LHS działa niezgodnie z prawem?
Piotr Giliański jest rolnikiem, który odpowiada za organizację protestu w miejscowości Durdy na Podkarpaciu. W związku z demonstracją doszło do zablokowania torów, którymi transportowane są towary przez spółkę LHS czyli Linię Hutniczą Szerokotorową podległą Spółce Skarbu Państwa. Teraz rolnik ma odpowiedzieć za powstałą blokadę, dostał wezwanie do zapłaty 1,3 mln zł oraz groźby dotyczące pozbawienia wolności do lat 8.
26 lutego br. w Durdach odbyła się konferencja prasowa z udziałem prawnika Mariusza Miąsko będącego prezesem kancelarii prawniczej, który jednoznacznie stwierdził, że LHS działa niezgodnie z prawem, a pretensje do blokady powinny zostać zgłoszone do samorządu, a nie rolnika.
– Spółka domaga się odszkodowania za zablokowanie torów i uniemożliwienie przez jakiś czas transportu. Takie działanie jest absolutnie bezprawne, ponieważ zakazuje tego wprost ustawa o prawie o zgromadzeniach. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie w 2019 roku jasno się wypowiedział, że nie można dochodzić jakichkolwiek roszczeń od organizatora protestów i za blokady dróg lub jakichkolwiek traktów komunikacyjnych, ponieważ on nie reprezentuje sam siebie, tylko interes publiczny i społeczny. Jeżeli spółka transportująca zboże chce kogoś oskarżyć, to może to zrobić w stosunku do 38 mln Polaków, a nie jednego organizatora – powiedział Miąsko.
Samorząd odpowiada za blokady podczas protestów
Protesty rolników w Polsce przebiegają w pokojowej atmosferze, są organizowane legalnie i rzadko dochodzi do poważniejszych incydentów. Tak samo było w Durdach, gdzie rolnicy przeprowadzili blokadę torów kolejowych zgodnie z prawem i za zgodą wydaną przez samorząd.
– Takie prawo obowiązuje od 2019 r., kiedy wówczas za jeden z protestów urząd miasta chciał wymierzyć sankcje wobec jednego z organizatorów protestu. LHS nie bierze pod uwagę, okoliczności. To nie pan Piotr jako organizator protestu wyłączył tory z ruchu, tylko samorząd. Organizator tylko dokonuje zgłoszenia, a to samorząd decyduje o wyłączeniu danego odcinka z ruchu kolejowego lub nie, ponieważ prawo o zgromadzeniach przyznaje mu takie uprawnienie. Rolnicy na tych torach protestowali oraz je blokowali wolą i decyzją samorządu lokalnego – mówił prawnik.
Rolnik nie może zapłacić sankcji, bo nie jest winien
Jak wynika z informacji przekazanych przez prawnika, rolnik nie może ponieść indywidualnej kary za to, że tory zostały zablokowane, ponieważ nie ma takiego prawa, którego by to warunkowało.
– Nie można wymierzyć sankcji jakiejkolwiek ani domagać się roszczeń od rolnika skoro działa legalnie, w interesie publicznym, zgodnie z ustawą, która jest ustawą Lex Specialist, wyłączającą inne ustawy – stwierdził Miąsko.
Rolnik wezwany przez LHS do zapłaty kary
Zdaniem prawnika Miąsko, to kolej zachowała się w sposób nieodpowiedni, ponieważ wiedząc o proteście, nie powinna dopuścić do transportu towarów w miejscu blokady.
– To nie protestujący rolnicy, a kolej, która nie wyłącza pociągów z ruchu, jeśli jest powiadomiona o legalnym proteście, stwarza zagrożenie dla protestujących. Trzeba mieć naprawdę tupet, żeby będąc Spółką Skarbu Państwa podlegającą rządowi zaatakować rolnika, który legalnie, w interesie publicznym realizuje protest w miejscu do tego wyznaczonym przez samorząd. To jest jakieś kuriozum – nie krył oburzenia Miąsko.
Rolnik nie czuje się winny blokadzie
Oskarżony o utrudnianie protestu rolnik otwarcie mówił o tym, że nie czuje się winny powstałej blokadzie, ponieważ demonstracje są organizowane w interesie wszystkich. Trudno jest mówić o tym, że miał on indywidualny wpływ na zaistniałą sytuację.
– Dostałem wezwanie od LHS do zapłaty 1,3 mln zł kary oraz groźby o pozbawieniu wolności do lat 8. Nie czuję się winny, bo rolnicy działają w interesie wszystkich, a nie tylko swoim – powiedział Giliański.
W związku z pismem, które otrzymał prawnik Miąsko zapowiedział zgłoszenie do prokuratury ataku na rolników oraz domagał się odpowiedzi od ministra infrastruktury na pytanie, czy spółka LHS, w jakimkolwiek stopniu uczestniczy lub uczestniczyła w łamaniu embargo, które obowiązuje w Polsce na transport czterech rodzajów zbóż. W tym m.in. pszenicy, rzepaku i kukurydzy.
Oprac. Justyna Czupryniak
Źródło: YT/Tarnogorski