We Francji rolnicy poświęcą tylko 1 dzień w roku na kontrolę
We Francji rolnicy będą kontrolowani tylko jeden raz w roku. Tamtejszy rząd wydał właśnie polecenie, aby wizyty urzędników i inspekcji, które wymagają obecności właściciela gospodarstwa, były ze sobą połączone. Chodzi o to, żeby wszystkie wymagane kontrole były przeprowadzane w ramach jednej wizyty rocznie w danym gospodarstwie.
W tym celu francuskie ministerstwo rolnictwa chce stworzyć międzyagencyjne ośrodki rolnicze. Ich zadaniem będzie skoordynowanie działań wszystkich instytucji tak, aby kontrole w gospodarstwie były przeprowadzone raz w roku, a nie rozłożone na cały rok. Dodatkowo, zakres i harmonogram kontroli ma uwzględniać takie czynniki, jak sezonowe obciążenie pracą, wyzwania klimatyczne czy trudności ekonomiczne. Ma również zostać wprowadzona praktyka dobrego zarządzania kontrolami.
Francuscy rolnicy wyrwali rolnictwo z kleszczy kontroli
Przeprowadzenie kontroli w jednym terminie wywalczyli tak naprawdę sami rolnicy. Podczas wiosennych protestów zmusili rząd do ustępstw i ułatwień, domagając się „wyrwania rolnictwa z kleszczy kontroli”.
W Polsce kontrole wykańczają rolników
A w Polsce? W Polsce rolnicy mają tyle kontroli, że aż dziw, że w ogóle mają kiedy pracować. Jak nie pracownicy z ARiMR przyjadą z wizytą, to urzędnicy z PIORiN, Inspekcji Weterynaryjnej, Inspekcji Ochrony Środowiska czy z KRUS.
A kontrolowane jest dosłownie wszystko: dokumentacja, budynki, ilość zwierząt i ich oznakowanie, opryskiwacze, a nawet przechowywanie nawozów. Rolnicy narzekają m.in. na weterynarzy, którzy czasem potrafią się czepnąć szczegółów. A to, że kolczyka nie ma, a to że ściana krzywa, a to że drzwi do pomieszczenia ze schładzalnikiem mleka są otwarte.
Urzędnicy kontrolują u rolnika... pył z silosów
A już hitem były ostatnie kontrole Inspekcji Ochrony Środowiska u rolników z Kujaw. Urzędnicy przyjeżdżali do gospodarstw i sprawdzali… emisję pyłu podczas transportu zboża do silosów. Kontrole były przeprowadzane podczas żniw, co przysparzało dodatkowych trudności.
- Sypię zboże, co jest czynnością oczywistą podczas każdych żniw. Przy takiej czynności powstają tumany kurzu – to normalne. Przyjechali do mnie urzędnicy z Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska i żądają jakichś dokumentów zgłoszeń. Dlaczego takie utrudnienia nam, producentom zbóż, są robione? – mówił Tygodnikowi Poradnikowi Rolniczemu jeden z kujawsko-pomorskich rolników, zdumionych tego typu kontrolami.
"Jak widzę białą Dacię ARiMR to prawie mam zawał"
Rolnicy oczywiście zdają sobie sprawę z tego, że urzędnicy muszą pewne kwestie sprawdzić. Nie rozumieją tylko, dlaczego odbywa się to nagminnie i jest wręcz uciążliwe.
- Żebyśmy jeszcze wiedzieli, kiedy kontroler przyjedzie, byłoby łatwiej. A tak człowiek czasem czegoś nie dopatrzy i kara gotowa. Jak widzę białą Dacie (takimi samochodami przyjeżdżają pracownicy z ARiMR) to prawie mam zawał. Bo wiadomo, że zaraz się do czegoś przyczepią – mówi Tygodnikowi Poradnikowi Rolniczemu jeden z rolników z Warmii. I dodaje, że bardzo dużym obciążeniem dla rolników jest nadmierna biurokracja.
- Rolnika zza tych papierów to już w ogóle nie widać. Ciągle trzeba coś uzupełniać, rejestrować, ewidencjonować. A kiedy ja mam na ciągnik usiąść? Oszaleć od tego można – zaznacza.
Od stycznia ruszają nowe kontrole rolników
Mało tego. Od stycznia 2025 roku rolników kontrolować będzie kolejna instytucja: Państwowa Inspekcja Pracy. Dlaczego? Bo jednym z warunków uzyskania dopłat bezpośrednich będzie przestrzeganie przepisów prawa pracy. Rolnicy, którzy nie spełnią określonych wymogów np. w zakresie BHP, mogą stracić nawet 100 proc. dopłat.
Tak więc liczba kontroli, którym są poddawani rolnicy rośnie, zamiast spadać. A można by wziąć przykład z Francji i po prostu pozwolić rolnikom pracować, a nie co chwila zawracać im głowę.
Kamila Szałaj, Maria Khamiuk