Rukwied o tym, co się stanie, gdy Ukraina wejdzie do UE
Jak poinformował niemiecki Top Agrar, szef Związku Rolników Niemieckich (DBV) Joachim Rukwied odniósł się do planowanego włączenia Ukrainy do UE i konsekwencji, które poniesie niemieckie rolnictwo. Dotychczas Niemcy nie ubolewali głośno nad nadaniem członkostwa państwu objętemu wojną. Teraz Rukwied przedstawił swoje stanowisko, które nie do końca spodobało się przedstawicielom innych partii.
– Po wejściu do UE gospodarstwa rodzinne spotkają się z rolnictwem na dużą skalę, z tysiącami hektarów ziemi w rękach inwestorów i konsorcjów. Naprawdę widzę niepewną przyszłość gospodarstw rodzinnych lub wielorodzinnych w Europie – powiedział Rukwied.
Z jego słowami nie zgodził się m.in. przedstawiciel partii Zielonych, minister ds. bezpieczeństwa Sebastian Schäfer, który stwierdził, że Rukwied swoimi jednostronnymi wypowiedziami przedstawił siebie jako „propagandowego wspólnika Władimira Putina”. Zdaniem Schäfera, akcesja Ukrainy do UE będzie krokiem ku reformie europejskiego rolnictwa, a nie zagrożeniem dla mniejszych gospodarstw.
Jakie jest zdanie niemieckich rolników w sprawie akcesji Ukrainy do UE?
Niemieccy rolnicy aktywnie włączyli się w komentowanie postępowania części rządu, godząc się z Rukwiedem, że akcesja Ukrainy do UE może przynieść opłakane skutki gospodarstwom rodzinnym i wielorodzinnym.
Wśród odpowiedzi rolników z Niemiec pojawiły się głosy sprzyjające twierdzeniu Rukwieda. Zdaniem Wilfrieda Schmitza, ma on rację, mówiąc o zagrożeniach wynikających dla niemieckich rolników z akcesji Ukrainy do UE, a poglądy Zielonych uważa za ideologiczne.
– Jeśli Ukraina dołączy, będziemy mogli stworzyć tutaj jeszcze więcej łąk kwietnych, ale wtedy możemy całkowicie zapomnieć, że gospodarstwa rodzinne mogą nadal produkować ekonomicznie – napisał Schmitz.
Czy Ukraina przyciśnie do muru cały europejski sektor?
Niemieccy rolnicy obawiają się również tego, że Ukraina „przyciśnie do muru” europejskie rolnictwo, ponieważ ukraińskie gospodarstwa rolne funkcjonują na takich samych prawach, jak rosyjskie, a ich znaczna część należy do Amerykanów. Ponadto nie pokoi ich fakt, że właścicielami gruntów na Ukrainie są często zagraniczne konsorcja i inwestorzy, czego efektem jest rozkwit korupcji. Jak uważa rolnik, Bernad Brunhöver, rozpoczęcie rozmów akcesyjnych na tym etapie przygotowania nie przyniosłoby spodziewanych rezultatów.
Do sprawy odniósł się prof. Alfons Balmann z IAMO, który określił twierdzenie dotyczące tego, że duża część Ukrainy jest w amerykańskich rękach jako błędne i rzadko gdziekolwiek poprawiane. Jak wyjaśnił naukowiec, cudzoziemcom i firmom należącym do osób zza granicy nie wolno posiadać ziemi i nie mają oni również prawa do jej zakupu, dlatego nie mogą mieć gruntów na własność.
W czym miałaby pomóc składka na 1000 ha w UE?
Zdaniem komentującego sprawę Ludgera Hengelsberg’a, na terenie Ukrainy działa wystarczająco dużo korporacji, które są wspierane dotacjami rolniczymi. Bardziej martwi się o losy gospodarstw rodzinnych.
– Jeśli budżet pozostanie taki sam i dodamy ziemię na Ukrainie, duża część pieniędzy trafi do dużych firm. Wtedy należałoby ustalić limit składek na 1000 hektarów – stwierdził Albert Koch.
Z kolei Klaus Beyrer uważa prowadzenie negocjacji z państwem objętym wojną za „całkowicie niezrozumiałe”.
– Standardy produkcji rolnej w tym kraju są lata świetlne od naszych i tak naprawdę nie są wpuszczane do UE, ponieważ Ukraina jest nadal krajem trzecim. Jeśli niektórzy ekologiczni fantaści są teraz oburzeni wypowiedziami Ruckwieda, pokazuje to tylko, jak daleko ci ludzie są od rzeczywistości – podsumował Beyrer.
Oprac. Justyna Czupryniak
Źródło: topagrar.com