
Czy w Niemczech nie ma już pryszczycy?
Od wykrycia pierwszego od 37 lat ogniska pryszczycy w Niemczech, w rejonie Brandenburgii minął ponad miesiąc. W związku z tym, że nie zidentyfikowano kolejnych źródeł wirusa, władze kraju związkowego podjęły decyzję o stopniowym znoszeniu ograniczeń związanych z pryszczycą, co wiąże się m.in. ze zniesieniem strefy ochronnej i przekształceniem jej w strefę nadzoru, a także zmniejszeniem reżimu kontroli w gospodarstwach rolnych, które dotychczas znajdowały się w strefie ochronnej.
Jak pokazują polscy rolnicy, zwiększył się również import zwierząt z Niemiec. Niestety, ale z relacji hodowców wynika, że część transportów świń wjeżdża do Polski także z regionu Brandenburgii. Jak wiedzą rolnicy, jest to zgodne z prawem, pytają jednak, czy na pewno odpowiedzialne ze strony importujących niemiecki żywiec zakładów?
Świnie z Brandenburgii przyjechały do zakładów Rytel k. Łomży?
Polscy hodowcy świń i bydła 17 lutego br. ponownie pojawili się przed jednym z zakładów mięsnych, tym razem w Podgórzu k. Łomży, gdzie zweryfikowali pochodzenie świń jadących na naczepach tirów. Na miejscu akcja była obecna Alina Ojdana ze Związku Zawodowego Rolnictwa Korona, która w relacji na żywo z miejsca blokady wprost stwierdziła, że do zakładu znajdującego się na Podlasiu, w regionie będącym zagłębiem hodowli bydła i produkcji mleka w Polsce, jadą świnie z Brandenburgii.
– Ubojnia Rytel to kolejny zakład, na którego teren wjeżdżają ciężarówki z niemieckimi tucznikami i to dokładnie z rejonu Brandenburgii! Mają do tego prawo. My tego nie kwestionujemy, tylko właściciel tego zakładu, podobnie do Animexu, zaprzeczał, że ściąga niemieckie tuczniki na swój zakład. Dzisiaj, kiedy nie ma kontroli, te samochody wjeżdżają. Dzisiaj i jutro ma przyjechać 8 ciężarówek z terenu Brandenburgii. Ten zakład znajduje się w zagłębiu hodowców bydła, a pryszczyca w pierwszej kolejności atakuje bydło – zakomunikowała Ojdana.
Polscy rolnicy niezmiennie podkreślają fakt, że tak naprawdę nikt nie podał źródła choroby. Mimo upływu czasu wciąż nie wiadomo, skąd wzięła się pryszczyca zdiagnozowana w stadzie bawołów w Brandenburgii, choć jak mówią rolnicy, są przypuszczenia, że przeniosły ją dzikie zwierzęta, a to pozwala im sądzić, że wirus wciąż jest w powietrzu. Hodowcy bydła w wielu przypadkach będący jednocześnie producentami mleka, obawiają się konsekwencji zawleczenia pryszczycy do Polski, ponieważ doskonale zdają sobie sprawę z tego, że gdyby to oni byli na miejscu Niemców, granice zostałyby zamknięte na eksport produktów odzwierzęcych.
– Czy jeśli u nas będzie pryszczyca, to Niemcy też tak szybko nam pozwolą do siebie eksportować? Jeżeli u nas będzie pryszczyca, nie będzie eksportu masła, mleka, żadnych przetworów z mleka, żadnej wieprzowiny, wołowiny, żywych zwierząt! Wszystko, co produkujemy i eksportujemy, a jest tego dużo, zostanie wstrzymane. Niemcy się na nas zamkną. Czy UE ustanowi nam strefy w ciągu dwóch dni, tak jak zrobili z Niemcami? Śmiem wątpić – mówił jeden z rolników obecnych na blokadzie przed zakładami mięsnymi Rytel.
