Blokada w Koszutach może potrwać nawet 30 dni. "To zależy tylko od rządzących
W Koszutach pod Środą Wielkopolska odbył się kolejny protest rolników. Do tego historycznego miejsca, gdzie odbywała się jedna z największych blokad podczas strajków na czele z Andrzejem Lepperem przyjechało około 250 ciągników i 400 rolników. Traktory zablokowały drogę krajową nr 11 w obu kierunkach: i do Poznania, i do Katowic. Przepuszczane były tylko pojazdy służb ratunkowych i autobusy komunikacji średzkiej.
– Mamy protest legalny. Możemy tutaj stać 24 godziny, możemy 48 godzin, a możemy nawet i 30 dni, bo na 30 dni mamy zgłoszony strajk. Jak długo będziemy blokować drogę to zależy tylko i wyłącznie od nas. Chociaż nie, nie od nas, a od rządzących. Niech pokażą, że nie nagrywają tylko filmików na granicy, ale potrafią, przepraszam za brzydkie słowo, je*** w stół i załatwić nasze sprawy, bo zaniedbania na granicy ukraińskiej ciągną się od dwóch lat – mówił Tomasz Kobierski, rolnik z powiatu średzkiego i organizator strajku.
Gospodarz też zwracał uwagę, że w najbliższym czasie wielu polityków będzie chciało pokazać w mediach jakimi są przyjaciółmi rolników. Będą nawet jeździć na granice i nagrywać relacje na swojej media społecznościowe, ale większość z nich zapomni o rolnikach, jak tylko skończą się wybory samorządowe i do Parlamentu Europejskiego.
Rolnik przyznał także, że pierwotnie nie planowano strajku w Koszutach, gdyż wielu rolników z okolic Środy, Śremu, Jarocina czy Kórnika była 9 lutego na proteście rolniczym w Poznaniu. Jednak wojewoda wielkopolska dopiero po 6 dniach od spotkania z demonstrantami przesłała ich postulaty do rządu. Dlatego rolnicy z Wielkopolski poczuli się lekceważenie i ponownie wyjechali na drogi.
Komuś bardzo zależy na zniszczeniu polskiego i unijnego rolnictwa
A postulaty demonstrujących rolników w Koszutach są takie same jak i innych strajkujących już od kilku tygodni, czyli odejście zupełnie od Zielonego Ładu, zaprzestanie sprowadzania produktów rolnych z Ukrainy i w końcu skończenie z ograniczeniami jeżeli chodzi o produkcję rolną.
– Nasze problemy nie są od tygodnia, czy od dwóch tygodni, ale praktycznie od 2 lat. Największy z nich to napływ towarów z Ukrainy, co budzi największe kontrowersje wśród rolników. Do tego w zeszłym roku doszedł nam Zielony Ład. Niby Komisja Europejska chce się z niego wycofać, ale też nie do końca. Chyba mocno komuś zależy, żeby nasze polskie czy europejskie rolnictwo zniszczyć na rzecz… Na rzecz kogo, to możecie sobie sami dopowiedzieć. Ale tak to wygląda, skoro my mamy oddać część swojej ziemi na ugorowanie, a cała reszta świata może sobie produkować jak chce i pryskać czym chce – mówił Tomasz Kobierski.
Z kolei Dariusz Goliński, przewodniczący Rady Powiatowej Wielkopolskiej Izby Rolniczej w Środzie Wielkopolskiej dodaje, że należy również ustabilizować sytuację na rynkach rolnych, bo obecnie produkcja zboża, trzody chlewnej czy mleka nie pozwala rolnikom pokryć nawet kosztów produkcji.
– Jedynie jeszcze cukier nieźle płaci, ale już słyszymy, że towary z Ukrainy cukier wpływa i najprawdopodobniej w tym roku również będzie tragiczny dla plantatorów buraka cukrowego i polskiemu rolnikowi już nic się nie będzie opłacać – przekonuje Dariusz Goliński.
W jego opinii problem z napływem produktów z Ukrainy można byłoby dość szybko rozwiązać po myśli polskich rolników. Z opinii rolnika spod Środy Wlkp. wystarczyłoby wprowadzić drobiazgowe kontrole fitosanitarne, które siłą rzeczy zajmowałyby nawet po kilka dni. Wówczas znaczna część firm zajmujących się importem produktów rolno-spożywczych zrezygnowałaby z tranzytu.
Cena pszenicy niższa niż przed wejściem do UE, a jakie są ceny paliwa czy nawozów?
W strajku rolników w Koszutach brali udział brali także rolnicy, którzy uczestniczyli też w blokadach za Leppera. Jak przyznają, przed wejściem Polski do Unii Europejskiej byli w stanie sprzedać pszenice za 800 zł, a teraz cena pszenicy paszowej jest po 650 czy 700 zł, ale koszty produkcji są zupełnie inne wówczas.
– Paliwo było po niecałe 3 zł, cena nawozu była znacznie niższa niż obecnie – mówi jedne z rolników.
– Nie brałem żadnych dotacji, nie zdecydowałem się na ekoschematy i całe szczęście. Od Unii nie dostałem praktycznie nic, po za wymogami i biurokracją – dodał kolejny z gospodarzy.
Mirosław Jackowiak: młodzi rolnicy nie odpuszczą, walczą o przetrwanie gospodarstw
– Dzisiejszy protest jest inny od wielu poprzednich. Już dawno nie było tu w Koszutach tak wielu rolników, zwłaszcza tak wielu młodych rolników – mówił Mirosław Jackowiak, rolnik spod Środy Wielkopolskiej i weteran rolniczych strajków w regionie. – Obecne protesty nie są tylko o wyższą cenę skupu, ale o przetrwanie naszych gospodarstw. Tu już nie ma zabawy. Zwłaszcza młodzi rolnicy, którzy pobrali kredyty na rozwój gospodarstwa, są zdeterminowani i nie odpuszczą, muszą walczyć o swoje gospodarstwa – dodał rolnik.
Niejako na potwierdzenie jego słów młodzi rolnicy przywieźli ze sobą transparent „Nie będziemy umierać w ciszy”. I tak jest właśnie nastawienie rolników, którzy protestują tutaj w Koszutach i w wielu innych miejscach w całej Polsce.
Paweł Mikos
Fot. Paweł Mikos