Umowa z Mercosur – gwóźdź do trumny naszego rolnictwa
– Dla polskiego rządu priorytetem jest ochrona polskiego rynku. Umowa UE-Mercosur w proponowanym kształcie nie gwarantuje bezpieczeństwa polskich rolników i konsumentów, dlatego nie jest do przyjęcia. Do przyjęcia byłaby jedynie propozycja bezpieczna dla konsumentów i rolników, ale dzisiaj jednak takiej możliwości nie widzę – mówił wicepremier Kosiniak-Kamysz na konferencji prasowej w resorcie rolnictwa po posiedzeniu Rady Ministrów w tej sprawie.
Aby zapobiec zawarciu umowy z Mercosur, polski rząd prowadzi działania dyplomatyczne zmierzające do utworzenia na arenie UE mniejszości blokującej. Rozmowy prowadzą m.in. premier Donald Tusk oraz szefowie resortów rolnictwa i spraw zagranicznych, tj. Czesław Siekierski i Radosław Sikorski.
– Dziś, oprócz Francji, która należy do najbardziej zdecydowanych przeciwników tej umowy, mamy już po naszej stronie Irlandię i Belgię. Tych państw będzie więcej. Ale nie możemy wypowiedzieć się w ich imieniu, póki one same tego nie zrobią – komentował Kosiniak-Kamysz.
Ochrona interesów każdej ze stron
Polski rząd apeluje do Komisji Europejskiej, aby umowie UE-Mercosur nadać właściwe proporcje, jeśli chodzi o ochronę interesów wszystkich stron.
Austria zajmuje ostrożne stanowisko, podkreślając potrzebę silniejszych gwarancji dotyczących ochrony lasów deszczowych, zabezpieczeń wrażliwych produktów i wsparcia dla poszkodowanych rolników. Luksemburg nie poparł umowy, podkreślając, że nadal brakuje istotnych zapewnień.
Komu zależy na szybkiej finalizacji umowy?
Na sfinalizowanie umowy naciskają jednak Niemcy. W obliczu zbliżających się wyborów w przyszłym roku po upadku koalicji kanclerza Olafa Scholza umowa ta jest postrzegana jako kluczowa do wzmocnienia swojej bazy przemysłowej, szczególnie sektora motoryzacyjnego.
Za zawarciem umowy opowiadają się także Hiszpania, Łotwa i Szwecja. Niderlandzka minister handlu zasugerowała, że umowa nie powinna być poddawana przeglądowi, dopóki nie zostanie sfinalizowana.
Jakie zastrzeżenia do umowy UE-Mercosur mają polscy rolnicy?
Podkarpacka Oszukana Wieś zorganizowała protest 23 listopada na DK28 przed przejściem granicznym z Ukrainą w Medyce – w rok po tym, jak rolnicy dołączyli do trwającego wówczas protestu transportowców.
– Wróciliśmy tutaj, bo nic się nie zmieniło na lepsze. Jest wręcz gorzej, niż było. Z jednej strony Unia wymaga od nas uprawy roślin zgodnie z wysokimi standardami, co skutkuje wzrostem kosztów naszej produkcji. A z drugiej zamierza otworzyć europejski rynek dla żywności GMO, wyprodukowanej przy użyciu tanich środków totalnych. Takiej konkurencji nie będziemy w stanie wytrzymać. Ta umowa jest chyba głównie po to, żeby w Ameryce Południowej łatwiej się sprzedawały niemieckie samochody. Te, które z powodu Zielonego Ładu nie będą spełniać nowych europejskich norm – mówił Andrzej Dziadek, rolnik z gminy Medyka.
Dziadek zaznacza, że protest nie jest wymierzony w kraje Mercosur.
– Nic do nich nie mamy. Ale chcemy konkurować z nimi na równych zasadach. I to jest najważniejsza dziś dla nas sprawa.
Stefan Brzuchala z gminy Uchanie na Lubelszczyźnie brał udział w protestach w Dorohusku. Teraz przyjechał wesprzeć rolników z Podkarpacia.
– Nie została dotrzymana kwestia umorzenia raty podatku rolnego – mówił pytany o przyczyny powrotu rolników do Medyki. – Ale pal licho podatek. Podpisanie umowy z państwami Mercosur wykończy nas, po prostu rozłoży na łopatki.
– To byłby gwóźdź do trumny – mówił o umowie o UE-Mercosur Damian Nowosad z gminy Grabowiec na Lubelszczyźnie. Rolnik, który prowadzi blisko stuhektarowe gospodarstwo, stwierdził, że jest ono w dobrej sytuacji ekonomicznej. – Ale tylko dlatego, że nie żyję z samego pola, zajmuję się też działalnością pozarolniczą. Dobrze prowadzone gospodarstwo o takim obszarze jak moje powinno dać możliwość utrzymania się na przyzwoitym poziomie oraz pozwolić rozwijać produkcję. Tymczasem to praktycznie niemożliwe.
Rolnik zaznaczał, że jeśli unijna i rządowa polityka rolna się nie zmieni, to sytuacja ekonomiczna producentów żywności w Polsce będzie się pogarszać.
– Mający kłopoty z płynnością mogą nie przetrwać. Silniejsi się utrzymają, ale pytanie: jak długo. Powinniśmy się zjednoczyć, jako obywatele, nie tylko rolnicy, i działać wspólnie. Bo jeśli nie, to skończy się jak we Francji – masowymi ulicznymi protestami.
Paweł Skaba, rolnik z powiatu rzeszowskiego, mówił, że protestujący zdecydowali się wrócić do Medyki teraz, aby potem nie było za późno.
– Bo jak to jest? Bruksela nakłada na polskich producentów żywności kaganiec z niezliczonych ograniczeń, obostrzeń i wymagań, a za naszymi plecami otwiera rynek najpierw dla towarów ukraińskich, a teraz szykuje się do otwarcia granic dla towarów z Ameryki Południowej.
Drugiego dnia do protestujących przyjechał minister rolnictwa. Po rozmowach rolnicy zawiesili protest na dwa tygodnie. Tyle czasu dali Czesławowi Siekierskiemu na załatwienie kwestii handlu z Ameryką Południową, definicję rolnika aktywnego, ustawę łańcuchową oraz aplikację suszową.
"Żądamy ochrony polskich gospodarstw"
W Białej Podlaskiej na drodze krajowej nr 2, 23 listopada przeciwko planowanej umowie UE z krajami Mercosur protestowali rolnicy ze stowarzyszenia Polski Rolnik.
– Obawiamy się o napływ wołowiny i innych produktów rolnych, których produkcja nie podlega takim obostrzeniom, jakie obowiązują polskich rolników – powiedział Piotr Bursztyński, wiceprezes stowarzyszenia.
Oprócz umowy z Mercosur rolnicy sprzeciwiali się także tzw. ustawie łańcuchowej.
– Wspólnie z rolnikami z powiatu bialskiego i ościennych zebraliśmy się dzisiaj, żeby wyrazić nasz sprzeciw przeciwko umowie z Mercosur oraz ustawie łańcuchowej. Chcemy też dać opór Zielonemu Ładowi, którego zasady wprowadzane są tylnymi drzwiami. Mówiąc wprost, żądamy ochrony polskich gospodarstw – powiedział Piotr Kisiel, przewodniczący stowarzyszenia Polski Rolnik i członek Ruchu Młodych Farmerów.
– Ustawa łańcuchowa nie jest niczym innym niż odnowioną „piątką Kaczyńskiego”. Wcześniej propozycja tej ustawy wywołała wielkie poruszenie. Teraz prawdopodobnie rolnicy nie mają świadomości, jakie zagrożenia niesie tzw. ustawa łańcuchowa. Jeśli będzie wprowadzona w całości, to my, rolnicy, nie będziemy mogli przepędzić dzikiej zwierzyny ze swoich pól – komentował Michał Filipiuk, wiceprezes Polskiego Rolnika.
Zwrócił także uwagę na zagrożenie dla hodowców bydła, jakim jest choroba niebieskiego języka.
– Pytamy pana ministra, gdzie jest szczepionka przeciwko chorobie niebieskiego języka, której pierwsze ognisko w naszym kraju zostało już stwierdzone? Obawiam się, że w obliczu planowanego podpisania umowy z Mercosur wystąpienie tej choroby nie jest przypadkowe. W powiecie bialskim mamy już doświadczenie w zwalczaniu chorób zakaźnych. W związku z wystąpieniem ASF zlikwidowano wiele hodowli, wskutek czego mamy problemy z nadwyżką zbóż. Żądamy więc konkretnych działań ze strony rządu, w tym ochrony polskich hodowców bydła – dodał Michał Filipiuk.