Świnie z Niemiec znów przyjechały do Animexu?
Równolegle z blokadą przeprowadzoną przez rolników na Podlasiu, Janusz Terka wraz z członkami Związku Rolników „Solidarność” z Piotrkowa Trybunalskiego, a także Oddolnego Ogólnopolskiego Protestu Rolników znów pojawił się przed zakładami mięsnymi Animex w Kutnie, by kontrolować przyjeżdżające tam transporty z tucznikami.
– Nie ma już wątpliwości, że te świnie w dużych ilościach przyjeżdżają do Polski. Jesteśmy tu dziś, by pokazać, że jest nadmierny przywóz do Polski, przez co rynek zaczyna nam się rozregulowywać, ceny na tuczniki zaczynają spadać, jesteśmy tym wszystkim rozgoryczeni – stwierdził Terka, dodając – Sytuacja z pryszczycą w Niemczech jest opanowana, ale nie jest do końca wyjaśniona. My, jako Polska, tak naprawdę nie wiemy, co tam się wydarzyło z tą pryszczycą. Występowaliśmy do Głównego Lekarza Weterynarii, czy jest prowadzony monitoring zwierząt dziko żyjących na terenach, na których była pryszczyca. Sądzimy, że GLW takie informacje miał, ale nie do końca nam je przekazał.
Niemieckie świnie zabrały rolnikom rynek zbytu?
Zakłady mięsne Animex Foods dzień po pierwszej blokadzie transportów przeprowadzonej przez rolników w Kutnie wydały oświadczenie, w którym poinformowały, że świnie z Niemiec naprawdę zostały sprowadzone ze względu na konieczność zachowania ciągłości produkcji i brak dostępności tucznika na rynku.
– Jeden transport takich żywych zwierząt jest porównywany ze średnim gospodarstwem u nas w Polsce, bo u nas średnie gospodarstwo, które utrzymuje świnie, to jest niecałe 200 szt. i teraz w tym transporcie też jest 200 szt. Czyli to, co przyjechało na tym samochodzie, rolnik przez rok by sprzedawał w Polsce. Niemiecki transport zabrał nasz rynek zbytu i ten rynek zbytu się kurczy. Niemcy wyczyszczą sobie swoje chlewy i magazyny, a my znowu będziemy mieli kryzys – stwierdził jeden z rolników obecnych na blokadzie w Kutnie.
Rolnicy obawiają się spadków cen świń
Polscy hodowcy świń obawiają się nie tylko zawleczenia pryszczycy do ich gospodarstw, ale również drastycznego spadku cen w związku z importem z Niemiec. Zdaniem rolników, koniec polskiej hodowli świń jest blisko.
– Można się było tego spodziewać. Zastanawiam się tylko, kiedy to wszystko się skończy? Niemcy są dużym producentem trzody chlewnej i sądzę, że to bardzo rozreguluje nasz rynek trzody chlewnej. Zastanawiam się, kiedy nastąpi jakaś reakcja ze strony państwa czy ministerstwa rolnictwa? Gdyby to się stało u nas, to podejrzewam, że jeden samochód ze świnkami, by nie wyjechał do Niemiec. Mamy informacje, że z okolic Berlina jadą świnie i chciałem powiedzieć, że będziemy tego pilnować, bo to jest nasze być albo nie być! Polska hodowla trzody chlewnej chyli się ku upadkowi. Myśleliśmy, że to się rozciągnie w czasie. Nie myślimy o tym, jakie zagrożenie jest ściągane na rynek trzody chlewnej – podsumowali rolnicy w Kutnie.
Wystąpiliśmy do ubojni Rytel w Podgórzu k. Łomży o oświadczenie w sprawie transportu świń z Niemiec, o którym mówią rolnicy. Odpowiedź opublikujemy.
Przeczytaj również:
Justyna Czupryniak-Paluszkiewicz