Niedawno duński rząd zdecydował o wprowadzeniu opłat od emisji gazów cieplarnianych przez zwierzęta gospodarskie. Ma to nastąpić w 2030 roku. Kiedy Polska wprowadzi takie opłaty?
– Dobrze prowadzone, zrównoważone rolnictwo służy klimatowi i środowisku. Gromadzi też węgiel. Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że rolnictwo jest obszarem, który służy środowisku. Dlatego trzeba inaczej podchodzić do rolnictwa, bo to właśnie rolnictwo jest najbardziej zainteresowane, aby powstrzymać zmiany klimatu. Rolnicy to robią, stosując zrównoważoną produkcję. Jesteśmy za tym, aby utrzymać produkcję zwierzęcą – nie tylko roślinną. Produkcja zwierzęca to także nawóz naturalny, jakim jest obornik, a obornik to próchnica, która służy poprawie stosunków wodnych w glebie.
Czy ktoś w Unii Europejskiej o tym nie zapomniał? Wprowadza nam Zielony Ład, w którym jest sporo pozytywnych założeń. Niestety, duża ich część budzi poważne zastrzeżenia i wątpliwości. Czy pana zdaniem możliwa jest poważna korekta Zielonego Ładu po wyborach do Parlamentu Europejskiego i powołaniu nowej Komisji Europejskiej?
– Pierwsza poważna korekta już nastąpiła. Zmiany w Zielonym Ładzie zostały wprowadzone dzięki naciskowi ze strony rolników w formie ich protestów. Dodać do tego trzeba nasze interwencje oraz liczne wystąpienia jako ministerstwa rolnictwa, a także ustalenia polityczne premiera Tuska z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Zaproponowane przez KE zmiany w Zielonym Ładzie wychodzą naprzeciw postulowanym przez Polskę uproszczeniom oraz w dużej mierze odpowiadają na potrzeby rolników wyrażane w czasie protestów. Podczas naszej prezydencji, którą będziemy pełnić od 1 stycznia do końca czerwca 2025 roku, będziemy zabiegać o dalszy przegląd wymogów Zielonego Ładu. Zależy nam, aby Zielony Ład w słusznych obszarach był wprowadzany i nie przynosił negatywnych konsekwencji dla rolników.
Zielony Ład z jednej strony wprowadza bardzo duże ograniczenia w stosowaniu środków ochrony roślin. Połowa najbardziej toksycznych pestycydów ma zostać wycofana. Z drugiej strony pojawił się opór przeciw korzystaniu z nowych technik genomowych (NTG). Postęp w tej kwestii blokuje także Polska. Dlaczego? Przecież odmiany otrzymane dzięki NTG byłyby rozwiązaniem wielu problemów wynikających z braku chemicznych środków.
– Chcemy uniknąć sytuacji, w której postęp związany z nowymi technikami genomowymi będzie niedostępny dla prac hodowlanych, na czym straciliby rolnicy. Właśnie rolnikom zostałoby w jakimś stopniu ograniczone prawo do korzystania z nasion, a nowe techniki genomowe byłyby narzędziem w ręku wielkich koncernów chemicznych i nasiennych.
Uważamy, że postęp i nowe rozwiązania w technikach hodowlanych są potrzebne. Mogą pomóc w opracowaniu nowych gatunków roślin, które będą odporniejsze na suszę i zmieniające się warunki klimatyczne. Jednakże nie powinno się doprowadzić tego zagadnienia do takiej sytuacji, że pojawi się wiele nieścisłości czy półprawd, tak jak w przypadku GMO.
Problemy rolnictwa w mediach i w polityce od wielu miesięcy prezentowane są wyłącznie z perspektywy producentów zbóż. Tymczasem bardzo ważna dla polskiego rolnictwa branża – mleczarstwo – umiera w samotności. W tej branży skumulowało się bardzo dużo negatywnych czynników. To może fatalnie odbić się najpierw na przetwórstwie, a następnie na dostawcach mleka.
– Były pewne wahnięcia ceny skupu mleka. Ja jestem za wsparciem produkcji mleka. Podnosił to także w rozmowach ze mną Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych, mówiąc, że należy także wesprzeć dostawców mleka, np. za pomocą dopłat do tej produkcji. Zdaję sobie sprawę, że ta produkcja jest bardzo wymagająca i uciążliwa, wymaga poświęcenia ogromnej ilości czasu od rolnika. Na dodatek coraz częściej obserwujemy brak chętnych do pracy przy produkcji mleka. Pomimo ogromnego postępu i automatyzacji pracy w mleczarstwie dalej wymaga ono ogromnego udziału człowieka. Jest obawa, że może nastąpić stopniowe odchodzenie od produkcji zwierzęcej, w tym od produkcji mleka.
A co ze zbójnickimi praktykami sieci handlowych, narzucającymi fatalne warunki zbytu nabiału?
– Uważam, że w tym wypadku mleczarze, spółdzielnie mleczarskie muszą się jednoczyć. W przeciwnym wypadku będą rozgrywane przez sieci handlowe.
Niedawno ukraiński odpowiednik ARiMR zakończył nabór wniosków na dotacje dla rolników posiadających krowy (od 3 do 100 sztuk). Otrzymają oni w przeliczeniu po 630 zł do każdej posiadanej krowy. My podpisaliśmy memorandum o współpracy z Ukrainą w sprawie integracji europejskiej pod kuratelą wiceministra rolnictwa.
– Chciałbym zwrócić uwagę, że memorandum podpisały organizacje mleczarskie. Oczywiście jest to forma jakiejś pomocy dla ukraińskiego mleczarstwa, transferu wiedzy, pewnego rodzaju wsparcia dla nich. Wspierajmy własne rolnictwo i mleczarstwo, ale nie możemy wyhamować czy zabronić wsparcia tego kierunku produkcji na Ukrainie. Nie na tym polega konkurencja.
Kiedy Unia Europejska likwidowała kwoty mleczne, Francuzi zorganizowali mniejszość, która zablokowała rezygnację z pobierania kar za przekroczenie kwot mlecznych w ostatnim roku ich obowiązywania. Polskich producentów mleka kosztowało to 650 mln zł.
– My też bardzo mocno zabiegamy o interesy polskich rolników. W Unii wszyscy walczą o swoje, również i nasze działania na forum unijnym są widoczne, niemniej jednak konkurencja nadal obowiązuje.
Każdego ministra rolnictwa, z którym mam okazję rozmawiać, pytam o realny powszechny system ubezpieczeń upraw w rolnictwie. Czy pana zdaniem jego wprowadzenie jest możliwe?
– Z budżetu dopłacamy prawie miliard złotych do ubezpieczeń. Prowadzimy rozmowy z wieloma firmami, które często wykorzystują swoją przewagę, dając np. krótkie okresy ubezpieczenia czy też wycofując się z ubezpieczania pewnych ryzyk, na przykład przymrozków. Rynek się kształtuje, jest postęp, ale trudno przekonać towarzystwa ubezpieczeniowe do pełnego zrozumienia potrzeb rolników. Firmy wykorzystują swoją przewagę w tym względzie.