Co z Narodową Polityką Rolną?
Przed wyborami – a przez ponad rok będziemy mieli czas wyborczy – zaczynają się uaktywniać związki zawodowe. Popierająca rząd Solidarność chce tego samego co opozycyjny OPZZ – podwyżki płac dla pracowników sfery budżetowej. Bardzo realne jest, że jesienią zaczną się protesty pracowników służby zdrowia. Jak na tym tle wygląda walka o większe środki z budżetu krajowego na rolnictwo, czyli na Narodową Politykę Rolną. Jak wiadomo, w tegorocznym budżecie zarezerwowano na ten cel 9 miliardów złotych, czyli poniżej 0,5 procenta Produktu Krajowego Brutto. A przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi PiS głosił hasło, że na ten cel trzeba przeznaczyć równowartość przynajmniej 1,2% PKB.
Naszym zdaniem, przyszłoroczny budżet nie wytrzyma takiej sumy. Ale z chwilą rozpoczęcia realizacji przez UE nowej perspektywy finansowej, to jest w 2020 roku, taka wartość PKB powinna zostać odzwierciedlona w pozycji wydatki na rolnictwo w budżecie państwa i systematycznie się zwiększać – przynajmniej do 1,8% PKB w 2027 roku. Zaś proces wzmacniania Narodowej Polityki Rolnej powinien być zagwarantowany przez wszystkie siły polityczne. Tak, by było to swoiste porozumienie ponad podziałami politycznymi – podobnie jak w przypadku wydatków na obronę narodową. Dlatego pod listem posła Jarosława Sachajki do premiera Mateusza Morawieckiego poświęconego tej kwestii , powinni się podpisać wszyscy parlamentarzyści.
Pamiętajmy, że jest więcej niż pewne, że nowa perspektywa finansowa UE – na lata 2020–2027 oznacza znacznie mniejsze pieniądze dla polskich rolników. A szanse na to, by dostali oni dopłaty bezpośrednie na poziomie francuskich, niemieckich czy też holenderskich farmerów są znikome. Chyba że wspomniani starounijni farmerzy zgodzą się na ich obniżenie do polskiego poziomu. Powiedzmy sobie szczerze, że już samo złożenie im takiej propozycji oznaczałoby, że w centrum Paryża, Berlina, Amsterdamu, czy też Brukseli pojawiłyby się masowo ciężkie ciągniki, a zapach gnojowicy zdominowałby ulice tych miast. Jest więc bezdyskusyjne, że potrzebne są większe środki na Narodową Politykę Rolną, bo bez nich polskie rolnictwo zacznie się zwijać.
Naszym zdaniem, przyszłoroczny budżet nie wytrzyma takiej sumy. Ale z chwilą rozpoczęcia realizacji przez UE nowej perspektywy finansowej, to jest w 2020 roku, taka wartość PKB powinna zostać odzwierciedlona w pozycji wydatki na rolnictwo w budżecie państwa i systematycznie się zwiększać – przynajmniej do 1,8% PKB w 2027 roku. Zaś proces wzmacniania Narodowej Polityki Rolnej powinien być zagwarantowany przez wszystkie siły polityczne. Tak, by było to swoiste porozumienie ponad podziałami politycznymi – podobnie jak w przypadku wydatków na obronę narodową. Dlatego pod listem posła Jarosława Sachajki do premiera Mateusza Morawieckiego poświęconego tej kwestii , powinni się podpisać wszyscy parlamentarzyści.
Pamiętajmy, że jest więcej niż pewne, że nowa perspektywa finansowa UE – na lata 2020–2027 oznacza znacznie mniejsze pieniądze dla polskich rolników. A szanse na to, by dostali oni dopłaty bezpośrednie na poziomie francuskich, niemieckich czy też holenderskich farmerów są znikome. Chyba że wspomniani starounijni farmerzy zgodzą się na ich obniżenie do polskiego poziomu. Powiedzmy sobie szczerze, że już samo złożenie im takiej propozycji oznaczałoby, że w centrum Paryża, Berlina, Amsterdamu, czy też Brukseli pojawiłyby się masowo ciężkie ciągniki, a zapach gnojowicy zdominowałby ulice tych miast. Jest więc bezdyskusyjne, że potrzebne są większe środki na Narodową Politykę Rolną, bo bez nich polskie rolnictwo zacznie się zwijać.
Straty spowodowane przez suszę przekroczyły już 1 miliard złotych
Susza wyrządziła wielkie szkody polskiemu rolnictwu. Oficjalnie oszacowane szkody w gospodarstwach znacznie przekroczyły wartość miliarda złotych. Gdyby każdy rolnik policzył ile kosztowała go ta plaga, to należałoby tutaj mówić o wielu miliardach złotych. Ale wysuszona jest prawie cała Europa. Choć nie tylko, najbardziej ta plaga dotknęła farmerów z Australii. Wróćmy do naszego kraju, prawie we wszystkich regionach spada skup mleka. Jest pewne, że część rolników nastawionych na produkcję mleka będzie miała kłopoty z paszami. Jednak w perspektywie najbliższych dwóch miesięcy ceny zbytu produktów mleczarskich powinny wzrosnąć, nawet proszku mlecznego. Jest tylko pytanie, jaki to będzie poziom wzrostu? Czy aby zostaną pokryte rosnące koszty produkcji związane ze wspomnianą suszą.
ASF i ekolodzy w natarciu
Coraz trudniejsza staje się sytuacja na „froncie walki” z ASF. W Polsce wirus zaatakował kolejne województwo (podkarpackie), pojawił się w okolicach Otwocka – będącego sypialnią stolicy. Zaś w Rumunii jest już 500 ognisk choroby w gospodarstwach. ASF pojawił się także w Chinach (największy producent wieprzowiny na świecie). Chyba czas zacząć przyzwyczajać się do wędlin z drobiu.
A jeśli już jesteśmy przy drobiu, to ostatnio uaktywnili się jego obrońcy. Jedna z organizacji stara się zmusić Krakowski Kredens, producenta delikatesowej żywności, do rezygnacji z jaj pochodzących z chowu klatkowego. Ekolodzy twierdzą, że na polskich fermach panują skandaliczne warunki hodowli. To nic, że przed 6 laty w Europie trzeba było wprowadzić klatki gwarantujące nioskom o połowę więcej miejsca, gniazda, grzędy, ściółkę oraz lepszy dostęp do poideł i karmideł. Piszemy o tym, bo tylko patrzeć, jak „zieloni” zaczną pikietować mleczarnie, by nie kupowały mleka od krów z obór uwięziowych albo mięsa tuczników wyhodowanych z prosiąt, które rodziły się w kojcach (dla ekologów to również klatki).
Chcielibyśmy się podzielić informacjami od naszych Czytelników, którzy sygnalizują nowe zagrożenie. Chodzi o bobry, które zaczęły żywić się kukurydzą. Co się stanie z populacją bobrów pasionych na kukurydzy? Nie mamy wątpliwości, że tak jak w przypadku dzików, nikt nad nimi nie zapanuje.
Krzysztof Wróblewski
Krzysztof Wróblewski
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni