Rolnicy żądają zatrzymania importu zbóż z Ukrainy z Rosji
Jednym z postulatów protestujących rolników jest zatrzymanie napływu produktów rolnych z Ukrainy i z Rosji. W przypadku żywności z Federacji Rosyjskiej premier Donald Tusk zamierza przekonywać Komisję Europejską i państwa członkowskie do nałożenia europejskiego zakazu importu rosyjskich produktów.
W przypadku ukraińskich produktów sytuacja wygląda inaczej. Z jednej strony obowiązuje wciąż jednostronne embargo na wybrane produkty rolne wprowadzone jeszcze przez rząd PiS i utrzymywane przez obecną władzę. Z drugiej strony trwają pracę nad uregulowaniem handlu między Polską a Ukrainą, ale też między UE a Ukrainą.
A że ceny zbóż w polskich skupach wciąż są przerażająco niskie, to wszelkie podejrzenia o tym, że zboże z Ukrainy trafia do polskich firm trafia na podatny grunt. Widać to po tym jaką popularnością cieszą się filmiki rolników protestujących na granicy, którzy pokazywali wagony wyładowane zbożem czy rzepakiem, czasem wątpliwej jakości.
Rolnicy nie wierzą w skuteczność embarga na produkty rolne z Ukrainy
Nie ma się co dziwić też, że rolnicy są podejrzliwi co do szczelności embarga. Ich zaufanie zostało nadszarpnięte, kiedy na nieoficjalnych wciąż listach firm sprowadzających ukraińskie ziarno jeszcze przez embargiem czytali nazwy spółek, z którymi od lat współpracowali. Z jeszcze większym przerażeniem rolnicy oglądali drugą kolumnę tych tabel, gdzie widniała informacja o ilościach sprowadzonego ziarna.
Brak wiary wśród rolników co do skuteczności embarga to po części także pokłosie aktywności Michała Kołodziejczaka, wiceministra rolnictwa i lidera AgroUnii. Choć zapewne nie to było intencją szefa AgroUnii. Jednak na filmach z jego interwencji z połowy lutego widać, że przedstawiciel firmy, która zajmuje się tranzytem produktów rolno-spożywczych z Ukrainy, nie chcą pokazać wiceministrowi i rolnikom pełnej dokumentacji.
– Chcę sprawdzić, jaki towar w ostatnich dniach wjeżdżał do Polski. Niestety napotkałem na opór. Pracownicy nie chcą przedstawić mi dokumentów z dwóch ostatnich pociągów, które przyjechały z Ukrainy do Polski – alarmował wówczas Michał Kołodziejczak.
Dla rolników był to jasny sygnał, że „coś jest na rzeczy”. A trzeba przyznać, że na początku lutego wiceminister Kołodziejczak i wiceminister Stefa Krajewski udali się także na granicę, żeby sprawdzić jak służby graniczne radzą sobie z produktami rolno-spożywczymi z Ukrainy.
Wtedy Michał Kołodziejczak przekazywał, że w ten sposób sprawdzany jest każdy sygnał mówiący o rzekomym wprowadzaniu na polski rynek produktów z Ukrainy objętych embargiem. Dodawał także, że należy dokładnie sprawdzić czy nie dochodzi do tzw. karuzeli zbożowej, zwłaszcza na granicy z Litwą.
– Bardzo dużo towarów, które wjeżdżają do Polski i rzekomo jadą tranzytem na Litwę, Łotwę bądź do Estonii. Jest bardzo prawdopodobne, że rzepak, pszenica czy chociażby otręby jadą właśnie na Litwę na chwilę i później wracają do Polski. Podczas kontroli dokładnie widać ile takich samochodów jest. Ale to także dla nas pierwsze wnioski jak można kontrolować takie pojazdy, które mogą pojechać na Litwę i za chwilę wrócić. Trzeba całkowicie wyeliminować takie podejrzenie – mówił wówczas Michał Kołodziejczak.
300 tys. ton zbóż i rzepaku miesięcznie przejeżdża przez polsko-ukraińską granicę
Co zatem dzieje się z ukraińskim zbożem, które przejeżdża przez naszą granicę? Oto w ostatnim czasie pytali nie tylko rolnicy, ale także politycy. Interpelacje poselskiej w tej sprawie wystosował Dariusz Matecki z Suwerennej Polski, partii Zbigniewa Ziobro. Z kolei jego partyjny kolega, Sebastian Kaleta, chciałby wiedzieć co dalej z embargiem na ukraińskie produkty rolno-spożywcze.
Z odpowiedzi udzielonej przez Michała Kołodziejczaka wynika, że obecnie przez granicę polsko-ukraińską przewożonych tranzytem jest średnio ponad 300 tys. ton pszenicy, kukurydzy i rzepaku miesięcznie. Ale wiceminister rolnictwa podkreśla także, że zgodnie z zasadami obowiązującego embarga do Polski nie można wwozić z Ukrainy:
- pszenicy,
- kukurydzy,
- rzepaku,
- słonecznika
- oraz niektórych produktów ich przetwórstwa (mąki pszennej, otrębów, śrut, makuchów).
– Możliwy jest jedynie tranzyt tych produktów z Ukrainy przez terytorium naszego kraju, który kończy się poza granicami Polski lub w portach bałtyckich. Dzięki temu tranzytowi zboże trafia do regionów, które go potrzebują. Oznacza to, że zboże, które przejeżdża przez granicę nie trafia docelowo do Polski – zapewnia Michał Kołodziejczak.
Do kiedy Polska utrzyma embargo na zboża i rzepak z Ukrainy?
Lider AgroUnii zapewnia także, że polskie embargo na część produktów z Ukrainy będzie utrzymany do czasu wypracowania ze stroną ukraińską reguł handlu pomiędzy oboma krajami na zasadzie licencjonowania.
– Reguł, dzięki którym handel wrażliwymi produktami rolnymi z Ukrainą, nie będzie powodował pogorszenia warunków gospodarowania polskich rolników. Polsce zależy na tym, aby rozszerzyć listę produktów wrażliwych do objęcia licencjonowaniem w stosunku do produktów objętych obecnie zakazem przywozu – przekonuje Kołodziejczak. Dodaje także już odbyły się rozmowy robocze pomiędzy polskimi i ukraińskim resortami, ale ostateczne decyzje czekają na rozmowy premierów.
Podobne stanowisko prezentuje Czesław Siekierski, minister rolnictwa, który zastrzega, że Polska musi jak najszybciej wypracować porozumienie z Ukrainą, gdyż KE już uznała polskie embargo za niezgodne z traktatami unijnymi i nie wyklucza wszczęcia procedury naruszeniowej wobec Polski.
– Zależy nam na wprowadzeniu mechanizmu, który byłby akceptowalny dla KE, innych krajów członkowskich UE oraz strony ukraińskiej. Dopóki nie wypracujemy ze stroną ukraińską akceptowalnych dla wszystkich stron zasad przepływu towarów rolno-spożywczych, które będą chroniły polskich rolników, zakaz przywozu z Ukrainy nie powinien być zniesiony – podkreśla Czesław Siekierski.
Rolnicy mają ograniczone zaufanie do polityków
Jednak zapewnienia nowego kierownictwa ministerstwa rolnictwa rolników nie uspokoją. Ich zaufanie zostało aż nazbyt nadszarpnięte zarówno przez polityków, jak i przez firmy sprowadzające produkty ze wschodu.
Zarówno minister Siekierski, jak i wiceminister Kołodziejczak – pewnie przy wsparciu Donalda Tuska – muszą jak najszybciej osiągnąć dwa cele. Po pierwsze, unormować handel z Ukrainą, także na poziomie unijny, w sposób dający poczucie bezpieczeństwa polskim rolnikom. A po drugie przekonać inne państwa członkowskie, aby nadwyżka zboża na rynku europejskim została dość szybko przekierowana do Afryki i Blisko Wschód.
No i trzeci cel – ale ten już jest raczej dla premiera – to zmiana na poziomie całej UE podejścia do sprowadzania produktów rolno-spożywczych. Rolnicy słusznie podnoszą, że żywność z państw trzecich, w tym z Ukrainy czy krajów Mercosur powinny spełniać te same wyśrubowane normy jakościowe co muszą spełniać produkty wytwarzane przez unijnych rolników.
Pytanie czy i kiedy polscy politycy osiągną te cele.
Paweł Mikos