego co do nich należy?
– Pomimo że każdego roku zwiększamy odstrzały dzików, coraz więcej ich przybywa. Dotyczy to całej Europy. Przyczynia się do tego wzrost powierzchni upraw, zwłaszcza kukurydzy i rzepaku. Lepsza karma to z kolei lepsza kondycja zwierząt, których więcej przeżywa trudne warunki zimowe. Lochy mogą praktycznie rozmnażać się przez cały rok, młode szybciej osiągają dojrzałość rozrodczą Uprawy te stanowią doskonałą, wysokoenergetyczną karmę, a zarazem kryjówkę na terenach polnych, w której trudno polować.
Łagodniejsze zimy nie powodują znaczącej śmiertelności młodych, która dawniej naturalnie zmniejszała liczebność – wyjaśnia Henryk Mąka. – Ogólnie obecna liczebność zwierzyny grubej – głównie jeleni i dzików, w stosunku do zakładanej w wieloletnich planach łowieckich to poważniejsza sprawa, nad którą się głowimy, bo coś z tym trzeba będzie zrobić, a nie jest to kwestia jednego czy dwóch sezonów.
Kukurydza dzika nie czyni
Myśliwi nader często szermują argumentem o roli kukurydzy we wzroście liczebności zwierzyny. Nie potwierdzają tego statystyki dotyczące upraw. Np. w województwie zachodniopomorskim myśliwi zaplanowali w sezonie 2012/13 odstrzał ponad 10 tys. jeleni i 41 tys. dzików, a ich liczebność (wiosną 2013) oszacowano na odpowiednio 28,4 tys. i 38,3 tys. Kukurydzy na ziarno było tam w 2011 r. ok. 5 tys. ha (10 razy mniej niż w Wielkopolsce), a na kiszonkę – 10 tys. ha (6 razy mniej niż na Podlasiu i 8 razy mniej niż w Wielkopolsce). Tymczasem w woj. wielkopolskim myśliwi mają do upolowania ok. 20 tys. dzików a w podlaskim – 4783 (sezon 2013/2014). Skąd tyle dzików w regionie gdzie jest tak mało kukurydzy? Na to pytanie myśliwi nie odpowiadają.
O ile jeszcze w 2004 r. mieliśmy w kraju 140 tys. dzików, to po dziesięciu latach mamy ich około 260 tys. W ubiegłym sezonie odstrzelono ich prawie 220 tys. sztuk. Ale to ciągle zbyt mało. Udaje się zrealizować mniej więcej 85% planowanego odstrzału. W ciągu ostatnich 10 lat założony plan odstrzałów wykonano jedynie w sezonie 2008/2009. Plan na lata 2014/2015 zakłada ambitnie odstrzał 300 tys. dzików, czyli nawet więcej niż szacowana populacja. Wynika to z tego, że zwierzęta te bardzo szybko się rozmnażają, więc z pewnością populacja szybko się odbuduje. Niemniej permanentne niewykonywanie planowanego odstrzału, którego intensywność i tak jest niska wpływa na wzrost liczebności populacji dzików w kraju.
Według Polskiego Związku Łowieckiego ze względu na zmiany w rozrodzie tych zwierząt konieczne będzie zwiększenie intensywności polowań do minimum 150% stanów wiosennych. Zwiększa się bowiem udział coraz młodszych warchlaków w reprodukcji.
Zdaniem Henryka Mąki, przy mniejszym zagęszczeniu dzików planowane odstrzały nie zawsze od razu przynoszą spodziewane efekty, a zagęszczenie dzików w Polsce Wschodniej jest dużo niższe niż na zachodzie czy północy kraju. W sezonie letnim utrudnieniem jest wysoka roślinność. Do loch nie można strzelać od połowy stycznia do połowy sierpnia, choć praktycznie wykonuje się to nawet później, ze względu na odchów młodych. Właściwie dopiero teraz rozpoczyna się właściwy sezon polowań i można spodziewać się, że ten odstrzał będzie zwiększony.
– Konieczne są polowania zbiorowe, wówczas można odstrzelić na danym terenie większą liczbę dzików. Na terenie o dużym zagęszczeniu może to być nawet 20 sztuk w ciągu dnia. Ale to z pewnością nie na wschodzie kraju – twierdzi Mąka. – Dziki nie przemieszczają się na duże odległości. Z reguły poruszają się w obrębie do kilkunastu kilometrów, chyba że zostaną znacznie przepłoszone na przykład pojawieniem się wilków. Dlatego intensywny odstrzał na jednym terenie mógłby spowodować migrację na inny obszar, co w tym przypadku nie jest wskazane. Normalnie też to następuje, z tym że w o wiele mniejszym stopniu. Sprawa nie jest więc prosta, dlatego należy podchodzić do niej racjonalnie – mówi Mąka.