Piotr Michaluk z powiatu bialskiego, zajmujący się produkcją zwierzęcą oraz hodowlą trzody chlewnej, komentował, że polityka prowadzona obecnie przez UE powoduje, że nasze gospodarstwa zaczynają upadać i ten proces będzie się nasilać. W jego ocenie zawarcie umowy pomiędzy UE a Mercosur spowoduje to, że w naszych gospodarstwach rodzinnych nie będzie się opłacało hodować zwierząt na mięso.
W podobnym tonie wypowiadali się Adam i Krzysztof Rycerscy z gminy Rososz.
Mercosur to koniec rodzinnych farm
– Podpisanie Mercosuru spowoduje, że wszystkie gospodarstwa rodzinne w Europie zginą śmiercią tragiczną! – mówili rolnicy protestujący 25 listopada w Warszawie pod przedstawicielstwem Komisji Europejskiej.
Datę wybrali nieprzypadkowo, bo akurat w tym miejscu ustępujący komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski podsumowywał 5 lat swojej działalności. Manifestację zorganizował Ruch Gospodarstw Rodzinnych, skupiający rolników z Podlasia, Mazowsza, Warmii i Mazur.
Rolnicy przywieźli ze sobą wymowne transparenty z hasłami: „Żywność z Mercosuru to GMO, antybiotyki, hormony wzrostu, glifosat. Tym chcesz karmić swoje dzieci?”, „Polskie rolnictwo zginęło śmiercią męczeńską w wyniku umowy UE-Mercosur”, Mercosur = koniec gospodarstw rodzinnych w UE”.
– Protestujemy przed siedzibą Komisji Europejskiej, w której rodzą się głupie pomysły. Przez nie polskie rolnictwo będzie zniszczone i zaorane. Podpisanie Mercosuru spowoduje, że wszystkie gospodarstwa rodzinne w Europie zginą śmiercią tragiczną. Przecież nie mamy szans konkurować z korporacjami i agroholdingami z Ameryki Południowej – mówił Konrad Krupiński, wiceprezes Warmińsko-Mazurskiego Związku Hodowców Bydła Mlecznego.
Rolnik zwraca uwagę, że przedsmak tego, co może nas spotkać po podpisaniu umowy z Mercosurem, mieliśmy już po wybuchu wojny w Ukrainie, kiedy polski rynek został zalany tańszym zbożem z importu.
– Wtedy nie mieliśmy szans konkurować z Ukrainą, granica została otwarta jak drzwi od stodoły. Teraz też nie będziemy mieli szans konkurować z krajami Mercosur. Tam można stosować substancje zakazane w UE od 20 lat i GMO. Wycinane są tam również lasy Amazonii, a UE mówi nam o ratowaniu planety?! To jedna wielka hipokryzja! Tak naprawdę UE chce na europejskim rolnictwie zrobić biznes dla niemieckich i francuskich korporacji, które sprzedadzą swoje technologie do państw Mercosur, a do nas zostaną przywiezione wołowina, drób, soja, kukurydza – zaznaczał gospodarz.
Rolnicy alarmują, że muszą przestrzegać bardzo surowych wymogów dobrostanowych i proklimatycznych, a za ich plecami pracuje się nad umowami, które wpuszczają na unijny rynek żywność produkowaną w dużo niższych standardach.
– Dostosowujemy się i zwiększamy wszelkie standardy. Wszystko jest rejestrowane, ciągle poddajemy się jakimś kontrolom przeróżnych instytucji. A teraz mamy podpisać umowę na import żywności z krajów, które tak naprawdę nie spełniają żadnych standardów – komentował Wojciech Chrostowski, rolnik z Podlasia i producent mleka.
Zaznaczał, że Mercosur obnaża paradoksy UE, która niby walczy ze śladem węglowym, ale zgadza się na import żywności, która ma płynąć przez pół świata.
Rolnicy obawiają się też, że po podpisaniu umowy ceny bydła mocno spadną.
– Nie ukrywajmy, na pewno tym się to zakończy. W sumie można powiedzieć, że ta umowa jest po to, żeby zniszczyć europejskie rolnictwo. Rolnikom europejskim narzuca się ogromne wymagania, a reszcie świata w ogóle. Dlatego porozumienie nie może wejść w życie – alarmował Karol Faszczewski z Podlaskiego Związku Hodowców Bydła Mlecznego.
mat. zbiorczy Redakcja TPR
fot. arch. red.