Stowarzyszenie Producentów Trzody Chlewnej „Podlasie”, które organizowało protesty zwracające uwagę na problem z dzikami, podaje w swoim stanowisku, że o skutecznym zwalczaniu ASF u dzików można mówić dopiero wtedy, gdy populacja tych zwierząt zmniejszy się poniżej 0,5 sztuki na kilometr kwadratowy. Tymczasem według przedstawicieli Stowarzyszenia, na Podlasiu to zagęszczenie jest czterokrotnie wyższe.
Co mówią plany?
Sprawdziliśmy, jak wygląda obecna populacja dzików wobec tzw. Wieloletnich Łowieckich Planów Hodowlanych, które przygotowywane są na 10 lat (obecnie trwa okres 2007–2017). Z danych jakie uzyskaliśmy z Regionalnych Dyrekcji Lasów Państwowych, wynika, że obecna liczebność dzików na terenie większości RDLP przekracza ich liczę zakładaną na 2017 r. Na terenie lubelskiej dyrekcji dzików jest o 83% więcej niż powinno być w 2017 r., leśnicy z warszawskiej RDLP mają ich ponad dwa razy więcej (103%). Dyrekcja z Olsztyna odnotowuje przekroczenie limitu ustalonego na 2017 o 30%. Wygląda po prostu na to, że tak naprawdę nikt w Polskim Związku Łowieckim nie przejmuje się tym, że dzików przybywa. Rachunek za to zapłacą jednak rolnicy, a nie myśliwi.
Liczbę dzików, które w danym sezonie odstrzelić chcą myśliwi ustalają koła łowieckie (w kraju mamy ponad 4,7 tys. obwodów kół łowieckich). Następnie trafia ona do zaopiniowania przez nadleśniczych, którzy mają możliwość korekty planów. Im z kolei zależy bardziej na odstrzale jeleni. Oczywiste jest, że dziki powodują szkody w uprawach i to właśnie poziom odszkodowań, które trzeba wypłacić rolnikom, decyduje w większym stopniu o tym, ile dzików zostanie wybitych. Wiele zależy też od tego, jak bardzo zalesiony jest dany teren, jaka jest struktura upraw i czy gęstość populacji jest problemem w uprawach. Czasami mniejsza liczba dzików w danym obwodzie może powodować większe szkody niż w innym o większej gęstości populacji. Niezależne komisje zbadały w 2014 r. wartość szkód łowieckich w woj. podlaskim. Obliczono, że zwierzęta naraziły rolników na straty sięgające 7 mln zł. Jeśli przemnożyć to przez 16 województw to otrzymamy 112 mln zł. Oczywiście region regionowi nie równy, ale przecież na Podlasiu dzików jest stosunkowo mało. Mimo tego zdołały tam poczynić duże szkody.
Za gospodarkę łowiecką odpowiada Ministerstwo Środowiska. „Tygodnik Poradnik Rolniczy” zapytał więc w MŚ jakie są sposoby rozwiązania problemu szkód łowieckich i rosnącej liczby dzików.
W odpowiedzi czytamy, że resort „zobowiązał Polski Związek Łowiecki do podwyższenia w skali kraju nawet o 30% planów pozyskania dzików w łowieckim roku gospodarczym 2014/2015 (rozpoczął się on 1 kwietnia 2014 r. i potrwa do 31 marca 2015 r.) oraz zobowiązał nadleśniczych i regionalnych dyrektorów Lasów Państwowych, za pośrednictwem Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych, do egzekwowania powyższego podczas procesu zatwierdzania rocznych planów łowieckich. Jeśli zajdzie taka potrzeba, np. dalsze rozprzestrzenianie się ASF lub wzrost szkód w uprawach i płodach rolnych, plany będą musiały być nadal podnoszone.
Ministerstwo obiecało, że rozpatrzy możliwość zmiany przepisów dotyczących okresów polowań na dziki, tzn. umożliwienia polowania na wszystkie dziki (w tym lochy) i przez organizowanie w obwodach łowieckich polowań zbiorowych przez cały rok.
D.S., P.K.